4. Diagnoza

148 13 0
                                    

Aurora spojrzała na Sebastiana, który podniósł się do pozycji stojącej. Sama ubrała na siebie fartuch, który zabierała na jutrzejsze zajęcia na uczelnię i rękawiczki. Czarnowłosy popatrzył na nią lekko zdziwiony, ale nic na to nie powiedział. 

- Przyniosę osobny karton z kocem, żebyś się nie pomyliła z tymi maluchami - oznajmił a dziewczyna zaśmiała się cicho kiwając głową. 

- Dobrze, ja już zacznę - powiedziała głaszcząc kocią mamę. Zwierzę od razu zaufało młodej weterynarz. Czarnowłosy przygotował osobny karton z kocykiem i położył go obok dziewczyny. Usiadł tak, żeby nie przeszkadzać Aurorze. Ona zaś brała kocięta po kolej i badała tak, jak pokazywała jej kilka razy Margo. Obie kilka razy zajmowały się takimi maluszkami. 

Gdy skończyła, obejrzała również kotkę, która wyglądała na zmęczoną opieką nad swoim potomstwem. Aurora uśmiechnęła się lekko do niej i pogłaskała ją po głowie. 

- Czy możesz przynieść miseczkę z wodą? - spytała Sebastiana. Mężczyzna skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna westchnęła. 

- Myślisz, że może coś z tego być? - zapytała cicho kotkę, ale zwierzę zaczęło się myć. Czarnowłosa przełożyła z powrotem maleństwa, które zasnęły przy mamie. 

- No, ty też pewnie miałaś jedno lub dwa spotkania i widać, jak cię urządził - odparła z przekąsem. Zdjęła rękawiczki wrzucając je do torby. Sebastian wrócił z miseczką wody i postawił ją obok zwierzęcia. 

- I co z kociętami? - spytał Aurory. Dziewczyna spojrzała na niego. 

- Wszystko w porządku. Jakbyś dał radę je przynieść jutro do lecznicy to dostaną odpowiednie leki zapobiegawcze i będą mogły trafić do adopcji. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale poproszę Margo, żeby jeszcze je obejrzała - powiedziała dziewczyna zdejmując rękawiczki oraz fartuch. Schowała wszystko starannie poskładane do torby. 

- Przyniosę je jutro. O której zaczynasz pracę? - spytał. Aurora westchnęła cicho. 

- Jutro nie pracuję. Mam zajęcia na uczelni - odpowiedziała. Domyślała się, że mężczyzna mógł chcieć jej obecności przy oddaniu kotków, ale grafik nie pozwalał nawet na przyjście na chwilę. 

- A kiedy będziesz? - zapytał z serdecznym uśmiechem. Dziewczyna zapięła torbę i ostatni raz pogłaskała kotkę. Wstała na równe nogi. 

- Dopiero pod koniec przyszłego tygodnia - odparła półgłosem i spojrzała w jego oczy. 

- Niestety taki mam rozkład dnia. Przez naukę mogę zajmować się praktykami w lecznicy w sobotę i niedzielę - wyjaśniła. Nawet nie wiedziała, czemu to powiedziała.

- Rozumiem. Chciałem, żeby miały odpowiednią opiekę a ty byś mogła nad tym czuwać, ale zaufam. Jutro wieczorem je zaniosę - odparł, ale jego wcześniejszy uśmiech zmniejszył się. 

- O, no... wzbudzasz we mnie wyrzuty sumienia, wiesz? Przyjdę o dziewiętnastej - powiedziała i przetarła oczy. Chłopak zaśmiał się cicho a jego śmiech dziewczyna uznała za wyjątkowo uroczy. Wróciła wzrokiem do jego czerwonych tęczówek. 

- Naprawdę nie musisz - odparł a ona założyła ręce na piersi. 

- Już postanowione. Bądź w miarę punktualnie - zarządziła z uśmiechem. Lokaj skinął głową. 

- No dobrze. A teraz pozwolisz, że zaproponuję odwiezienie do domu? Jest już późno - zaproponował. Aurora od razu pokiwała zadowolona. Nie miała najmniejszej ochoty wracać na piechotę z tą dużą torbą i o tak późnej porze. Poza tym, właścicielka kliniki skutecznie ją nastraszyła tymi atakami. 

Forgive me for breaking your heart | Sebastian Michaelis |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz