9

510 42 15
                                    


Półtora miesiąca. Tyle czasu minęło od chwili, kiedy Alec trafił do miejsca, które od biedy można by nazwać szpitalem. Jego stan można by nazwać katatonią. Nie docierały do niego żadne bodźce, na nic nie reagował. Był jak warzywo. Zresztą w ten właśnie sposób nazywali go pracownicy tego przybytku.

Nikt nie wiedział, co spowodowało jego stan. Nikt poza jego ojcem i mężczyzną, który podawał się za lekarza. Tak, podawał. Gdyż nigdy w swoim życiu nie ukończył żadnych studiów, chociaż miał ambicje, które uskuteczniał na swoich pacjentach.

To, co robił, można by określić mianem eksperymentu. Jego metody były bez wątpienia kontrowersyjne. Jednak nie było nikogo, kto mógłby ukrócić ten proceder. Mało kto wiedział o jego praktykach, lecz wbrew pozorom, to właśnie on wydawał się Robertowi Lightwoodowi ostatnią deską ratunku dla własnego syna. I dlatego udał się do niego po pomoc.

Czy mu przez to nie zaszkodził? Cóż trudno to jednoznacznie stwierdzić...

***

Alec, choć de facto nie miał pojęcia, że to imię należy do niego, obudził się po wielu tygodniach śpiączki. Chociaż nie do końca było to dobre określenie stanu, w jakim się znajdował.

Na zewnątrz wydawało się, że jest pogrążony w jakimś rodzaju letargu. Nie reagował na bodźce, nie było z nim żadnego kontaktu. Za to w środku wiele się działo.

Jego mózg pracował na najwyższych obrotach, co tylko potęgowało jego przerażanie. Nie miał pojęcia, kim jest ani gdzie się znajduje. Nie był w stanie kontrolować swojego ciała, nie miał żadnej władzy nad własnymi kończynami. Czuł się tak, jakby jego ciało nie należało do niego. Jakby był tylko niematerialnym bytem, który utknął w obcej powłoce.

Nie rozumiał co się z nim dzieje, nie był w stanie otworzyć oczu, by choćby sprawdzić, gdzie jest.

Był zagubiony, a przerażenie z każdą chwilą ogarniało go coraz mocniej.

Nie mógł sobie nic przypomnieć. Pogrążony we wszechogarniającej ciemności, coraz bardziej panikował. Nic nie słyszał, nic nie widział, nic nie czuł...

Nie wiedział, czy żyje. Nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.

Nie miał siły walczyć z ogarniającą go bezsilnością.

Próbował sobie coś przypomnieć, wymusić na swoim ciele jakiekolwiek reakcje.

Na darmo. Nic nie działało.

Miał przeczucie, że znajduje się gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. A może już nie żył i teraz po kres czasów miał funkcjonować w tym niebycie.

Przerażało go to. Był jak dziecko we mgle. Nie miał wspomnień, nie miał władzy nad własnym ciałem. Nie chciał tak trwać, najchętniej oddałby się w objęcia mroku, który pozwoliłby mu nie myśleć.

Tylko coraz bardziej chaotyczne, nieskładne myśli były jego kotwicą.

Walczył z własnymi ograniczeniami, próbował otworzyć oczy, jednak było to zadanie ponad jego siły.

Po jakimś czasie, którego nie był w stanie określić, udało mu się poruszyć dłonią. Uznałby to za sukces, gdyby nie to, że nic więcej nie był w stanie zrobić pomimo tego, że od tamtego momentu minęło sporo czasu.

W końcu udało mu się unieść powieki. Heroiczny wyczyn, który niewiele zmienił w jego położeniu.

Nie mógł ruszyć głową, jedyne co był w stanie dostrzec to biały sufit nad nim. Mijały godziny, a może dni. Nie był w stanie tego stwierdzić, a kolejne bodźce docierały do jego ogłupiałego ciała.

Czasem słyszał ciche rozmowy, innym razem czuł, że ktoś go dotyka i układa w innej pozycji na łóżku.

Był przerażony swoją niemocą, zwłaszcza kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest bezbronny. Kimkolwiek były osoby, które się nim zajmowały, aktualnie mogłyby z nim zrobić, co im się żywnie podoba.

Miał ochotę krzyczeć w udręce, ale jego gardło nie współpracowało. Nie był w stanie wydać z siebie głosu.

Tak było do dnia, kiedy nad jego łóżkiem pojawiła się postać, która z jednej strony wydawała się znajoma, ale jednocześnie jej obecność go przerażała.

Stał nad nim z założonymi rękoma, odziany w czerń i wpatrywał się w niego z miną, którą nie wróżyła niczego dobrego.

Przez te kilka krótkich chwil Alec zdążył dokładnie mu się przyjrzeć. Tatuaże, które dostrzegł na jego ciele, wprawiły go w osłupienie. Mężczyzna miał nimi pokryte praktycznie wszystkie odsłonięte części ciała. Nie miał pojęcia, co oznaczają, pierwszy raz się z takimi spotkał, jednak gdyby był w stanie się choćby unieść, zorientowałby się, że i jego ciało pokrywają identyczne rysunki.

Kiedy maszyna, do której był podpięty, wydała z siebie przeciągły dźwięk, nagle pojawił się drugi osobnik w białym fartuchu. Zaczął sprawdzać urządzenie, a potem przez krótką chwilę wpatrywał się w jego twarz, jakby szukał na niej jakichś oznak.

Wtedy też Alec, który nadal czuł na sobie spojrzenie pierwszego mężczyzny, po raz pierwszy od bardzo dawna wydobył z siebie głos. Musiał zadać pytanie, które tak bardzo go nurtowało. Musiał dowiedzieć się kim jest facet, który patrzył na niego z wyraźnym obrzydzeniem.

— Kim jesteś?

A kiedy nie doczekał się odpowiedzi od wyraźnie osłupiałego mężczyzny, zadał kolejne bardziej dla niego istotne.

— Kim ja jestem?

I na to nie otrzymał odpowiedzi. Zaraz po ich zadaniu, oboje wyszli, a ich miejsce zajęła inna dwójka w białych fartuchach.

Badali go, wymieniając między sobą kilka znaczących spojrzeń, jednak żaden nie zabrał głosu.

Nikt mu nie wyjaśnił, co się stało, że się tutaj znajduje. Nikt nie odpowiedział, na żadne z jego pytań, zostawili go po kilku minutach z jeszcze większym chaosem w głowie niż dotychczas.

Miał ochotę płakać nad swoim losem. Nadal był przykuty do łóżka, nadal nie mógł się poruszyć, a do tego pustka, którą dotychczas miał w głowie jeszcze się powiększyła.

Zamknął oczy i postanowił więcej ich nie otworzyć. Nie chciał, by osobnicy, którzy traktowali go w tak przedmiotowy sposób, wiedzieli, że jest w pełni świadomy. Może nie miał pojęcia, kim jest i co się stało, ale miał emocje, które w tym momencie rozdzierały go na strzępy.

Bał się, okropnie się bał, co z nim zrobią. Nie wyglądali na przyjaznych osobników.

Wiedział jednak jedno, jeśli chcą wyrządzić mu jakąś krzywdę, to wolałby pozostać tam, gdzie przebywał do tej pory. W zaciszu swojego umysłu.

***

Jego postanowienie nie trwało długo. Po kilku dniach znudziło mu się udawanie nieprzytomnego. Ileż można?

Wtedy też pojawił się facet, którego jako drugiego zaraz po mężczyźnie w czerni zobaczył po przebudzeniu. Minę miał nieciekawą, a i słowa, które padły z jego ust nie poprawiły nastroju Aleca.

— Czas się za ciebie wziąć — zakomunikował, a chłopak popatrzył na niego przestraszony, lecz nie odezwał się nawet słowem.

— Mamy miesiąc, żeby postawić cię na nogi — wyznał i powoli podszedł do jego łóżka.

— A jeśli się nie uda? — zapytał cichym przestraszonym głosem.

Wiedział doskonale, że nie jest z nim dobrze, a w tak krótkim czasie niewiele można zdziałać. Fakt, że był teraz w stanie poruszać głową, niczego nie zmieniał. Reszta ciała nadal się go nie słuchała.

— To już nie będzie mój problem...

Okruchy pamięci (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz