Prolog Rok 1913, Londyn Czuję niepokój, strach i obawę przed nową rolą w życiu. Co będzie dalej ? Czy sobie poradzę ? Może nie będę ideałem, ale chcę spróbować. Zrobię wszystko, aby je chronić. Pozabijam wszystkich byle tylko były bezpieczne i szczęśliwe. Postawię zamek, aby tylko nic złego im nie zagrażało. Obie są moimi słabościami, jedynymi słabościami. Może i jestem potworem, ale będę też ojcem. Chodzę po korytarzu w tę i spowrotem, nie mogę usiedzieć na miejscu. A co jeśli coś tam się dzieje, a ja o tym nie wiem ? Mam milion myśli w głowie, krzyk Eleny szumi mi w głowie. Podchodzę do wielkich, dębowych drzwi i już chcę złapać za klamkę, ale ktoś mnie uprzedza. Położna niesie ręcznik cały w szkarłatnej krwi. - Co się tam do cholery jasnej dzieje ?! - wybucham złością na kobietę. - Panie Gellercie proszę o spokój, pańska żona jest na łożu śmierci. - wyjaśnia, patrząc mi prosto w oczy. - Co ? - pytam ledwo przytomny. - Robimy wszystko co w naszej mocy. - szepnęła i znów weszła do sypialni, zamykając drzwi, a mi zakręciło się w głowie. Osunąłem się powoli po ścianie, znów do moich uszu dotarł krzyk Eleny. Mija 15 minut, potem 30, 35, 40 i nagle cisza...zrywam się na równe nogi i łapię za klamkę drzwi. Słychać cichy płacz noworodka, zawiniętego w biały ręcznik. Elena leży blada jak ściana na łóżku, gdzie panuje jeden wielki nie ład. Podchodzę do niej i łapię za rękę, siadając na krawędzi łóżka. - Kochanie... - Gellert...zajmij się nią...zrób wszystko żeby była bezpieczna. - Razem się nią zajmiemy, będzie dobrze. - Nie będzie...zapewnij jej godne życie bez matki...- Wyjdziesz z tego...będzie się wychowywać w pełnej rodzinie. - Nie. Zapewnij jej bezpieczeństwo i nie pozwól jej skrzywdzić, każdego dnia mów jej...jak bardzo ją kocham...obiecaj... - ścisnęła moją dłoń.- El nie żegnaj się...jeszcze nie teraz...- ilustrowałem jej twarz.- Gellert...obiecaj, błagam...- Obiecuję...- Bardzo was kocham...żegnaj... - puściła moją dłoń, a ja nie wiedziałem co się dzieje. Klęknąłem przy łóżku i wpatrywałem się tępo w zmęczoną twarz Eleny. Była wychudzona, a jej cera szara i ponura, oczy miała zapadnięte, po chwili jednak zaszły mgłą. Nie wytrzymałem tego nacisku emocji i wyszedłem z domu, przeteleportowałem się do centrum, tam mogłem wyżyć cały swój gniew. Nie liczyłem, nawet ile niemagów zamorodowałem wraz z moimi ludźmi. Czułem furię...odeszła moja miłość...odeszło wszystko...została mi tylko córka...Wróciłem do domu nad ranem. Położna siedziała w salonie i tuliła do siebie maleństwo, kołysząc się w przód i tył. - Mogę ją zobaczyć ? - zapytałem, chowając różdżkę za pas i podchodząc powolnym krokiem. - Oczywiście. - uśmiechnęła się smutno i podała mi zawiniątko. Była śliczna i taka malutka. Spod bawełnianej czapeczki wystawały platynowo, blond włosy, a małe rączki, zacisnęły się na moim palcu wskazującym. Uśmiechnęła się lekko. - Mamusia Cię bardzo kocha, tatuś Cię bardzo kocha. - szepnąłem, przytulając ją do siebie. Zerknąłem na towarzyszącą mi kobietę. - W razie trudności pomogę Panu w opiece nas maleństwem. - odparła. - Dziękuję. Po stracie Eleny czuję pustkę, ona była jedynym dobrem w moim złym życiu. Zostawiła mi po sobie Camillkę. Nie mogę jej zawieść, muszę zrobić wszystko, aby Camilla miała cudowne życie, obiecałem...obiecałem...
CZYTASZ
Mroczna historia Gellerta Grindelwalda - PROLOG
FantasiCzy tajemnice wielkiego czarnoksiężnika wyjdą na jaw ?