Rozdział 8

17 2 1
                                    


-Czyli jednak znowu się spotykamy...


-Skąd...jak, co, jakim cude...- nie skończyłam mówić, bo mężczyzna mi przerwał.

-Ci ci ci, nie bój się, nikomu nic się nie stanie, dopóki będziesz posłuszna.- wyszeptał mi na ucho, na co się wzdrygnęłam.

-A-ale Robert...Wszystko się skończyło, to nie wróci...

-Historia lubi się powtarzać, Marylko, oj lubi.- powiedział i tym razem energicznie złapał mnie za nadgarstek.

-Robert, to boli, puść mnie.- powiedziałam histerycznym tonem, bałam się go bo wiedziałam do czego był zdolny.

-Powiedziałem ci już. Bądź posłuszna, i nikomu nie stanie się krzywda. No, prawie nikomu...

Po tych słowach mężczyzna wciąż trzymając mnie za rękę zaczął mnie prowadzić w stronę drogi. Byłam przerażona, nie wiedziałam jak się zachować. Makłowicz, bo tak nazywał się mężczyzna, nie był ode mnie nie wiadomo jak wyższy (Dop. aut. Sprawdziłam w necie nawet i jest od niej wyższy o tylko 1 cm) ale miał żelazny uścisk z którego trudno byłoby mi się wydostać. Byłam w pułapce przygotowanej przez Roberta.

Po paruset metrach zobaczyłam wyszliśmy już z lasku i znajdowaliśmy się koło drogi, na której był zaparkowany srebrny passat. Kierowca samochodu wraz z kolegą stali oparci o maskę auta i palili na spółę papierosa.

-IDIOCI RUSZCIE SIĘ I MI POMÓŻCIE DO CHOLERY.- krzyknął Robert na wspólników.

Po tych słowach jeden z nich upuścił papierosa, drugi miał ochotę mu wyjebać ale wiedział, że musi się powstrzymać żeby nie doprowadzić do szaleństwa Roberta, więc wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy i udał, że nic się nie wydarzyło.

-Otwarte.- Rzucił tylko szybko, ale Robert wiedział już, o co chodziło drugiemu.

Makłowicz zostawił mnie na chwilę bez opieki, by pójść otworzyć drzwi bagażnika. Była to moja szansa na ucieczkę, jednak nie zdecydowałam się na nią, ze względu iż mężczyźni mieli przewagę liczebną, jak i auto.

Po otwarciu bagażnika, Robert podszedł do mnie z powrotem. Związał mi ręce i nogi, założył opaskę na oczy i wspólnymi siłami z jednym z kolegów (byłam za ciężka chyba) wsadzili mnie do bagażnika. Byłam Z E S R A N A.

-Gdzie wy mnie...proszę...WYPUŚĆCIE MNIE, ROBERT JEŚLI CHCESZ TO NAWET WRÓCĘ DO CIEBIE, ALE PUŚĆCIE MNIE WOLNO, BŁAGAM- krzyczałam zdesperowana.

Tak, Robert Makłowicz był moim ex. Nie spotykaliśmy się jakoś długo, ledwo 3 tygodnie, ale ten związek był BARDZO toksyczny. Robert pomimo iż gotował zajebiście, to kontrolował mnie na każdym kroku. Nie chciał nawet żebym wypuściła swoją serię galaretki, wiedząc, że to było moje marzenie od dawna. Rozstaliśmy się dość pokojowo, jedna nie chciałam mieć z nim kontaktu. Na początku Makłowicz wydzwaniał do mnie i pisał niepokojące sms-y, jednak po paru dniach uspokoił się i przestał. Nie wiedziałam jednak, że to wszystko to była tylko cisza przed burzą...


-Czy ty naprawdę myślisz, że tak mi na tobie zależy i dam ci się zmanipulować?- zakpił.- Nie, Marylko. To co było to tylko przeszłość, nie ma nic związanego z teraźniejszością i nie będzie miała nic wspólnego również z przeszłością. Było jak było, to nie wróci i nie mam zamiaru się nad sobą o to użalać.- powiedział jeszcze. Po swojej wypowiedzi mężczyzna zakleił mi usta i zamknął bagażnik.

***

Jechaliśmy już dość długo, na oko z dwie godziny i dalej nie było końca. Ekipa Makłowicza jak i sam Robert byli nieprzewidywalni, nie znałam celu ich porwania, skoro nie po to żebyśmy do siebie z mężczyzną wrócili.

***

-Te, chłopaki, pomóżcie mi ją wyjąć- usłyszałam dźwięk otwieranego bagażnika.

-Jak minęła ci podróż?- zakpił sobie Robert zdejmując mi opaskę z oczu, a jego koledzy zaczęli się śmiać.

-Całkiem przyjemnie, nie pamiętam kiedy tak dobrze mi się leżało- również zakpiłam, za co oberwałam w twarz od jednego z ekipy Makłowicza.

-Sławomir, pozwól na słowo- powiedział Robert do fightera.

Nie zrozumiałam z ich konwersacji za wiele, wiedziałam tylko, że Robert był wkurwiony. I to bardzo, bo kiedy pomagał wyjść mi z bagażnika, robił to dość agresywnie.

-Za mną- powiedział do mnie i reszty.

Szliśmy około 15 minut, bolały mnie wcześniej związane nogi. 

W końcu dotarliśmy do dość małego budynku, wyglądał on wręcz na betonową szopę. Był bardzo zaniedbany, a ja domyśliłam się, że właśnie tam chcą mnie zamknąć.


-Właź- Robert otworzył drzwi od szopy, wepchnął mnie tam siłą i wyszedł.

Warunki panujące w szopie nie były najgorsze, wiadomo, mogłyby być lepsze, jednak nie było na co narzekać. Po prawej stronie było łóżko, swoją drogą wyglądające na więzienne, natomiast po lewej stronie był sedes i mały stolik.

-Czyli w tych warunkach będę musiała spędzić kolejne dni-mruknęłam sama do siebie i położyłam się na łóżko.

Zaczęłam rozmyślać, co u Zenka. Jak się czuje? Czy wszystko u niego w porządku? Może zauważył, że nie ma ze mną żadnego kontaktu? 

Miałam nadzieję, że niczego nie zauważył i nie martwi się. Ostatnie co bym chciała, to to, żeby się o mnie martwił.


Jak bardzo się mogłam pomylić?

____________________________________________

słów:785



To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 31, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

True Love||| Maryla x Zenon||| Psycho couple v2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz