10

649 38 16
                                    


Po powrocie z dachu nie zmrużyła już oka, więc teraz w pracy liczyła minuty do końca zmiany. Dzisiaj był wyjątkowy ruch, nawet nie miała chwili przerwy, dlatego, gdy ostatni klient wyszedł, a ona mogła zdjąć fartuszek i wrócić do wieży była wniebowzięta.

Spojrzała na zegarek, przechodząc przez drzwi swojego pokoju, do spotkania ze Steve'em na dachu zostały dwie godziny. Uznała, że spożytkuje ten czas na drzemkę, by móc później trzeźwo myśleć.

Obiecała mu, że wyjaśni nocną sytuację i opowie, czego dowiedziała się od Thora. Nie chciała kazać mu czekać, ale musiała przemyśleć sposób, w jaki powie mu o swoim najgorszym czynie.

Obudziła się o pół godziny spóźniona na ich spotkanie, więc nie wiele myśląc, pobiegła do windy. Dopiero w niej przejrzała się w lustrze. Nie do końca zadowolona swoim wyglądem związała włosy w luźnego koka, śliną starła spod oczu tusz do rzęs, który rozmazał się podczas snu. Poprawiała spodenki i spadający z ramienia kardigan, gdy winda stanęła, a jej drzwi się rozsunęły.

Zobaczyła go opierającego się o barierki, oglądał miasto a jego jasna koszulka odznaczała się w półmroku. Brunetka zastanawiała się, czy nie jest mu zimno, wieczór nie należał do najcieplejszych, a on przecież nie ma w sobie żywego ognia.

— Przepraszam, nie chciałam się spóźnić, zasnęłam i tak jakoś wyszło. — zaczęła się tłumaczyć, gdy stanęła przy nim.

— Nic nie szkodzi, choć zaczynałem myśleć, że już nie przyjdziesz. — zaśmiał się.

Odwrócił się w jej stronę, przeszywając ją tymi niebieskimi oczami, które sprawiały, że jej serce miękło. Skinął głową, na koc którego wcześniej nie widziała, zrozumiała przekaz i ruszyła za nim, by po chwili rozsiąść się na miękkim materiale.

— Nie jest ci zimno? — spytała, dotykając jego ręki, by upewnić się, że nie marznie.

— Na razie nie, ale twoja dłoń jest aż nadto gorąca. Tak jest ciągle? — przejął się.

— Tylko jak odczuwam silne emocje. — spojrzała mu w oczy. — Denerwuje się, tym co mam zamiar ci opowiedzieć, nie chce, żebyś zmienił o mnie zdanie.

— Co by to nie było, postaram się zrozumieć. — zapewnił.

— O matko, w tym momencie przydałby się ten Asgardzki specyfik Thora, po pijaku by było łatwiej. — zaśmiała się nerwowo a on razem z nią.

Przełknęła ślinę, potarła uda i rozejrzała się, jakby szukała czegoś co uratowałoby ją przed zwierzeniem. Gdy nic się nie wydarzyło spojrzała na swoje dłonie i zaczęła mówić.

— To było bardzo dawno, dosłownie setki lat temu. Odyn ukrył mnie w wiosce w Vanaheimie. — widząc zdziwiony wzrok mężczyzny sprostowała. — To jedno z Dziewięciu Królestw. Mieszkałam razem z kobietą, która się mną opiekowała, kształciła mnie i pomagała opanować moje dary. Uczyła mnie wszystkiego prócz władania ogniem, powtarzała, że jestem na to za młoda i muszę dorosnąć, by zrozumieć jego potęgę. Teraz wiem, że miała racje. — westchnęła, po czym lekko zmieniła pozycje siadając po turecku. — Pewnego wieczoru, gdy Evina już spała rozpaliłam świeczki w całym salonie chcąc na własną rękę ujarzmić płomienie. Wszystko wymknęło się spod kontroli a gdy wybiegłam z domku chcąc powstrzymać w jakimś stopniu fale ognia siejącą zniszczenie jedynie pogorszyłam sprawę. Żar zajął inne chaty paląc je w zatrważającym tempie. Mój ogień jest inny niż zwykły, bardziej dziki i nieokiełznany. Ludzie próbowali się ewakuować, ale niewielu się udało. Zginęło ponad sześćdziesiąt osób, w tym Evina.

Goddess // Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz