it's you

69 7 0
                                    

sobota, 17 października

Nie panikuj.
Wdech. I wydech.

Powietrze uciekające z nosa uderzyło w jej górną wargę. Świetnie. Jeszcze raz. Wdech i wydech. Wdech i... wydech. Zwilżyła usta językiem, dopiero odczuwszy, jak bardzo były spierzchnięte. Jak długo była nieprzytomna? Ile czasu minęło, odkąd... odkąd...

Ku jej zaskoczeniu, nie potrafiła sobie przypomnieć, co wydarzyło się na krótko przed tym, kiedy ostatni raz zamknęła oczy. Wszystko było wielką rozmazaną plamą pełną kolorów i dźwięków. Szumiały jej w głowie zaraz obok przeciągłego pisku, spowodowanego pulsującym bólem. To on właściwie pozwolił jej się obudzić. Ten rozsadzający czaszkę ból i otaczająca ją temperatura. Było zimno. Przeraźliwie zimno.

Zadrżała odruchowo i chciała ugiąć ramiona w łokciach, aby nie tracić tyle ciepła. Zaraz się jednak skrzywiła, kiedy mrowiąca fala rozlała się po jej rękach. Poruszyła nimi niespokojnie, a coś, przypominającego stary, trzeszczący materiał, otarło się o jej skórę. Wytężyła zamroczone zmysły i poruszyła dłońmi raz jeszcze. Gładkie, z ciasnym splotem. Strzępiące się nitki połaskotały ją w nadgarstki. Prześcieradło. To musi być odcięte pasmo prześcieradła.

Nie była w najwygodniejszej pozycji. Nie potrafiła tego stwierdzić ze stuprocentową pewnością, ale chyba siedziała o coś oparta. Ostrożnie rozprostowała i zgięła palce u dłoni, jednak nie mogła dosięgnąć oparcia. Postanowiła więc rozruszać nogi — ale te również na początku były kompletnie zdrętwiałe, przez co nie zdawała sobie sprawy, że one także były czymś przewiązane. Dopiero po paru sekundach, kiedy pierwszy szok minął, poczuła, że coś uciskało ją w kostkach, jednak nie tak mocno, żeby zablokować przepływ krwi. Po tym, z jakim oporem przesuwało się po nogawkach spodni, domyśliła się, że to musiał być kawałek tego samego prześcieradła, którym ktoś przewiązał przeguby za jej plecami.
Wdech i wydech.

Nie możesz pozwolić emocjom przejąć nad tobą kontroli. Najpierw spróbuj zrozumieć swoje położenie.

Powolutku zgięła nogi w kolanach, przysuwając pięty bliżej siebie, a potem odepchnęła się od podłoża. Stopy zagłębiły się w czymś miękkim. Nie miała butów. Materac? Jeszcze raz postanowiła skupić całą swoją siłę w przemieszczeniu się w tył, jednak nie przewidziała, że wtedy ból głowy wróci ze zdwojoną siłą. Sparaliżował jej ruchy, promieniując od prawej strony czaszki, gdzieś od tyłu. Musiała nieźle w coś przywalić. Lub od kogoś dostać. Szkoda, że tego też nie pamiętała.

Zacisnęła mocno szczęki i ponowiła próbę odepchnięcia się nogami od materaca. Tym razem z powodzeniem uderzyła biodrami o zimną, twardą powierzchnię. Lodowate spotkanie zakończyło się niekontrolowanym dreszczem, ale najważniejszym było, że przynajmniej teraz siedziała i była tego naprawdę pewna. Cudownie. Ale co dalej?

Centymetr po centymetrze odchyliła głowę do tyłu, bo z jakiegoś powodu zrobiło jej się duszno. Odetchnęła głębiej, gdy potylicą dotknęła (najprawdopodobniej) ściany. Gdyby mogła się rozejrzeć, na pewno zobaczyłaby przed swoimi ustami obłoczek pary. Znów zwilżyła wargi językiem i nabrała kolejny raz chłodnego powietrza. W miarę upływającego czasu zmysły powoli jej się wyostrzały i przy następnym wdechu poczuła coś, co wcześniej jej umknęło.

Stęchlizna i wilgoć. Czyli piwnica. Zaraz, jaka, do cholery, piwnica?

Mlasnęła, przejechała językiem po wargach i przełknęła ślinę. Wiele by dała, żeby pozbyć się gryzącego materiału sprzed swoich oczu. Tak właściwie, gdy teraz dał o sobie znać, na myśl przyszedł jej wełniany szalik. Taki, który robiła babcia na drutach i który nosiło się, bo musiało. W tej chwili jednak posiadał dla niej niesamowicie ważną cechę — rozciągał się. Nie był ciasno przewiązany, więc istniała szansa, że jeśli dostatecznie mocno pomacha głową, uda się zsunąć go w dół.

Poddała się zaraz po pierwszej próbie, bo ból głowy okazał się nie do przezwyciężenia, a ją aż zamroczyło. Nie mogła sobie teraz pozwolić na ponowną utratę przytomności. Złapała raptownie powietrza, czując, że pilnie potrzebuje więcej tlenu. Potem westchnęła i rozluźniła się nieco, aby w miarę możliwości zebrać myśli.

Była w piwnicy. Ręce i nogi miała unieruchomione, a oczy przewiązane czymś, co powoli zaczynało ją irytować swoim materiałem. Siedziała na materacu oparta o ścianę. I było jej tak zimno, że kiedy podkuliła palce u stóp, nie poczuła ich wcale. Gdzie moje buty? Może i nie pamiętam, co się działo, ale wiem, że na pewno nie wychodziłam bez nich.

Telefon? Zaraz wyśmiała się w myślach.
Kto by mi w tej sytuacji zostawił telefon w kieszeni? Poza tym, i tak nie mam możliwości, żeby go użyć.

Jedyny plus był taki, że wciąż miała na sobie ubrania. Cokolwiek to znaczyło. Spodnie, koszulka i skórzana kurtka na swoim miejscu, ale jak tak dalej pójdzie, to zamarznę.

Zaraz... skąd mam na sobie kurtkę?

Odetchnęła głęboko, próbując cokolwiek sobie przypomnieć, chociaż najmniejszą rzecz. Choć pisk w jej głowie był już mniejszy, to ta nadal ją bolała i przez to wspomnienia ostatnich minut przed utratą świadomości dalej były szumiącą, kolorową plamą. Jednak, jakby tak o tym pomyśleć, to ta wielobarwna plama coś przypominała. Skupiła się i wyłowiła jaśniejsze elementy. Kolorowe... ornamenty? Wstęgi? A może podświetlane łańcuchy? Gdzie ja to widziałam...?

Niespodziewanie coś zachrzęściło. Natychmiast zesztywniała i wstrzymała odruchowo oddech. Powolutku, jakby w zwolnionym tempie, poruszyła głową, próbując namierzyć źródło dźwięku, nie usłyszała jednak nic prócz kapiącej wody w odstępach równo trzysekundowych. Czemu wcześniej nie było jej słychać?

Choć chrzęszczenie nie powtórzyło się przez dłuższą chwilę, wiedziała, że nie może się z powrotem rozluźnić i wrócić do swoich myśli. Ktoś tutaj był. Była o tym przekonana i to nie pozwalało jej odpuścić. Musiała być czujna. Ktoś obserwował. Czekał. Ona też czekała.

Przełknęła ponownie ślinę, czując przybierającą na sile suchość w gardle. Potrzebowała się napić, a kapiąca woda nie polepszała jej sytuacji, nie mówiąc już o powietrzu wydychanym nosem, które uderzało w jej górną wargę i wysuszało ją coraz mocniej. Zdusiła w sobie potrzebę znalezienia pomadki, bo na ten moment musiała zadowolić się kolejnym oblizaniem ust.

Coś znowu się poruszyło. W jednej sekundzie stężała i tym razem udało jej się namierzyć źródło dźwięku. But na cemencie. Może jednak nie piwnica? Pusta hala? Opuszczona fabryka?

— Czy ktoś tutaj jest? — odezwała się, zdziwiona własnym zachrypniętym głosem. Chrząknęła. — Halo...?

Mimo że nikt jej nie odpowiedział, pozyskała kolejne cenne informacje. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było duże. Echo odbiło jej słowa od ścian, a kiedy ucichło, po raz kolejny usłyszała dziwny dźwięk. Ktoś przesunął podeszwą po podłożu. Nabrała głębiej powietrza.

— Wypuść mnie! — krzyknęła, zebrawszy się na odwagę. — Masz mnie wypuścić, słyszysz?! — wrzasnęła jeszcze głośniej i poruszyła się niespokojnie. — W tej chwili! Wiem, że tu jesteś, dlatego nie bądź tchórzem i pokaż się, pokaż swoją twarz! — Próbowała szarpnąć rękami, aby się wydostać, ale tylko obtarła sobie skórę.

Spodziewała się, że usłyszy tylko echo, jednak w pomieszczeniu rozbrzmiał chichot. Dziwny, nieco psychiczny, przerażająco wesoły chichot. Zaraz coś zachrzęściło, potem znów i znów, coraz głośniej i głośniej. Kroki. Zbliża się. Gardło od razu jej się zacisnęło, kiedy to zrozumiała, jednak nie chciała dać po sobie poznać, że się boi. Zwróciła głowę w kierunku, z którego ktoś do niej podchodził, maszerując po zakurzonym i zapiaszczonym podłożu. Musiał mieć jednak dość lekkie buty, bo kroki nie były ciężkie, a odgłosy wcale nie takie głośne, jak na początku jej się zdawało.

Aż nagle zrobiło się cicho. Zatrzymał się. Dlaczego stoi? Przełknęła głośno ślinę. Serce waliło jej jak oszalałe. Nie miała gdzie się ukryć, z tyłu była tylko zimna ściana. Mimo to wcisnęła się w nią i podkuliła nogi, niemalże dotykając piętami ud. Wdech i wydech. Wdech i...

— Obudziłaś się.

Zamarła. Ten głos... Znała go. Rozniósł się gładko po pomieszczeniu i wrócił odbity od ścian, lekko zniekształcony, wciąż jednak powodował drżenie całego jej ciała. Jej klatka piersiowa uniosła się z trudem, gdy nabrała powietrza i przymknęła usta. Znała go. Cholera. Znała go. Nagle wszystko stało się jasne. Tylko jedna osoba mogła spełniać to kryterium, tylko jedna osoba...

Nim mogła skończyć myśl, znów rozległy się kroki, które umilkły dopiero tuż przed nią. Zaszeleściły ubrania. Odruchowo cofnęła głowę, gdy wyczuła, że ktoś sięgnął do niej ręką. Nie przeszkodziło to jednak w dotknięciu jej policzka opuszkami palców, przez co się wzdrygnęła. Sunęły po jej skórze, muskając ją delikatnie, a potem chwyciły materiał, który zakrywał jej oczy. Posuwistym ruchem zsunęły go na jej brodę, a ona uchyliła powieki i zamrugała kilkukrotnie, aby przyzwyczaić się do natężenia światła, kiedy ta sama dłoń dotknęła jej włosów i pogłaskała je z czułością. Księżyc. Jednak piwnica. I...

Przełknęła ślinę, patrząc na osobę, która kucała tuż przed nią. Po chwili wypuściła wstrzymywane powietrze z płuc i otworzyła usta, parsknąwszy cicho z niedowierzaniem zabarwionym dumą.

— Czyli to ty.

Hello, Stranger | bts |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz