Rozdział 1: Umarł Cesarz, Niech Żyje Nowy Pretor [Hazel]

48 1 0
                                    

Widok znajomych miejsc zakrywała mi mgła oraz dym. Pomimo to na grzbiecie Ariona dalej przedzierałam się przez pole bitwy zabijając tyle potworów Kaliguli ile się dało. Starałam się nie myśleć o Franku zapewne walczącym teraz z cesarzami, co miało zadecydować o losach całej bitwy. Nawet nie znałam jego planu. Zapewniał, że wie co robi, więc nie pozostało mi nic innego jak mu zaufać.

Musiałam się skupić na swoim własnym zadaniu. Przetrwaniu masakry aż do przybycia pomocy za którą ręczyli Ella i Tyson, ale nie chcieli podać szczegółów. Pomimo ich pewności w powodzenie tego tajnego planu, nie potrafiłam podzielać ich entuzjazmu. Cały Olimp był wrogo nastawiony do wszystkich herosów i w żadnym wypadku nie zamierzali zmienić zdania dopóki nie oddamy im Liwii Rêverse. Jako jej przyjacióła oraz równocześnie pretorka nie mogłam się na to zgodzić. To byłoby sprzeczne z wszelkimi zasadami panującymi w Obozie Jupiter. Rzymianie nie wydawali swoich żołnierzy wrogom. Tym bardziej, którym nie udowodniono winy. Z tego powodu pojawienie się Olimpijczyka w Obozie Jupiter graniczyłoby z cudem, a innego sposobu ocalenia z tej beznadziejnej sytuacji nie mogłam sobie wyobrazić.

Poczułam jak Arion zaczął niespokojnie chrapać. To nigdy nie oznaczało nic dobrego. Nie myliłam się. Krzyknęłam, gdy coś zepchnęło mnie z jego grzbietu prosto na piach. Zignorowałam ból próbując zrzucić z siebie napastnika, który przygwoździł mnie do ziemi. Widziałam wyraźnie jego głodne mlecznobiałe ślepia. Ogarnęła mnie panika. To był eurymonos. Jedne zadrapanie wystarczyło, aby do mojej krwi dostał się jego jad zamieniający powoli herosów w bezmyślne zombie. Jego pobratymcy właśnie w ten sposób pozbyli się wielu legionistów zmuszając ich do walki przeciwko dawnym towarzyszom broni. Nie zamierzałam być następna. Wolałam już śmierć od takiego losu.

Próbowałam dźgnąć go swoją Spathą, ale potwór łatwo się nie poddawał. Wyczuwał, że jestem córką jego dawnego pana Plutona, a to tylko pogłębiało jego wściekłość. Próbował wyrwać mi broń, ale z całej siły zaciskałam na niej ręce. Pchnęłam go ostrzem w pierś, ale z daleka słyszałam odgłosy kolejnych zbliżających się potworów. Nie byłabym w stanie pokonać ich wszystkich w takim położeniu. Eurynomos wykorzystał moją chwilę nieuwagi, aby zaatakować. Ledwo zdążyłam przesunąć rękę w którą zamierzał zatopić kły.

Kolejnym sprawnym ruchem najwyraźniej zamierzał wycelować w szyję. Zasłoniłam twarz modląc się w duchu, aby chociaż pożarł mnie w całości. Jednak zamiast spodziewanego bólu poczułam maź oblepiającą mi każdy kawałek skóry. Niemal ogłuchłam od dźwięku przypominającego pęknięcie balonu giganta. Wszędzie poznałabym to obrzydlistwo.

— Oktawian? Co ty najlepszego tutaj wyprawiasz? — krzyknęłam rozwścieczona próbując pozbyć się ropy z oczu.

— O ile się orientuję, ratuję ci życie. Szanowna pani pretor nie musi dziękować. To byłoby poniżej jej godności — prychnął chłopak pomimo to wyciągając rękę, aby pomóc mi wstać.

Pozwoliłam mu na to wiedząc, że sama nie dam rady wstać przez obolałe mięśnie i kości. Mimowolnie zaczęłam mu się przyglądać. Ostatnio widziałam go w Obozie Herosów po wygranej wojnie z Gają, gdy skruszony zdecydował się przyjąć propozycję terapii od Willa Solace'a. Już po jego zdrowszym wyglądzie mogłam stwierdzić, że syn Apolla był po prostu istnym cudotwórcą. Wcześniej śmiertelnie blada cera Oktawiana nabrała opalenizny, a ciało nabrało trochę na masie, dzięki czemu nie wyglądał już jak strach na wróble w wiecznie zbyt dużych ubraniach. Nawet okrutne niebieskie oczy, które odziedziczył po matce lekko złagodniały. Jedyną niezmienną częścią pozostawał psychopatyczny uśmiech. No cóż, nikt nie jest idealny.

— A tak serio? Od miesięcy nie mogliśmy się skontaktować z Obozem Herosów. Próbowaliśmy na wszelkie sposoby, ale chyba Olimp odciął nam dostęp do iryfonów.

Przekleństwo Olimpu: Dzieci Chaosu [Nico Di Angelo] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz