Naprawdę potrafiłam wiele znieść. Sami musicie przyznać, że nigdy nie należałam do osób głośno skarżących się na swój los. Wolałam trzymać wszystko w środku aż wybuchnie. Jednak słuchanie beznadziejnych wymówek Nico, przez które podobno nie mogłam iść z nim na misję szukania Valdeza, to było już nawet dla mnie zdecydowanie zbyt wiele.
- Nie jestem małym dzieckiem! A poza tym jestem od ciebie starsza. Mogę robić co żywnie mi się podoba.
- Zachowujesz się cały czas jak dziecko, więc nie nie dajesz mi wyboru. Muszę cię tak traktować. Nigdzie nie pójdziesz. - Machnął ręką oskarżycielskim ruchem. - A poza tym teoretycznie rzecz biorąc to ja jestem starszy.
- Masz rację, panie niszczycielu uśmiechów dzieci. Na pewno wiele się nauczyłeś o dorosłości grając w planszowe gierki, kiedy ja samotnie walczyłam na śmierć i życie w Labiryncie!
- To właśnie świadczy o twojej ignorancji. Nikt cię tam siłą nie trzymał. W każdej chwili mogłaś wyjść. Ale nie, wolałaś się bawić w złą dziewczynkę mającą kryzys egzystencjalny.
Wymierzaliśmy sobie te słowne ciosy prawie przez całą godzinę. Przynajmniej tak myślę. Straciłam poczucie czasu po wymienieniu wszystkich jego planów niewypałów, które na nasze nieszczęście wcielił w życie. Dawno bym się na niego rzuciła i rozdrapała twarz za te wszystkie oszczerstwa, ale niestety Oktawian trzymał mnie w mocnym uścisku. Natomiast Nico powstrzymywała Hazel, która wydawała z siebie dość dziwne dźwięki przypominające zepsuty traktor. Świetnie, już wypracowali sobie pretorski kod. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby w końcu pozwolili mi pobić mojego nieznośnego chłopaka.
- Nie mam czasu się teraz z tobą kłócić - Syn Hadesa w końcu wyrwał się swojej młodszej siostrze. - Zdecydowanie wystarczę ja, Hazel i Artemida. Trójki zawsze się sprawdzają. Poza tym mamy tylko kilka dni na wykonanie zadania, a ty byś nas tylko spowolniła.
Pewnie tego nie planował, ale poczułam się jakby mnie spoliczkował. Według niego byłam mniej przydatna od ledwie żywej z przemęczenia Hazel. I nie tylko on. Wszyscy herosi mieli mnie teraz za nieudacznicę, która nawet nie zauważy wroga stojącego jej tuż przed twarzą. Głupie oczy. Przełknęłam łzy nie chcąc dawać mu tej satysfakcji. Słyszałam coraz cichsze kroki Nico aż w końcu kompletnie ucichły. Naprawdę to zrobił. Znowu podjął decyzję, której później będzie żałował. Niestety nigdy nie uczył się na błędach.
Ponure myśli nie opuszczały mnie przez cały dzień pomimo prób Oktawiana, aby mnie rozweselić. Za bardzo przejmowałam się planami Bianki. W końcu nie wysłała Nico listu tylko po to, żeby się z nami podroczyć. Może sama nie była jakimś Einsteinem planowania, ale Will już zdecydowanie tak. To musiała być jakaś pułapka. A ja nie mogłam zrobić nic, aby temu zapobiec.
- Dziwnie sobie okazujecie miłość, nie powiem - zagadnął Oktawian, gdy przeglądaliśmy mapy.
Poprawka, on przeglądał papiery mogące nam pomóc w ulepszeniu zabezpieczeń obozu, a ja tylko dramatyzowałam. Na moją obronę jeszcze nikt nie wymyślił obrazków Bralie'a dla niewidomych. A przynajmniej tak myślałam. Nigdy nie wiadomo.
Oktawian przeglądał je z prawdziwym zaangażowaniem. Nadal nie mogłam uwierzyć, że po tym wszystkim naprawdę pozwolili mu zostać pretorem. Trudno było kupić historyjkę, że nie mieli lepszego kandydata. Sama byłam sceptyczna do tego pomysłu. Całe życie pragnął zdobyć to stanowisko, a to prawie doprowadziło go do zbombardowania całego Obozu Herosów greckim ogniem. To raczej nie nadawało się do wpisania do CV. Nie byłam pewna czy był gotowy przewodzić legionowi. Nie chciałam ponownie stracić brata, gdy udało mi się go w końcu odzyskać.
- Tak wygląda normalny związek braciszku. Trzeba trochę pokrzyczeć, aby rozładować emocje. Zrozumiesz, gdy będziesz miał dziewczynę - pouczyłam go żartobliwie.
CZYTASZ
Przekleństwo Olimpu: Dzieci Chaosu [Nico Di Angelo]
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ PRZEKLEŃSTWO OLIMPU: CÓRKA MORFEUSZA Akt. III Po długiej wojnie z Kaligulą, herosom w końcu udało się odzyskać Obóz Jupiter. Nie obyło się bez bolesnych strat. Jednak to dopiero początek ich problemów. Olimp grozi nową interwencją zbrojn...