„Każdy ma odrobinę magii."

103 11 64
                                    

„Kapłan i Kuglarz nigdy pod dachem kamiennym nie zasną, ani nawet w czasie deszczu pod nim przebywać nie mogą, gdyż grozić to może rychłym równowagi zachwianiem". ~ Zasada Czwarta.

|}×{|

– ...właśnie tak umarła ostatnia hydra. – Mężczyzna ubrany w koszulę z niezliczoną ilością kolorowych łat uniósł palec ku kamiennej kopule karczmy. – A grzyby i mech zyskały szczątkową świadomość. – Kuglarz zakończył historię z tajemniczym uśmiechem, po czym stuknął o podłogę drewnianą laską.

Końcem kostura wymierzył w grupkę dzieci, ciasno zbitą na kilka kroków od kominka i niego samego. Zamaskowanym, w uniesieniu drugiej ręki nad głowę, ruchem kciuka odsunął drobną dźwignię. Wystawała ponad żywe, gładkie drewno na ledwie pół paznokcia, ale tyle wystarczyło żeby otworzyć rozszerzony szczyt laski. Mężczyzna odruchowo przymknął oczy, a odrobina magii, jak ciepły wiatr prześlizgnęła się przez jego głowę i usta. Burza złotych i srebrnych wstążek wystrzeliła z kostura i zasypała dzieci, wywołując radosne okrzyki.

Korzystając z kilku chwil spokoju, wyjrzał przez jedyne okno na parterze. Ściekały po nim pierwsze krople brudnej, zielonkawej wody. Słońce musiało zajść już ponad pół świecy temu. Dopóki świeciło, skroplenie się cieczy z powietrza na płaskiej, nagrzanej powierzchni, było niemal niemożliwe. Kuglarz objął spojrzeniem ulicę pełną prostujących się grzybów, wpełzającego pod wystające dachy i parapety mchu oraz ludzi umykających do budynków o dachach z kamiennych płytek. Nikt nie chciał zmoknąć, a przynajmniej nie bardziej niż to konieczne.

Odwrócił się do grupki, już powoli otrzepującej się ze wstążek. Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, ukazując, że brakuje mu tylko jednego zęba. 

– Ostatni żart na dzisiaj! Potem grzecznie do łóżek, bo za chwilę zacznie się deszcz!

Odpowiedziały mu odgłosy niechęci, ale dzieci szybko ucichły. Już to, że w miasteczku pojawił się Kuglarz było niesamowitym zjawiskiem. Enin, przesadnie i robiąc miny, zatarł ręce, po czym nabrał tchu, wywołując falę śmiechu też u dorosłych przy stołach.

– Więc..! Dlaczego mech nie obłazi w nocy Kuglarzy ani Kapłanów? 

Dwie dłonie od razu wystrzeliły w górę. Enin łaskawie wskazał na młodszego chłopca, na oko tuż po swojej siódmej wiośnie.

– Bo mają... – Przerwał żeby nabrać powietrza, przez ściśnięte ekscytacją gardło. – ...mają ubrania śmierdzące kadzidłem!

Kuglarz ściągnął brwi w udawanej srogości i okręcił się na pięcie. W trakcie tego ruchu wcisnął do ust kulkę kadzidlaną. Pozwolił iskierce magii przepłynąć przez swoją głowę, aż na język. Pochylił się w stronę chłopca i dmuchnął mu dymem prosto w twarz. Rozległy się śmiechy i klaskanie, a poszkodowane dziecko otwarło szeroko buzię, próbując połknąć kłąb dymu. Enin uśmiechnął się szeroko i wskazał na drugiego ochotnika do odpowiedzi.

– Bo mają magię, którą straszą mech! – Chłopak, starszy od poprzedniego o dobre kilka wiosen, zacisnął pięści i siąknął nosem.

Z grupki w jednej chwili wyrwało się inne dziecko, krzycząc z autentycznym przejęciem w oczach.

– Wszyscy mają odrobinę magii, Refo!

Natychmiast poparło go kilka głosów, a Enin wyciągnął z rękawa paczuszkę pełną siwych strączków. Rozerwał jej koniec i rzucił całością o podłogę.

– Bo złych mchy nie obłażą! – Krzyknął o wiele głośniej niż było to potrzebne, spoglądając w stronę okna.

Biały dym wzbił się w górę, całkowicie zakrywając sylwetkę Kuglarza. Ten ruszył natychmiast, przeskoczył nad blatem, zgarniając worek z datkami i przepchnął się obok barmana. Płynnym ruchem otworzył okno i wyskoczył na ulicę. Wypadł na ciemny, mokry bruk, przetoczył się i ścisnął mocniej laskę. Rzucił się biegiem w stronę ciemno zielonej ściany lasu, po drodze zrywając z płotu swój płaszcz, pozostawiony tam wcześniej. Naciągnął go na siebie, przykrywając się zupełnie innym spektrum barw. Ciemna zieleń, brąz, granat i ognisty pomarańcz mieszały się, tworząc niesamowite wzory na jego plecach i ramionach. Jego błękitna czupryna mocno odcinała się od kołnierza, a pierwsze krople deszczu powoli zaczęły ją moczyć, więc nasunął na głowę kaptur. Wyminął kępę grzybów o kapeluszach tak twardych, że nawet nie odginały się pod uderzeniami ciężkich kropel i jeszcze bardziej przyspieszył. W końcu nie chciał zmoknąć. A przynajmniej nie bardziej niż to konieczne.

Roztrzaskany SakranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz