Rozdział 2

262 23 3
                                    

Z wrażenia upuściłam książki trzymane w rękach.

-Nie wierzę –rozdziawiłam buzię, czując na sobie wzrok wszystkich rówieśników.

Susan złapała mnie za rękę, wpychając w wąski szkolny korytarzyk „miłości” –w którym przesiadywały tylko migdalące się pary.

-Jak myślisz o co może chodzić? –zmarszczyła brwi, rozglądając się wokół.

-Skąd mam wiedzieć? Nie zrobiłam nic złego.

-Uważaj na Davida.

-Mówisz to tak, jakby się nim przejmowała. Dyrektor chce mnie widzieć, o tym musze myśleć!

-Widać, że nigdy nie byłaś na dywaniku…- powiedziała uszczypliwie.-Dobra idź, pchnęła mnie w stronę gabinetu.

Wzięłam głęboki oddech, zerkając jeszcze raz na przyjaciółkę. Byłam pewna, że nie chodzi o dzisiejszy incydent. Musiał być inny powód przez który dyrektor połączył mnie z  Andersonem. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, więc postanowiłam szybko dowiedzieć się o co chodzi. Pociągnęłam niepewnie za klamkę i weszłam do środka. David już tam był. Zmierzył mnie krótkim, obojętnym spojrzeniem, na co starałam się nie reagować. Przełknęłam ślinę, przenosząc wzrok na dyrektora.

-Cieszę się, że was widzę. Mam do was sprawę. Po pierwsze, David.

Dyskretnie spojrzałam na chłopaka, który wydawał się być zupełnie obojętny na złowrogi ton dyrektora. Opierał się plecami o ścianę, okazując zupełny brak szacunku. Typowe.

-Biłeś się dzisiaj… Znowu –wywrócił oczami.- Powiedziałem ci już wcześniej, że jeśli to się powtórzy, albo wylatujesz, albo kara.

-To od razu mnie wyrzućcie –zasugerował oschle.

-Nasza szkoła nie pozbywa się problemów, tylko je rozwiązuje- uśmiechnął się zuchwale. –I właśnie do tego potrzebna nam panna Evans –oboje spojrzeli w moją stronę.

-Nie rozumiem –zmarszczyłam czoło.

-David ma obowiązek uczestniczyć na twoich warsztatach w ramach projektu. Ma zostawać z tobą w ponad godzinach i pomagać ci. Nie będzie zwykłym uczestnikiem, będzie twoją prawą ręką –mężczyzna spojrzał na Davida. –I będzie posłuszny.

-Nie zgadzam się –krzyknęliśmy jednocześnie.

Dyrektor zmierzył nas wzrokiem zaskoczony.

-To znaczy…- zaczęłam. –Wątpię, by to w czymś pomogło. Ja… ja sądzę, że on potrzebuje pomocy specjalisty… -ugryzłam się w język.

-Uważasz, że jestem niezrównoważony? –obruszył się, mierząc mnie wzrokiem –Nie znasz mnie.

Zamilkłam, zawstydzona moim egoizmem. Miał racje, nie miałam prawa go oceniać. Ale jego ojca tak. „Mówią, jaki ojciec, taki syn”

-To naprawdę nie jest dobry pomysł. Proszę to przemyśleć –zwróciłam się do mężczyzny.

-Już postanowione. Dziwi mnie to, że nie wierzysz w siebie i swoje zajęcia. A ty nie masz wyjścia. Nie chcesz narobić swojej matce więcej problemów, prawda?

-Nie –szepnął, spuszczając głowę.

-Kiedy są pierwsze zajęcia?

-Dziś po lekcjach- mruknęłam.

-Jeśli się nie zjawisz, dzwonie do twojej matki- zagroził Davidowi. –Możecie iść.

Wyszliśmy zaskoczeni z gabinetu. Oparłam się o ścianę, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Miałam mieć zajęcia z Davidem Andersonem. Wystarczyło mi to, że musiałam go oglądać na każdej chemii i korytarzu. Teraz mieliśmy razem pracować.

CrookedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz