Słabe światło pochodni, drażniło moje oczy, ukryte za maską, powoli podniosłem obolałą dłoń, zdjąłem maskę, przetarłem twarz i ponownie ją założyłem. Rozejrzałem się po otoczeniu, wylądowałem w więzieniu, oceniając nierówne kamienne ściany i sufit, najprawdopodobniej wydrążone wewnątrz jaskini.
Pomieszczenie nie było dużo, razem z moją, mieściło tylko trzy cele. Próbowałem wstać, co w moim obecnym stanie nie było zbyt dobrym pomysłem, prawie natychmiast upadłem na ziemie, czując ból praktycznie wszędzie, spróbowałem sięgnąć po manę, by przyśpieszyć regeneracje ciała, jednak z niepokojem zauważyłem pustkę.
Ile minęło czasu? Co najmniej kilka tygodni, ostatnie uderzenie było poważne, wiedziałem, że je przeżyje, spodziewałem się kontuzji, może utraty kończyny, ale nie braku many!
Czemu, co było powodem?
Poczułem dotyk na piersi, pod pancerzem... Coś przesunęło się, wydawało się być okrągłe, twarde, szorstkie i zimne, miałem złe przeczucie, spróbowałem na to spojrzeć, oczywiście przez pancerz nic nie widziałem.
Obróciłem się na plecy, z wysiłkiem podniosłem prawe ramię i z oporem zdjąłem napierśnik. Przez chwile nie ruszałem się, nawet nie oddychałem, starając się zrozumieć sytuację.
Do mojej piersi przyczepiła się masa kości, co jakiś czas poruszała się w losowym kierunku, ściśle przylegając do skóry.
Jedno zmartwienie mniej, złapałem za kości, bez oporu puściły moją pierś, przylegając do ramienia, chwile później ponownie założyłem napierśnik. W celach obok widziałem kontury, śpiących istot, podziękowałem ciału za jego szczęście, gdyby nie spali, późniejsze kroki mogłyby być znacznie trudniejsze, szczególnie jakby przekazali tym, co nas tu zamknęli, informacje o moim małym podwładnym, tylko po to, by mocniej mnie pogrążyć.
Myślą, rozkazałem przestać wysysać moją manę kawałkom kości, o dziwo wyczułem coś, jakby próbowało się na mnie obrazić. Wykonało polecenie, ale niechętnie. Postanowiłem sprawdzić to później, teraz musiałem odpocząć, mając nadzieje, że ten, kto nas tu zamknął, nie wróciłby w najbliższym czasie.
***
Na dźwięk cichych szeptów, przebudziłem się bez ruchu, wsłuchałem się w czyjąś rozmowę, był to nieznany język, to też otworzyłem oczy, nie poruszając głową, rozejrzałem się wokół. Moja cela była pusta tak samo jak wcześniej, ale lokatorzy sąsiedniej już się przebudzili, były to dwie gadzie, humanoidalne istoty, ich niebieskie łuski lśniły w blasku pochodni, zielone oczy z pionowymi źrenicami co jakiś czas zatrzymywały się na mnie, obaj przechodzili wzdłuż łączących nasze cele krat.
Ich ohydne spojrzenia niezmiernie mnie irytowały, jednak z uwagi na swój stan, zastanawiałem się, czy powinienem bać się o własny tyłek, czy tylko o życie?
Celi z drugiej strony nie mogłem zobaczyć, jednak głośne kroki rozbrzmiewające co jakiś czas oznaczały, że i tamtejszy lokator musiał wstać. Idąc ich śladem, również wstałem, było to o wiele łatwiejsze niż wcześniej, moje rezerwy many osiągnęły minimalny poziom, nie na tyle bym czegoś próbował, ale szybkość, z jaką odzyskiwałem siły, była satysfakcjonująca.
Zrzuciłem przelotne spojrzenie na dwa gady, zanim odwróciłem się do drugiej celi, widok zirytowanego krasnoluda, spokojnego elfa i dziwnej, śpiącej ludzkiej kobiety nie był tym, czego oczekiwałem, szczególnie gdy z głowy kobiety wyrastały pomarańczowe tygrysie uszy.
Ogon?
Przetarłem oczy, ale ogon dalej tam był, krasnolud syknął na mnie niezrozumiale, pewnie przez to gapienie, zignorowałem go, zastanawiając się, jak istnienie tej kobiety było możliwe.
Z ksiąg wiedziałem, że cechy zwierzęce na tym świecie, zawsze dotyczyły tylko rasy Lykanów, ale nazwanie jej jednym z nich byłoby obrazą i dla Lykanów, i dla niej.
Słowo Lykan dotyczyło zbioru ras o silnych cechach zwierzęcych, głównie ssaków, najpopularniejszymi z nich były wilkołaki, które można spotkać na terenach o wysokim zalesieniu, silne, brutalne, sprytne o nadprzeciętnych instynktach były koszmarem ludzi i elfów.
Ich ciała odpowiadały swojemu zwierzęcemu odpowiednikowi, dogadanie się z Lykanami było możliwe, gdyby ich społeczeństwo nie było zacofane i nie przypominało barbarzyńców parzącymi się, z czym popadnie.
Nijak nie potrafiłem dopasować tej kobiety do barbarzyńskich Lykanów. Krasnolud najpewniej, cały czas rzucał we mnie przekleństwami, no, chyba że elf skrzywiał się z samego jego istnienia.
Co mu nie pasowało? To tylko spojrzenie, jego rasa powinna być do tego przyzwyczajona. Elf nie wytrzymując, wręcz ryknął na krasnoluda, spodziewałem się walki, tak było zazwyczaj z elfami i krasnoludami, ale zadziałało, zamknął się niemal natychmiast, długouchy następnie spojrzał na mnie.
Jego spojrzenie trwało kilkanaście sekund, odwrócił się co dopiero gdy wzruszyłem ramionami i usiadłem oparty o kraty, co jakiś czas rzucając ciekawskie spojrzenie na tak dziwną grupę.
***
Giles przeklinał swojego pecha. Zaczynając od niefortunnego wypadku, przez który został wygnany z kraju, kończąc na zostaniu porwanym z jego starym, lekkomyślnym przyjacielem Galem i zamkniętym w celi z tygrysim bękartem Bestii.
Z przymrużonymi oczami przyglądał się śpiącej kobiecie, wpatrywał się szczególnie w te jej pomarańczowe uszy oraz ogon. Wyraz obrzydzenia przebiegł przez jego twarz, mógł mieć jedynie nadzieje, że nie będzie głodna, inaczej pozna czy te wszystkie opowiadania o sile bękartów Bestii były prawdziwe.
Jego przyjaciel, nie podzielał jego niepokoju względem kobiety, chodził po więzieniu wyraźnie zdenerwowany na bezsilność, kilka razy podszedł spróbować wyłamać kraty z oczekiwanym niepowodzeniem. Czerwone łuski, największe plemię jaszczuroludzi, mogły być szalonym plemieniem, składającym ofiary z własnych ludzi, ale znały się na swojej robocie.
Samo więzienie zostało umieszczone we wnętrzu opuszczonej kopalni na zachodzie trzeciej dużej wyspy. Kiedyś była okupowana przez jego ludzi przez żyły mithrilu, dopóki sam metal nie został spaczony i zamiast pomagać, blokował połączenie z duchami, dziś służyła za tymczasowe więzienie dla ofiar.
- Giles! Ten jebany matkojebca wciąż się na nas gapi. - Elf zignorował wulgarny język przyjaciela i znów spojrzał na osobę w drugiej celi. Był niższy od niego o kilka centymetrów, nosił płaszcz, a pod nim zlepek kilku zbroi co pokazywało jego brak zasobów, twarz zasłaniał zwykłą, czarną maską, spod której wydostawało się kilka szarych włosów.
Wydawał się ignorować krzyki jego przyjaciela lub po prostu ich nie rozumiał. Nie miało to znaczenia.
Ważniejsze była ucieczka, a Galem bez przerwy obrażał prawdopodobnie jedyną dostępną pomoc. Dlatego Giles ryknął na swojego przyjaciela, o dziwo bękarcie dziecko Bestii wciąż nie wstało mimo całego hałasu. Przez chwile zastanawiał się jak głęboki ma ona sen, jednak nie trwało to długo, ponownie zignorował ją, skupiając się na... Właśnie kim on był albo czym? Z jakiego plemienia pochodził? Nie rozpoznawał magi, nie było to też dziwne, nie obchodziła go żadna forma magi oprócz jego ducha tak jak każdego elfa.
Próba współpracy z kimś nieznanego pochodzenia w normalnej sytuacji byłaby głupia, szczególnie na tak niebezpiecznych terenach gdzie wojny wybuchały z najgorszej wymówki, ale to nie była normalna sytuacja...
CZYTASZ
Nekromanta
FantasyGłównym bohaterem jest najsilniejszy Nekromanta który odkrył że nigdy nie uda mu się osiągnąć swoich celów. Jak się to potoczy? Tego dowiesz się jeśli to przeczytasz.