Nigdy nie myślałem, że wpadnę na taką okazję. Okoliczni szlachcice zaczęli zjeżdżać się do rezydencji.
W dzień, w dzień przyjeżdżały całe powozy wypełnione szlachcicami, strażnikami i majątkiem.
Wszystko to z powodu młodej panienki Rin, która podobno została narzeczoną księcia.
Przynajmniej tak plotkowała służba.Rodzice tego dziecka byli wniebowzięci, pieniądze, które napływały były wydane jeszcze szybciej.
Żadne z nich nie miało pojęcia o zarządzaniu finansami.Westchnąłem i rozejrzałem się dookoła. Byłem jak zawsze sam, otoczony śnieżnym puchem, szkielety, które niedawno stworzyłem infiltrowały rezydencje.
Może i są głupie... Dobra to najwięksi kretyni na tym świecie. Nawet goblin powinien mieć większą inteligencję... Może trochę przesadziłem. Przepraszam goblin.Na razie nie było żadnych kłopotów. Dałem im tak dokładne rozkazy, jak się da, więc nie ma prawa cokolwiek się stać... Mam nadzieję.
Zanim się zorientowałem, zapadł zmrok, a w rezydencji rozpoczął się bankiet.
***
- Co za banda ignorantów. - stwierdził szeptem Barl dowódca strażników rodu Lin. Zniesmaczony wpatrywał się na swoich podwładnych opychających się ciastkami, piwem i podrywających pokojówki.
Szlachtę mógł zrozumieć. Można powiedzieć, że picie na bankiecie to ich obowiązek, ale strażnicy? Ochrona? Co oni odpierdalają!? Co, jeśli ktoś by zaatakował!? Czy im do reszty odwaliło?Mimo tak skrajnych myśli nic nie robił.
Uspokajał się faktem: kto byłby na tyle głupi? Rodzina Lin może i upadała od dłuższego czasu, ale teraz to co innego.
Jego uczennica Rin miała w przyszłości wyjść za księcia. Każdy już słyszał te plotki. Od stolicy do Czarnego kontynentu. Nawet jeśli to tylko plotki, nikt nie powinien próbować wykonać ruchu.- Coś nie tak mistrzu? - do Barla podeszła niska dziewczyna z winem w ręku. Nietypowa uroda, złote włosy i szmaragdowe oczy dziewczyny poruszyły już nie jedno serce, nawet jego.
- Spójrz na nich. - wskazał na strażników.
- Gdy w przyszłości będziesz miała własnych, nie pozwól im się opier... - po namyśle nie dokończył. Nie wypadało klnąć na bankiecie, szczególnie gdy kilka osób bez przerwy wlepiało w ciebie oczy.
Nagle Barl na coś wpadł i rozejrzał się.- ... Nie ma go? - Rin, która miała dotąd dobry nastrój nagle zmarniała.
Kiedy ostatni raz widziała swojego starszego brata? Nie pamiętała.
Była od niego lepsza, przez to rodzice faworyzowali ją. Potrafiła to zrozumieć, ale nie rozumiała.- Dlaczego zniknął? - gdy jej talent został odkryty starszy brat, ten, który chronił ją bez przerwy, zniknął w jeden dzień.
Na każdym bankiecie, jakim była nie mogła go znaleźć. Przeszukała każdy zakamarek rezydencji, ale nie było ani śladu. Zupełnie tak jakby wyparował.
Wiedziała, że wciąż tu gdzieś jest. Służba, a nawet Barl to potwierdzał.Starała się go nie zapomnieć, ale umysł miał inne plany. Zaczęło się niewinnie.
Najpierw zapomniała o jego głosie potem o zapachu, następnie twarzy, sylwetki aż w końcu imienia. Obecnie dla niej był czymś w rodzaju, czarnej postaci gdzieś na końcu umysłu.Prawdę mówiąc, nie tylko ona zapomniała. Wszyscy w rezydencji nie pamiętali nawet jego imienia.
Rodzice? Zapomnieli o nim pierwsi.
Dla nich był tylko niepotrzebnym śmieciem, ale tego nie wiedziała.Nagle przerywając całą imprezę, przystojny mężczyzna i piękna kobieta o włosach w kolorze szmaragdu wyszli na środek sali. Stukneli kilka razy łyżką w kieliszek, przykuwając uwagę.
Mężczyzna złapał jeden wdech.Postępując, tak jak należy, powitał wszystkich, następnie wznowił imprezę, po czym wraz z żoną próbował poprawić swoje relacje z kilkoma szczególnymi rodami. Oczy zdecydowanej większości były skupione na parze. Czy to była ciekawość, czy może szukali sposobu na wykorzystanie ich i zbliżenie się do rodziny królewskiej? Kto wie? Jedno było pewne ta noc nie będzie spokojna.
Nagle ktoś upadł....
...
....
Na sali nastała cisza. Nie była spowodowana szokiem czy strachem.
- Huh? - zanim Barl zdążył zareagować wszyscy w zasięgu jego wzroku upadli.
- Rin! - krzyknął i złapał dziewczynę.
Gdy tylko położył ją na ziemię, w górę wystrzeliły pierwsze strugi krwi.- !? - Barl w jednej chwili wskoczył na równie nogi, wyciągnął i oparł ponad dwumetrowy miecz na ramieniu, chciał walczyć, ale było za późno. Małe czarne postacie biegały po całej sali jak szalone.
Były to szkielety, małe, czarne szkielety. Tam, gdzie się pojawiły, wystrzeliła fontanna krwi. Te kilka osób, które nie tknęły jedzenia czy picia zostało bez litośnie przytłoczone szybkością stworów. Nie minęła nawet chwila, a przez rezydencje płynęła rzeka krwi.Szczęk! Szczęk!
Za nim stały dwa. Kościane sztylety w ich dłoniach lśniły pod blaskiem księżyca.
Obie bronie były wycelowane w Rin nie w niego. Właściwie został zlekceważony, żaden szkielet nie zwrócił na niego uwagi.-Co to ma być? - kolejne dwa spadły tuż przed niego.
Bum!
Gdy już miał zaatakować, olbrzymie drzwi wejściowe, rozleciały się na kawałki.
W nich stanęła czarna postać, w tej samej chwili zupełnie jak w zegarku mordowanie skończyło się albo raczej nie było już kogo mordować.
Diuk, hrabia, baron, rycerz, sługa różnice w ich statusach nie miały teraz znaczenie, wszyscy zginęli jednakowo.
Barl zazgrzytał zębami, ocenił odległość między nimi i ruszył na szkielety przed sobą. W starciu z jego ciężkim mieczem nie miały szans, rozpadły się wręcz natychmiast.- Jeden cios? Tak jak myślałem... - usłyszał lodowaty, wyprany ze wszelkich emocji, ale jednocześnie taki melodyjny głos.
Mag!?
Dystans między nimi nie miał znaczenia. W powietrzu zgromadził się dziwny zielony płyn, uformowany na kształt włóczni. Zgodnie z ruchem osoby w czerni, ruszył do przodu.
Barl chciał zrobić unik, ale spojrzał za siebie.Rin wciąż leżała bezwładnie na podłodze, za nią tak samo, jak wcześniej stały szkielety, tyle że bliżej.
...
....
Mijały sekundy, zielona włócznia była coraz bliżej, gdy ten w końcu postanowił.
Hjinkk!!
Nagle otoczyła go srebrna aura, a towarzyszący temu podmuch powietrza zdmuchnął włócznie tak samo, jak szkielety.Czas jakby zwolnił. Nie to było złe określenie. To Barl przyspieszył, był podobny do błysku światła, pojawił się przed nieznajomym i wymierzył w niego cios.
Trzask!
!?
Oczy mężczyzny rozszerzyły się z szoku.
Co to miało być? Czarna postać niczym wąż przemknęła pod jego mieczem i wyskoczyła w powietrze, lecąc rzuciła w niego kilkanaście noży.
Były bezużyteczne, przy kontakcie z aurą stopiły się, ktoś mógłby uznać, że to Barl wygra. Niestety świat nie był taki miły. Zgodnie z fizyką nieudany atak wytrącił mężczyznę z równowagi, nie miał jak ochronić pleców, które przeszyło srebrne ostrze.
Barl poznawał tę technikę. "Ostrze many" jeden z niewielu ataków na bliski dystans, jaki posiadali magowie. Mag skupiał ogromną ilość many w jednym punkcie, przez co ta przybierała materialny kształt. Ostrze stworzone z czystej energii zdolne przeciąć wszystko na swojej drodze, tym była ta technika, niewykonywalna dla zwykłego amatora.- R-rin... - ostatnim tchem, wołając swoją panią, upadł bezwładnie na ziemię.
CZYTASZ
Nekromanta
FantasyGłównym bohaterem jest najsilniejszy Nekromanta który odkrył że nigdy nie uda mu się osiągnąć swoich celów. Jak się to potoczy? Tego dowiesz się jeśli to przeczytasz.