niedziela, 18 października
Dzień po imprezie wszyscy obudzili się bardzo późno, kiedy słońce od dwóch godzin było już w najwyższym punkcie na niebie. Mimo to i tak wyglądali, jakby nie zamknęli oczu nawet na minutę. Spotkali się w kuchni, gdzie mieli przygotować coś do jedzenia. Ostatni dotarł Hoseok, który wyglądał najgorzej ze wszystkich, co było dość dużym zaskoczeniem dla reszty. Zwykle nazajutrz tryskał energią i zapraszał ledwo żywych imprezowiczów na jakieś afterparty.
Tym razem oczy miał czerwone, podkrążone do takiego stopnia, aż zrobiły mu się pod nimi ciemno-sine dołki. Powłóczył nogami po śliskich płytkach, co chwilę ziewając i mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Podszedł do jednej z szafek, nieudolnie próbując coś w niej znaleźć. Przewracał wszystkie garnki i miski, robiąc przy tym niesamowicie głośny hałas, który szczególnie irytował nietomną Seulgi.
— Mógłbyś przestać? — fuknęła. — Głowa mi pęka, a tak się składa, że zamierzam zjeść płatki w spokoju.
Hoseok był za bardzo zaspany, aby jakoś zareagować na jej słowa. W zasadzie wcale nie zwrócił na nią uwagi, jakby jej tam nawet nie było. Nic nie widział, nic nie usłyszał. Był tylko on i szafka, w której bałaganie w końcu udało mu się odnaleźć małą, poręczną patelnię. Postawił ją na najmniejszym palniku kuchenki gazowej. W chwili, kiedy już miał odpalić urządzenie, Seulgi zerwała się z krzesła, nagle pojawiając się tuż obok chłopaka.
— Nawet nie próbuj — powiedziała ostrzegawczo, chwytając go za dłoń i odrzucając ją na bok.
— No co? Mam tylko patelnię, na której chcę zrobić sobie jedzonko. — Wzruszył ramionami. W końcu był w trakcie zwyczajnej czynności i nie rozumiał, dlaczego nawet w niej Seulgi mogłaby się o cokolwiek przyczepić.
— Chyba aż patelnię! — Poprawiła go, delikatnie przepychając biodrem, aby upewnić się, że znalazł się w bezpiecznej odległości od kuchenki gazowej. — Wiesz, jak ostatnio skończyło się to twoje: "ja robię sobie coś tylko do jedzenia"? O mało nie spaliłeś całej kuchni przy gotowaniu ryżu! Spłonąłbyś i zostałoby z ciebie tyle, co twój aktualny stan mózgu.
— Czyli ile? — dopytywał.
— Totalnie nic i drobinki popiołu. — Znów go odepchnęła biodrem, sama zajmując się patelnią.
— Okej. Spoko! Już nigdy nie zrobię ci śniadania niespodzianki, nawet mleka nie naleję do miski, bo przecież to grozi mlecznej powodzi — powiedział obruszony, przedrzeźniając dziewczynę, po czym ostentacyjnie usiadł na jednym z wolnych krzesełek.
Seulgi pokręciła pobłażliwie głową, wbijając jajka na patelnię. Starannie ukryła, że trochę uderzyły ją jego słowa, ponieważ czasem lubiła dostawać na śniadanie przyrządzone przez niego placki (a przynajmniej do momentu, w którym spalił ryż, bo zostawił garnek na gazie bez żadnej opieki). Nie były może najpiękniejsze, ale całkiem smaczne. Oczywiście nigdy mu tego nie przyzna, ponieważ byłoby to coś wbrew jej wszelkim zasadom, które wypracowywała przez lata. Mogłaby nawet nieskromnie stwierdzić, że w zlewaniu Junga i przygaszaniu jego zapału świrus była już mistrzynią.
— Nigdy o nie nie prosiłam — odpowiedziała wobec tego, delikatnie wzruszając ramionami, by podkreślić swoją obojętność. — Możesz umyć naczynia. Na coś się przynajmniej możesz przydać i nie zniszczyć przy tym połowy kamienicy — mruknęła, skupiona na przygotowywaniu jajecznicy.
— Ale nawet tam nic nie ma... — odburknął, krzyżując ręce na piersi. — Aż tak bardzo chcesz mi dać do zrozumienia, że mam sobie stąd pójść?
— Huh? Jak to nic nie ma? — zapytała zaskoczona, spoglądając na zmywak. Faktycznie, nie znalazła tam nawet talerza.
— Hana pewnie jeszcze nie wstała albo wyjątkowo trzyma się dzisiaj najlepiej z nas i postanowiła nie dokładać nam więcej pracy.
CZYTASZ
Hello, Stranger | bts |
FanfictionMieszkanie w spokojnym Ansan wydaje się być perfekcyjną okazją do poznania siebie i podjęcia prób uniezależnienia się od rodziców. To pierwszej wody szansa na zasmakowanie młodzieńczej miłości i znalezienie przyjaźni na całe życie. Ale to również id...