Użytkownik aury, naturalny wróg każdego maga, idealny wojownik padł tak jak pozostali, srebrne ostrze zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
Poczułem kropelki potu na czole i odetchnąłem z ulgą. Odwróciłem się w stronę młodszej siostry.
Nie spodziewałem się, że będzie pić już w takim wieku. No nic. Paraliż utrzyma się przez jakiś czas, a jedyne co zapamięta to tylko głos.
Ignorując ją, zacząłem sprawdzać twarze szlachiców. Nie zajęło mi długo znalezienie tej dwójki, specjalnie wydałem rozkaz, by ich nie zabijać.
Przystojny, blond mężczyzna i piękna kobieta o szmaragdowych włosach.
Gdyby nie te zamrożone w przerażeniu twarze wyglądaliby nawet znośnie.
Wyjąłem miecz z pochwy i zdjąłem na chwilę maskę. Upewniając się, że na pewno zapamiętają tę twarz, bez wahania ściąłem ich głowy, po czym znowu założyłem maskę.Nie byłem ich synem. Oprócz złożonej obietnicy nic do nich nie miałem.
Przeszukanie trupów zajęło mi kawałek czasu, tak samo, jak ułożenie ich w stosy. Gdy już przeszukałem ostaniego, już miałem wrzucić go na stos, kiedy stało się coś upierdliwego.
- Hiaaa!? - czternastoletni chłopak,otoczony przez ponad dwudziestu rycerzy w lśniących zbrojach, oraz kobietę w przydługich sztach, wkroczyli przez zniszczone drzwi, widząc niecodzienną scenerię, chłopak opróżnił żołądek wprost na swoje buty.
I to ma być członek rodziny królewskiej?
Ech, masakra.
Reszta lepiej sobie z tym poradziła. Kobieta rzuciła błyskawice, rycerze eksplodowali szkarłatną aurą i niczym stado rozsierdzonych byków, taranowali wszystko na drodze.- Chrońcie mnie. - dwa szkielety rzuciły się na błyskawice, reszta na rycerzy. Zostały zniszczone w kilka sekund, kilka cennych sekund w tym czasie zamknąłem oczy, moje ciało rozpadło się i wtopiło w cień.
Gdy ponownie je otworzyłem, stałem pośród zaśnieżonego górskiego stoku, około dwóch kilometrów od rezydencji.- Jeszcze kilka...
***
Rycerze księcia i następczyni jednej z czterech wież, wpatrywali się niedowierzając w puste, zalane krwią miejsce przed nimi.
Ich twarze zdawały się pytać "co to było?"
Osoba, którą chcieli pojmać, przesłuchać i skazać, po prostu rozpadła się na ich oczach.- ... Książę? - Carl, bo tak miał na imię, rozejrzał się z bladą twarzą i spytał.
- Ktoś przeżył? - kobieta chciała zaprzeczyć, ale usłyszeli ciche sapnięcie.
- Rin! - chłopak zignorował stan otoczenia i pędem rzucił się w stronę ukochanej, ślizgając się po jeszcze ciepłej krwi.***
Od masakry w rezydencji rodu Lin minęły ponad trzy miesiące. Nie były spokojne, wszystkie rody w królestwie obecnie zamknęły się w rezydencjach lub zamkach, nie wyściubiając nosa nawet na sekundę.
- To deklaracja wojny!
- Wojny? Czy wódka już do końca zniszczyła ci mózg? Niby kto nas atakuje!?
- Powinniśmy zamknąć bramy w miastach! Wzmocnić straże! - wewnątrz królewskiego pałacu, w jednej z kilku sal wojennych, najwyżej postawione osoby w królestwie toczyły zażartą kłótnię.- Cisza! - jeden krzyk króla wystarczył, by to chałasliwe grono ucichło.
Król przeleciał po nich wzrokiem, zatrzymując się na swoim następcy.
To wszystko zaczęło się od jego narzeczonej, to też musiał tu być.
Gdyby ten król był taki sam jak reszta, niewątpliwie obwiniałby go jednak...- Czy zrobiłeś jakieś postępy? - pozwolił mu zbadać sprawę na własną rękę.
- T-tak ojcze! - jak można się było spodziewać po nastolatku, nagle obarczonym wielką odpowiedzialnością, denerwował się, uniósł plik kartek, które do tej pory trzymał w dłoniach.
- Pierwszą ofiarą była rodzina Lin. To, co zastałem na miejscu... - zatrząsł się na samą myśl. - Oprócz panienki Rin nikt nie przeżył.- Co z jej rodzicami, bratem?
- Rodzice zostali pozbawieni głów. Ślady wskazują na ostrze. Mogły to być te dziwne szkielety albo sprawca zabrał narzędzie ze sobą. Co do brata... - zatrzymał się na chwilę, zmarszczył brwi i kontynuował. - Trudno powiedzieć.
- Co to ma zna... - krzyknął jeden z generałów, ale został uciszony równie szybko.
- Szpiedzy widzieli go ostatni raz ponad osiem miesięcy temu. Był poważnie chory, bez wsparcia rodziny, wątpię by mógł tyle przeżyć.
- Przeszukaliście cmentarz rodzinny?
- To... Trupojady zbezcześciły zwłoki.
- Trupojady? ... Rozumiem.
- Drugą ofiarą był ród Wern, trzecią Lenchester, a czwartą Kanern. Nieważne jak każdy z nich zwiększył swoją ochronę, skończyli w jednym schemacie. Rzeź i jedna ocalona osoba. Nie więcej, nie mniej. - król oparł się o tron, przymknął lekko oczy i oświadczył.
- Możesz odejść. - gdy Carl odszedł, jeden z generałów zwrócił się do króla.
- Panie proszę o wybaczenie, ale czy możemy temu zaufać?
- Udostępniłem mu własnych szpiegów... Co ważniejsze co na to Kościół Słowa Bożego? Ród Lenchester był ich głównym sojusznikiem i oparciem w królestwie.
- Oni... Mogę mówić nie oficjalnie?
- Zezwalam.
- To tylko plotki. Podobno wysłali specjalny odział, by wytropić mordercę, tego samego dnia spłonęło ponad dziesięć mniejszych kościołów. Od tej pory się nie wtrącali. -zapadła chwilowa cisza.- Wróg, który w tajemniczy sposób potrafi wymordować cały ród wraz ze służbą nawet w środku miasta, a potem jak gdyby nigdy nic pali kościoły największej organizacji religijnej... Z czym my u diabła walczymy? - spytał, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć.
***
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Carl powolnym krokiem kierował się do pokoju narzeczonej. Jego myśli wciąż były niespokojne i uciekały w kierunku niedawnych wydarzeń.
Dlaczego to się stało? Co było powodem? Czy jeśli tamtego dnia przybyłby szybciej? Mógłby zażegnać to niebezpieczeństwo?
Czy złapanie sprawcy to jego obowiązek?Ignorując te niedorzeczne myśli, wszedł do pokoju dziewczyny. Przeszukując wzrokiem pokój szybko ją namierzył. Spała w niewygodnej pozycji na stole, liczne książki, które czytała, wykorzystała w ramach poduszki.
Na ten obrazek uśmiechnął się i zaczął martwić. Zakochał się w tej dziewczynie, jednak nie stał przy niej gdy najbardziej go potrzebowała, cała rodzina, jaką miała, zginęła na jej oczach, rezydencja została stracona. Może po wydaniu dużej ilości gotówki mogliby, by naprawić rezydencję. Niestety wróg oczyścił cały rodzinny skarbiec, zabrał wszystko co mógł, od monet po biżuterię zostawił tylko to, czego nie mógł przy sobie nieść.
Carl zabrał koc z łóżka i siadając obok przykrył ją. Przeniósł wzrok na ostrze oparte o ścianę, zmarszczył brwi.
Rei od tej nocy nieustannie ćwiczyła. Nawet jeśli ledwo stała, nawet jeśli zarwała niezliczone noce, nawet jeśli przesadziła i krew zalewała jej ręce, nie odpuszczała.
- Przysięgam. ...To coś, czymkolwiek to było, zapłaci. - wyszeptał zdeterminowany i zasnął tuż obok niej. Następnego dnia dostał porządnego plaskacza.
CZYTASZ
Nekromanta
FantasyGłównym bohaterem jest najsilniejszy Nekromanta który odkrył że nigdy nie uda mu się osiągnąć swoich celów. Jak się to potoczy? Tego dowiesz się jeśli to przeczytasz.