Część 3

85 2 0
                                    

Minęło kilka dni, wciąż nie rozumiałam po co to robię ? Jaki jest cel tych durnych ćwiczeń ? Podczas dalszego ćwiczenia, postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, albo da mi z tym spokój, albo wywali z domu. Musiałam się zbuntować, traciliśmy tylko czas.

- Dobrze, tato. Zrozumiałam. - powiedziałam, odkładając kurtkę.

- Nie, jeszcze nie zrozumiałaś. Proszę bardzo...dalej ćwiczysz. - odpowiedział mi, spoglądając na mnie.

- Tato, zrozumiałam, dotarło do mnie. Mam okazywać szacunek. Podnosiłam tę kurtkę tysiąc razy, wieszałam też tysiąc razy. To jest głupie ! Już wolę zginąć niż wieszać i zakładać kurtkę, wiesz czemu tak jest ? Bo nie chcesz mnie już niczego więcej nauczyć ! Chowasz te swoje tajemnice przed całym światem ! - wkurzyłam się, wyrzuciłam w końcu wszystko z siebie co o tym myślę. Rzuciłam kurtkę na pobliskie krzesło i wyszłam. Złość na ojca, aż we mnie kipiała. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość.

- Camila ! - krzyknął za mną, ze złością.

- Co ? - ustałam w miejscu i odwróciłam się powoli w jego stronę.

- Podejdź tu ! Włóż kurtkę. - warknął.

- Tato, ja nie zamierzam...

- Włóż mówię. I wyciągnij różdżkę ! - ustał na przeciwko mnie. - Atakuj ! - byłam zaskoczona, że każe mi atakować. Szybko wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam zaklęcie. - Taak jest ! Bądź silna ! Musisz być pewna ! Pamiętaj, zawsze pełne skupienie. - krzyczał na mnie, rzucając zaklęcia, a ja w desperacji i zaskoczeniu je odpychałam. - Lewa noga do tyłu, teraz prawa, szybko. - podchodził coraz bliżej mnie, napierając na mnie zaklęciami.

- Tato... - jęknęłam.

- Nie ma tato, skup się ! Zawsze pełna koncentracja. Lewa w tył, prawa w tył. Stój ! - krzyknął, kiedy byłam już przy ścianie. Rzucił na mnie zaklęcie, ale nie zdążyłam go odbić.

- Ał ! - syknęłam, z bólu, rozcierając bolące ramię.

- Mocno, nie okazuj słabości, zawsze jesteś silniejsza, musisz wierzyć w swoją siłę. Walcz, atakuj ! Nie okazuj żadnej słabości ! - nie dawał za wygraną, wciąż atakował, a ja byłam przerażona, w panice rzucałam wciąż to inne coraz silniejsze zaklęcia. - Ładnie. - skomentował sapiąc i odchodząc kawałek w tył. Odebrało mi mowę, nie wiedziałam co powiedzieć, nigdy tak agresywnie nie walczyliśmy.

- Wyciągaj różdżkę, odbierz mi ją ! Walcz, słyszysz ?! - znów na mnie naskoczył, a w mojej głowie toczyło się miliony myśli. Wyciągnęłam różdżkę i napierałam na ojca najsilniejszymi zaklęciami jakie znałam. - Łoo Jezu...dobrze, bardzo dobrze.

Skąd te przerażone oczka ? - zapytał mnie, uśmiechając się szeroko i podnosząc mój podbródek, abym spojrzała na niego.

- Nie wiem... - odpowiedziałam przerażona.

- Magia jest we wszystkim, co człowiek robi. Jest w najprostszych czynnościach, walka i pojedynki są wszędzie. Magia jest nawet w tym jak wieszamy i zakładamy kurtkę, Camilla.

- Ja...

- Tak się walczy dziecko, z czarnoksiężnikiem. - cmoknął mnie w czoło, bo chyba widział, że jestem wstrząśnięta tym co się wydarzyło. - Camilla, jeśli pokonasz mnie, pokonasz każdego. - złapał mnie za ramiona i ilustrował moją twarz.

- Ciebie nie da się pokonać, tato. Jesteś najsilniejszy, ze wszystkich czarodziejów na świecie.

- Da się, tylko dwie osoby na tym świecie mogą tego dokonać. Ty i Albus. - te ostatnie wyszeptał. Wytarł dłonią, pot z czoła i wyszedł, zostawiając mnie samą. Ja usiadłam w jego fotelu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić, wciąż byłam w ogromnym szoku, odjęło mi mowę. Pierwszy raz, odkąd uczę się magii, tak agresywnie walczyłam z własnym ojcem.

Mroczna historia Gellerta Grindelwalda - PROLOGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz