Rozdział 12

87 15 136
                                    

Lavena opuściła karczmę, po czym skierowała się na obrzeże Navierii, bowiem to właśnie tam znajdowała się Puszcza Diavren. Opatuliła się ciaśniej płaszczem, mając wrażenie, że nadchodzi jeszcze zimniejsza noc niż zwykle.

Zacisnęła wargi, przypominając sobie, iż Ravelyn najprawdopodobniej czekał na nią. Wiedziała, że nie powinna była pozostawiać go bez żadnych wieści. Nie chciała, aby się martwił, lecz jednocześnie znała go i domyślała się, że starałby się za wszelką cenę odwieść ją od tego pomysłu.

Nie wspomniała mu ani słowem o zabójstwie regenta. Mężczyzna żywił do niego tylko nienawiść i pragnął jego śmierci. Nie była jednakże pewna, jak zareagowałby, słysząc, że to ona miała odebrać mu życie. Z pewnością nie odwodziłby jej od tego planu, ale zmartwiłby się, że jego ukochana wplątała się w niebezpieczną grę polityczną. Tym właśnie to było - grą, w której można było utracić wszystko, a przyjaciele mogli okazać się wrogami.

Kobieta jednak czuła, że znalazła się w sytuacji, z której nie było już odwrotu. Nie usłuchałaby nikogo, kto spróbowałby zakwestionować jej działania. Nawet jeśli byłaby to któraś z najbliższych jej osób. Miała świadomość, czego zdecydowała się podjąć i nie cofnęłaby się przed tym. Nie teraz, kiedy wiedziała o nadchodzącej wojnie. Nie było czasu na przemyślane, starannie zaplanowane decyzje. Brakowało czasu na wszystko, gdyż zbliżało się nieuchronne, niosąc ze sobą niepewność, przerażenie oraz śmierć.

Po godzinie wędrówki zapadł zmrok. Księżyc w pełni oświetlał ziemię, sprawiając, że wszystko było wyraźne, lecz jednocześnie niepokojące. Przed kobietą rozciągała się ściana drzew - Puszcza Diavren. Lavena wzdrygnęła się, widząc wysoki las rzucający niepokojące cienie.

Nigdy nie przepadała zbytnio za lasami. Zdecydowanie preferowała puste i duże przestrzenie takie jak łąki czy polany. Kojarzyły jej się z wolnością i swobodą. Wszelakie knieje zaś zdawały się jej więzieniem. Wpuszczały każdego, niby z otwartymi ramionami, a potem nasyłały na niego dzikie zwierzęta lub sprawiały, że nie umiał odnaleźć drogi.

Otrząsnęła się, powtarzając sobie w myślach, że las to tylko skupisko drzew, nic więcej. Mimo pewnego strachu weszła do lasu pewnym krokiem. Tylko raz była w tej puszczy, ale wiedziała, że nie trzeba było iść daleko, aby dotrzeć do chaty.

Liczyła, że Mściciel zdecydował się tam zatrzymać do czasu aż nie ucichną plotki. Zawsze to czynił. Zabijał osobę, która kogoś krzywdziła, pomagał i zostawał gdzieś w pobliżu. Zupełnie jak gdyby oczekiwał kogoś, kto rzuciłby mu wyzwanie. Lavena sądziła, że manifestował w ten sposób swą pozycję w społeczeństwie.

Korony drzew zasłaniały księżyc i nie pozwalały jego promieniom dostać się do wnętrza lasu. Nieprzenikniona ciemność obejmowała swymi mackami wszystko. Jednak Lavena dzięki temu, że płynęła w niej krew boga widziała doskonale. Jednakże to nie ciemność napawała ją przerażeniem. Wokół wyraźnie czuć było czarną magię. Jej toksyczny zapach rozpoznawalny dla istot nadludzkich unosił się w powietrzu i zdawał się wręcz pochłaniać otoczenie. Większość drzew pokryta była czarnymi skrzepami, które pięły się w górę, kierując się w stronę liści. Kobieta nie zdołała ujrzeć właściwie żadnych zwierząt poza owadami. Nie było tu gruboskórych jaszczurek, alirów, czyli dzikich psów o brązowej, gęstej sierści czy nawet białych lisów, których było pełno w lasach husanskich. Puszcza umierała. Zmieniała się w krainę śmierci, jakby zwiastowała przyszłość kraju.

Nagle do uszu czarnowłosej dotarły jakieś głosy. Nie wiedząc, kto to, ukryła się za drzewem. Głosy wyraźnie stawały się coraz głośniejsze. Lavena w dłoń chwyciła miecz, który wzięła ze sobą na wszelki wypadek.

Nuriel. Czas MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz