Odczytałam na głos wiadomość, czując jak mój oddech przyspiesza a nogi zamieniają się w watę i uginają się pod moim ciężarem. Odwróciłam kartkę, na której było podane miejsce spotkania. Boisko. D.A. David Anderson. Cwaniak. Czemu miałabym się z nim spotkać? Czy można być większym idiotą? „Mam coś, co do ciebie należy" Ścisnęłam usta w cienką linię, rozglądając się po korytarzu. Usiłowałam sobie przypomnieć, co mógłby mi zabrać i czemu nie oddał mi tego dziś na zajęciach. 'To oczywiste, zrobił to specjalnie' Zupełnie wytrącona z równowagi, jednym ruchem schowałam książki i nie myśląc dłużej, skierowałam się na boisko. Przyjemne, letnie słońce, raziło mnie po oczach. Rozejrzałam się po dużym placu, co chwila oglądając się za siebie. Miałam mieszane uczucia. Przy dużym słupie, na którym był zamontowany kosz do koszykówki, dostrzegłam postać, rzucającą co chwile piłką do kosza. Nie panując już nad zdenerwowaniem, wyciągnęłam z torby pogniecioną kartkę i pobiegłam w stronę chłopaka.
-Co to jest?! -popchnęłam go, przystawiając mu kartkę do twarzy.
Na jego twarz wstąpił łobuzerski uśmieszek, delikatnie wziął ode mnie kartkę, przeczytał ją i spojrzał na mnie.
-Wiedziałem, że przyjdziesz.
-Lepiej mów co to wszystko ma znaczyć.
-Chodź za mną- rzucił piłkę daleko za siebie i ruszył w stronę parkingu.
-Nigdzie z tobą nie idę -krzyknęłam.
-A chcesz dostać swoją własność? -poruszył brwiami.
-Nawet nie wiem co zgubiłam!
David zachichotał, po czym sięgnął w tylnią kieszeń swoich spodni. Srebrny łańcuszek z małym serduszkiem zabłyszczał w słońcu. Naszyjnik od mojego taty... Odruchowo dotknęłam swojej szyi, na której zwykle spoczywał prezent od tatusia. Jak mogłam nie zorientować się, że go zgubiłam?
-Jak możesz to trzymać? Oddaj mi to! -podbiegłam do niego, chcąc wyrwać mu z rąk moją własność.
Chłopak w porę zacisnął wisiorek w pięści, tak abym nie mogła jej otworzyć. Uśmiechnął się pełen satysfakcji i ruchem głowy wskazał na stojący na parkingu motocykl.
-Chyba żartujesz -pokręciłam głową.
-Czekam na ciebie, masz minutę, inaczej twój tandetny wisiorek popłynie kanalizacją.
-Nie zrobiłbyś tego -skrzyżowałam ręce.
-55, 54, 53, czas leci księżniczko - puścił do mnie oczko, kierując się do skutera.
Poziom zdenerwowania i poirytowania sięgnął szczytu. Gdybym mogła, udusiłabym go gołymi rękami. Wiedziałam jednak, że robi to specjalnie, by wyprowadzić mnie z równowagi. Miałam zbyt dużo do stracenia... Ten naszyjnik, to było jedyne co pozostało mi po moim ojcu, jedyne co miałam na własność i co za każdym razem przywoływało miłe wspomnienia. Opanowałam emocje najlepiej jak to było możliwe i dogoniłam chłopaka, który już stał z kaskiem w ręku.
-Pójdę z tobą, gdzie zechcesz. Tylko możemy pieszo? -spojrzałam na niego błagalnie.
-Boisz się? -podniósł brwi.
-Nie!
-O kurde, Evans się boi jeździć -pokręcił głową z niedowierzaniem, uśmiechając się szeroko.
-Nie boje się! Po prostu mam z tym złe wspomnienia.
-Boisz się -stwierdził pewnie, mrużąc przy tym oczy.
-Yh, dawaj to -wyrwałam mu kask z rąk, chcąc udowodnić mu swoją racje i jednocześnie stłumić w sobie narastający strach.
Założyłam ochronę na głowę, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. Nie wiem co ja sobie wtedy myślałam. Pociągnęłam za dwa paseczki, usiłując je zapiąć, aby poczuć się chociaż trochę bezpieczniej. David przyglądał się z rozbawieniem, jak nieporadnie zmagam się z zapięciem tych głupich pasków.
CZYTASZ
Crooked
Teen FictionBez miłości nie jesteśmy samotni. Jesteśmy samotni gdy już jej skosztujemy – i gdy odejdzie. Dzień śmierci ojca Layli odmienia całe jej życie. Ją samą też zmienia, nieodwracalnie. Ale ta „tragedia” to tylko początek prawdziwej historii. Czy dziewczy...