Rozdział 26

45 6 67
                                    

Nadszedł dzień balu, na którym Arthyen miał ogłosić swe zaręczyny. Lavena wiedziała, iż było to nieuniknione, lecz obudziło ją dziwne przeczucie. Wrażenie to wywoływało w niej niepokój, w jakiś sposób półboginii przeczuwała, że nie może ono oznaczać nic dobrego.

Usiadłszy na łożu, przetarła oczy. Choć dzień dopiero się rozpoczął, ona pragnęła, by skończył się jak najprędzej. Miała świadomość, że na balu będzie wielu ludzi, którzy mogli śledzić każdy jej krok. Nieuważny ruch mógłby kosztować ją życie. Przez setki lat spędzonych w poczuciu zagrożenia zdołała się do tego przyzwyczaić, a nawet to polubić. Tym razem jednak gra toczyła się o większą stawkę i nie chodziło już wyłącznie o jej życie. Rozchodziło się o los tysiąca husanczyków, którzy mogli zostać skazani na tyranię Arthyena.

Lavena w tym momencie myślała tylko o Ravelynie. Tak chciała mieć pewność, że nic mu się nie stało, że żyje. Dopiero gdy zmuszona była go opuścić, zrozumiała, jak bardzo kochała mężczyznę. Niemal zadławiła się, kiedy dotarł do niej ogrom uczuć nią targających. Nie potrafiła pojąć, dlaczego przez te wszystkie lata odtrącała go, nie pozwalała wejść do swego serca. Do Laveny dotarło, jak mocno zraniła mężczyznę i siebie. Stracili tyle czasu, który mogli spędzić razem, rozkoszując się swą obecnością.

Lavena prędkim ruchem wstała z łoża i ledwo powstrzymała się od uderzenia w ścianę. Zagryzła wargi. Poczuwszy w ustach metaliczny smak krwi, skrzywiła się. Oparła się o ścianę i skupiła się na równomiernym oddechu. Musiała zachować czystość umysłu, była zbyt blisko celu, by poddać się wątpliwościom.

Bal bowiem miał zakończyć się śmiercią regenta i definitywnym końcem rządów Arthyena. Lavena skrupulatnie zaplanowała to wydarzenie. Mściciel zadba o odciągnięcie uwagi nadwornych czarodziejów, a wówczas ona będzie mogła wbić sztylet w serce Arthyena. Nawet gdyby dostrzegł jej zamiary byłoby za późno. Bez magii nie stanowił żadnego zagrożenia, wszak płynęła w nim ludzka krew.

Mściciel dowiedział się również, że prawdopodobnie ludzie byli wierni regentowi z powodu klątwy na nich rzuconej. Śmierć Arthyena złamałaby klątwę, ludzie odzyskaliby wolność i mogliby żyć w spokoju. Tego pragnęła Lavena.

Przez okno dostawały się promienie słońca, oświetlając pomieszczenie. Ze zdziwieniem spostrzegła, że nie padał śnieg. Przyroda była dziś spokojna.

Obok łóżka Lavena zauważyła miskę z wodą, prędko więc przemyła twarz. Następnie dzwoneczkiem wezwała do siebie garderobianą. Otworzywszy drzwi, spodziewała się ujrzeć Sevi. Z pewną goryczą zobaczyła obcą kobietę, a to musiało znaczyć, że...

Lavena miała świadomość, że Sevi podczas egzekucji chciała dobrze, stanęła w obronie tych ludzi, gdy nikt inny nie pisnął choćby słowa sprzeciwu. Ta odwaga miała jednak swoją cenę. Albo Sevi tkwiła obecnie uwięziona w lochu, albo jej dusza zdołała się już znaleźć za rzeką Carenn. Lavena złożyła modły za kobietę, gdziekolwiek by ona nie była. Musiała odsunąć smutek na bok, miała zadanie do wykonania.

Służka w ciszy wyjęła z szafy strój codzienny, po czym pomogła Lavenie go włożyć i zawiązała gorset. Półbogini nawet nie spojrzała na swe odbicie w lustrze. Wygląd stanowił ostatnią rzecz, którą się obecnie przejmowała.

Po tym, jak służka wyszła, Lavena znów została sama. Zamiast siedzieć w komnacie i zamartwiać się zdecydowała się iść na śniadanie. Nie lubiła większości kurtyzan, lecz przynajmniej mogła porozmawiać z Fanny.

Nikt nawet nie rzekł słowa powitania, gdy przekroczyła próg jadalni. Kobiety były zbyt pogrążone rozmowami, szeptały gorączkowo między sobą. Lavena wiedziała, że głowę każdej z nich zaprzątał bal. Prychnęła. Nie znosiła ignorancji oraz krótkowzroczności, a one symbolizowały te dwie rzeczy jednoczenie.

Nuriel. Czas MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz