53.

375 34 33
                                    


Kochani nie było mnie tu już szmat czasu. Obowiązki mnie przytłoczyły, wena umarła. No życie. 

Korzystając z okazji informuję, że zbliża się koniec Okruchów pamięci. Poza tym będzie jeszcze tylko jeden rozdział plus krótki epilog. 

Pozdrawiam was serdecznie i zapraszam do czytania. 


Proces Lightwoodów odbił się szerokim echem po Świecie Cieni. Nie było nikogo kto by z

zainteresowaniem nie śledził jego przebiegu, a przynajmniej skrawków informacji, które wyciekały poza Salę Anioła.

Było to wydarzenie nie mniej popularne jak niegdysiejsza śmierć Valentina. Wszyscy byli ciekawi, jak to wszystko się zakończy. Kto i w jak bardzo dotkliwie zapłaci za mordy na podziemnych, które uskuteczniali.

Nikt jednak nie miał pojęcia, że w toku postępowania wyjdą na jaw głębokie, niedopuszczalne powiązania, które skutkowały przewrotem w Clave.

Mianowicie okazało się, że Robert Lightwood nie tylko skłamał w kwestii swojej pozycji w morderczym procederze, ale również krył swojego przełożonego. To Konsul był tym który maczał w tym palce od samego początku, a mało tego to on dostarczył Valentinowi runę, która miała oczyścić świat z podziemnych.

Za nic nawet na torturach nie wyjawił, skąd wzięła się w jego posiadaniu. Nawet Miecz Anioła w tym nie pomógł. W końcu Inkwizytor odpuścił. Nie była mu potrzebna ta wiedza. A na to, co zrobić z niebezpieczną runą miał już własny plan.

Po procesie wszystkie osoby, które widziały ją choćby przez chwilę, zostały zobowiązane, by nie powiedzieć zmuszone do pozbycia się jej ze swoich wspomnień.

Jedynymi osobami, które się temu nie poddały, był Alec z racji tego, że wciąż miał ją na swoim ciele. Inkwizytor, gdyż ktoś o jego pozycji nie mógł zostać pozbawiony tak elementarnej wiedzy w tej sprawie, oraz czarownik, który podjął się usunięcia tych wspomnień, a potem ich zniszczenia.

Nie bez powodu owym czarownikiem okazał się Magnus. Nie zrobił tego jednak z dobrej nieprzymuszonej woli. Zadanie, które musiał wykonać było częścią jego umowy z Clave.

Inkwizytor w zamian za złagodzenie wykroku, który na nim ciążył, przedstawił mu szereg żądań, na które, choć nie chciał, musiał się zgodzić. Nie potrafił wyobrazić sobie dalszego życia bez magii, a tę odzyskał właśnie dzięki nowej ugodzie. Podobnie jak wolność i możliwość powrotu do swojego mieszkania w Nowym Jorku.

Żeby nie było tak kolorowo, jak się wydaje, w każdym z odzyskanych aspektów życia tkwił haczyk, który im dłużej pozostawał na wolności, tym mocniej go uwierał.

Tak więc w zamian za wolność musiał bezwzględnie przebywać w Nowym Jorku, chyba że akurat był w Idrysie, by złożyć comiesięczny raport (kolejny warunek).

W przypadku gdy chciał opuścić swoje miejsce pobytu, musiał — o zgrozo — prosić o pozwolenie Inkwizytora.

Nigdy nie zdarzyło się, żeby mu odmówił, ale i tak było to dla niego uwłaczające. On Magnus Bane przez stulecia wolny duch musiał się spowiadać ze swoich planów podróży. Dlatego ograniczył wyjazdy do absolutnego minimum.

Taki stan rzeczy miał trwać najbliższe dziesięć lat i nie miał pewności czy da radę to znosić. Chwilami zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby pozostać w Gardzie. Przynajmniej nikt nie zawracałaby mu gitary.

Kolejnym uwierającym jak drzazga pod paznokciem zobowiązaniem były jego usługi.

Jego magia była bez skrupułów wykorzystywana przez Clave. Musiał wykonywać eliksiry, rzucać zaklęcia i uzdrawiać na każde ich wezwanie, przez co czuł się jak chłopiec na posyłki albo gorzej — kurwa na telefon.

Okruchy pamięci (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz