Rozdział 11

300 39 11
                                    

Zgniły odór rozprzestrzeniał się w powietrzu, czuła lodowate dreszcze przebiegające jej po plecach, mimowolnie mocniej ścisnęła rękojeść szabli, spoglądając na powlekające w cieniu drzew istoty, obok niej nikogo nie było. Strażników brakowało, większość padła podczas ucieczki dlatego, gdy odkryła nieobserwowane miejsce przybyła do niego sama. Carl prawdopodobnie jej teraz szukał, ale chciała być sama. Jego rycerz prawdopodobnie to wiedział inaczej już by przybyli.

Choć upadek miasta był nieunikniony to i tak przytłoczył wszystkich zwłaszcza ją, świeże rany sprzed siedmiu miesięcy jeszcze się nie zagoiły, wciąż miała w pamięci tę masakrę, to uczucie gdy nie mogła się ruszyć, a wszyscy wokół niej umierali, uczucie bezsilności odżyło na nowo.

Płomienie nienawiści, które nie zdążyły zgasnąć, podchwyciło owo uczucie i wybuchły mocniej niż wcześniej. Osobiście chciała ruszyć dalej, znaleźć osobę odpowiedzialną za masakrę jej rodziny, gdyby nie lata treningu Barla prawdopodobnie oddałaby się temu uczuciu, jednak co by to dało?

Odkąd uciekł rycerzom z zakonu odpowiedzialnego za ochronę Carla oraz tej czarodziejce, tuż po wykonaniu zbrodni było jasne, że nie byli w tej samej lidze.
Gdyby była sama, mogłaby odrzucić życie i tak spróbować, jednak Carl oraz jej brat... Nie odnaleziono jego zwłok w rezydencji, mógł żyć, nie, on żył! Przynajmniej to sobie wmawiała. Jak bardzo po tym wszystkim chciała zobaczyć swego brata? Odetchnąć w jego uspokajającym uścisku.

Bieg myśli przerwał jej gwałtowny ruch, przyjrzała się cieniom tak bardzo jak mogła z delikatnym drgnięciem strachu ujrzała zarysy czegoś wijącego się pośród drzew.

- Została z nas niecała setka, z czego tylko dwudziestu jest wyszkolonych w walce. Gdyby nie te orki...- zacisnęła zęby wyjmując mały, lekki oraz kruchy, szary kamień z przebiegającymi po nim szkarłatnymi liniami. Spojrzała jeszcze raz na zarys istoty, po czym bez wahania ścisnęła go z całej siły, pył uciekał jej z dłoni gdy niewidzialny impuls many dotarł do Cary.

Po dziesięciu minutach rycerz Carla pogratulował jej osądu, gdy uciekając, usłyszeli mrożący krew w żyłach ryk, któremu towarzyszyły trzaski łamanych drzew oraz latające części czegoś, co kiedyś było improwizowaną latryną.

***

- Nieumarli-orkowie-piraci... tego jeszcze nie grano. - skomentowałem. - Stan? - Kron jak zwykle pojawił się za mną, podając szczegółowy raport.

Skinąłem głową statek, który wykorzystamy w nadchodzącej podróży, mógł pomieścić setkę ludzi, ale tylko, gdy wszyscy ścisnęli się blisko siebie, znając wysokość moich nieumarłych, wielkość ładunku (za który robiła mała ilość żywności, harpuny oraz broń drzewcowa) i by nie ograniczyć możliwości obronnych, zabrałem mniej więcej połowę tej liczby.

Dwudziestu pochodziło od Krona, kolejnych dwudziestu pięciu od Sigurda, a ostatnia piątka od Ro. Licząc wszystkich razem, było nas pięćdziesięciu czterech. Może i nie można nas nazwać poważną siłą uderzeniową, zmieni się to jednak gdy wylądujemy na kontynencie... Na wszelki wypadek, powinienem też włączyć do sił wszystkie pokonane po drodze potwory morskie.

- Mistrzu, jesteśmy gotowi do wypłynięcia. - zaraportował jeden z ludzi Krona. Skinąłem głową, opadłem na kolano, przykładając dłonie do zrobionej przeze mnie formacji obejmującą cały statek i wlałem do niej manę.

Powietrze zdawało się ochładzać, deski wysychać, słychać było trzaski, ale nikt nie okazywał wahania, przynajmniej do czasu gdy nie usłyszeli zniekształconego ryku bestii. Każdy nieumarły spojrzał na wyschnięte deski, ich oczy zdradzały wahanie, zastanawiali się pewnie czy to naprawdę spod tych desek usłyszeli ryk, mimowolnie uśmiechnąłem się, kontynuując. Wszystkie ich wątpliwości wyparowały gdy ryk rozbrzmiał ponownie, trzaski nasiliły się, w końcu dziób statku podniósł się, ukazując spód statku, wypełniony kośćmi wielkości włóczni, choć zamiast kości wyglądały jak zębiska jakiejś bestii.

- Gotowe. - spojrzałem po nieumarłych. - Na co się gapicie? Zajmijcie stanowiska...

NekromantaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz