Rozdział niesprawdzony
„Nie powinnaś być z Andersonem? Ah, no tak, on ma cie gdzieś" –zmarszczyłam brwi, siadając po turecku na łóżku.
„Kim jesteś?"- wysłałam po chwili, nieco się niepokojąc.
„Nieważne, to nie ja stanowię zagrożenie." –odczytałam coraz bardziej zaniepokojona.
„KIM JESTEŚ??"
„Zastanów się kim jest David"
„Zadzwoń do niego" –kolejny sms's przyszedł na mój telefon.
„Skąd masz mój numer?"
Serce zaczęło bić mi szybciej. Odpowiedź nie przychodziła, więc postanowiłam dać sobie spokój.
Drygnęłam, gdy telefon nagle zawibrował pod wpływem przychodzącej wiadomości.
„Co powiedział?"
„Kim jesteś, pytam ostatni raz"
„Pf, nie ważne co powiedział, kłamał."
Schowałam kosmyki włosów za ucho i upadlam zdezorientowana na łóżko. Telefon znów zawibrował.
„Nie rozśmieszaj mnie, podróż autobusem? Powinnaś czuć się poniżona" –odczytałam, przełykając głośno ślinę.
„Prawda boli" –poirytowana, rzuciłam telefon na łóżko, odbierając kolejne sms'y.
„Zostaw mnie w spokoju"
-„Nigdy nie interesowała cię śmierć swojego tatuśka? Wiem o nim znacznie więcej niż ty."
„WIEM DLACZEGO TWÓJ OJCIEC ZGINĄŁ."
Przerażona upuściłam telefon, wstrzymując oddech.
***
Obudziłam się trochę spóźniona na autobus. Szybko założyłam na siebie ubrania i spakowałam do szkoły. Nie zdążyłam nawet zjeść śniadania. Wybiegłam z domu o 9:15 a autobus miałam o 9:18. „Proszę, spóźnij się, tak jak zawsze" Biegłam chodnikiem trącając przypadkowych przechodni. Trudno było mi się poruszać z torbą na ramieniu, ale bardzo się starałam aby dotrzeć na czas. Na domiar złego , zaczął kropić deszcz, który chwile potem zmienił się w ulewę. Dobiegłam na przystanek po czasie, cała mokra i zdyszana. Był pusty, więc już wiedziałam, że się spóźniłam. Mój zegarek wskazywał 9:20.
-Cholera- syknęłam przeczesując wilgotne włosy.
Robiło się coraz chłodniej a do szkoły miałam spory kawałek. Następny autobus miałam dopiero za 2 godziny. Zrezygnowana wtuliłam się w swój przemoczony sweterek i zaczęłam kierować się do szkoły. Nie mogło być już gorzej. Nagle usłyszałam za sobą klakson samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam ładny czerwony samochód podążający za mną. Podjechał bliżej mnie i otworzył okno.
-Czy mi się zdaje, czy potrzebujesz pomocy? –powiedział, zdejmując w szarmanckim geście czarne okulary.
-Jezu, to znowu ty. Mam Cię dość, daj mi święty spokój– mruknęłam trzęsąc się z zimna.
-Layla, nie wygłupiaj się, siadaj, pada deszcz –chłopak otworzył drzwi.
Zmarszczyłam brwi. Owszem, podwózka samochodem byłaby kusząca, gdyby nie kierowca. Ze złością zamknęłam drzwi, krzywiąc się w grymaśnym uśmiechu.
-Nie ma mowy.
-Masz racje, zachowałem się jak dupek.
-Pierwszy raz, to co powiedziałeś, ma sens –warknęłam.
-Dobra jak chcesz –pokręcił głową. Zatrzymał samochód i wysiadł.
-Co ty robisz?
-Pf, chyba moknę –uśmiechnął się przeczesując włosy.
-Wracaj do samochodu –rozkazałam zatrzymując się gwałtownie.
-Bez ciebie się nie ruszę, Jeśli masz mnie za takiego kretyna, ze zostawiłbym cie na dworze w taką pogodę, tylko w bluzce i sweterku to się mylisz –skrzyżował ręce.
-Ale ty jesteś kretynem!
-Okey, masz racje –westchnął, dotrzymując mi kroku. –Nie powinienem...
-Nie, David. Jedyna rzecz, której nie powinieneś robić, to wczoraj zabierać mnie ze sobą. To był błąd. –skrzywiłam się. –Wracaj do samochodu.
-Błędem było to, że wcześniej się nie poznaliśmy. To był cholerny błąd, Evans.
-Twój samochód stoi tam– wskazałam palcem pojazd, zupełnie niewzruszona jego słowami.
-Jak chcesz -krzyknął.- Ale powinnaś wiedzieć że nie umiem być odpowiedzialny, nie umiem zajmować się ludźmi, ani nie umiem przepraszać! Ale to co mówię jest szczere i proszę, daruj sobie już, bo na nic więcej mnie nie stać -ostatnie słowa powiedział szeptem. –A teraz, załóż moją kurtkę, bo jest zimno, a jesteś cała przemoczona –skończył, zdejmując z siebie ubranie.
Byłam zszokowana jego słowami, ale delikatnie złapałam kurtkę w dłonie i zarzuciłam na siebie.
Jego zwykle rozczapierzone i postawione do góry włosy, teraz opadały nieco, a pojedyncze kosmyki przykleiły mu się do czoła. Z złością stwierdziłam, że nawet ulewa nie odebrała mu tego „czegoś". Nie mogłam raczej tego powiedzieć o sobie, więc spuściłam głowę nisko, ciaśniej opatulając się kurtką chłopaka. 'Ma świetne perfumy'- pomyślałam, zaciągając się ładnym zapachem. Wolałam w ogóle się nie odzywać, z obawy, że na moje policzki wkradnie się głupkowaty rumienieć, lub coś w ten deseń. Nawet jeśli był miły, a wczorajsze spotkanie było lepsze niż mogłabym się spodziewać, to w głębi duszy wiedziałam, że to nie jest ani trochę odpowiednie. Nie powinno go w ogóle ze mną być. Miałam go nienawidzić, skrzywdził mnie, Susan, Liama... Jest synem mordercy mojego ojca. To straszne, że w jakikolwiek sposób mi się podobał.
Wszystkie te myśli odbijały się w mojej głowie echem, tak jak odbijały się krople deszczu od chodnika. Schowałam dłonie w kieszenie jego kurtki, chcąc wyłączyć myślenie i zapaść się pod ziemię.
David szybko wsiadł do samochodu, nie chcąc bardziej zmoknąć. Nie prosił bym wsiadła, po prostu czekał.
-Jak wczoraj wróciłaś? –pytał, gdy zatrzasnęłam drzwi auta.
-Autobusem.
Kiwnął głową, zaciskając mocno szczękę, po czym ruszył w stronę szkoły.
***
Szczerze pogubiłam się już w tej historii. Mam mnóstwo wersji tego opowiadania, a żadne nie jest takie jak bym chciała. Za wszelką cenę chciałam uniknąć typowej historii miłosnej i typowego fanficka, ale chyba nie podołałam. Gdy zaczynałam to pisać byłam ogromną romantyczką i wtedy bardzo podobało mi sie to wszystko. Teraz mój romantyzm gdzies umarł i chyba nie zapowiada się by powrócił. Sama się sobie dziwie, że chce to ciągnąć, ale chyba po prostu mi szkoda. To opowiadanie było moim pierwszym, modyfikowałam je z milion razy i mam do niego jakiś sentyment. Sama się sobie dziwie, że chce mi się to jeszcze ciągnąć. Rozdziały będą pojawiać się baardzo nieregularnie, ale do tego można było się już przyzwyczaić. Będę dodawać gdy będę miała ochote i czas. Zaczynam też pracowac nad czymś nowym, ale to później.
xx
CZYTASZ
Crooked
TeenfikceBez miłości nie jesteśmy samotni. Jesteśmy samotni gdy już jej skosztujemy – i gdy odejdzie. Dzień śmierci ojca Layli odmienia całe jej życie. Ją samą też zmienia, nieodwracalnie. Ale ta „tragedia” to tylko początek prawdziwej historii. Czy dziewczy...