11

643 31 18
                                    


Przez cały kilkugodzinny lot nie mogła myśleć o niczym innym niż o zajściu na dachu. Cały czas czuła oddech Steve'a na swoich ustach, pod palcami jego skórę a na talii duże dłonie. Zerkali na siebie co chwilę, a gdy ich spojrzenia się krzyżowały, rzucali sobie zawstydzone uśmiechy. Livia nie mogła doczekać się końca misji, by spokojnie z nim porozmawiać.

Dotarli do starego rdzewiejącego statku, w którym mieli znaleźć złodzieja wibranium, zamiast niego zastali tam Ultrona wraz z Sokovianami.

Stała z boku przysłuchując się konwersacji pomiędzy Ultronem a Avengersami. Była im potrzebna jedynie do odczytania intencji rodzeństwa i do ewentualnej zmiany ich nastroju na bardziej pokojowy. Niestety, kiedy nastąpił atak Wanda i Pietro zniknęli, a ona nie mogła ich znaleźć.

Mimo małej wiedzy na temat swojej nowej mocy nadal mogła walczyć wręcz, więc starała się pokonać tylu napastników, ilu była w stanie. Gdy udało jej się pozbyć niechcianego towarzystwa, dostała rozkaz, by udać się do doktora Bannera, ponieważ bliźniacy obrali go sobie za cel.

***

Zakręciło mu się w głowie, więc oparł się ręką o ścianę, a gdy otworzył oczy, znalazł się w sali pełnej tańczących i bawiących się ludzi. Był w wyjściowym mundurze tak jak i reszta mężczyzn, kobiety zaś wirowały w różnokolorowych sukienkach.

— A my nie będziemy tańczyć? — głos, który rozpoznałby wszędzie, rozbrzmiał za jego plecami. Odwrócił się zszokowany, by ujrzeć swoją pierwszą miłość. Starannie ułożone włosy, delikatny makijaż i niebieska sukienka z kwiatową przypinką na dekolcie, jak zawsze wyglądała przepięknie. — Wojna się skończyła Steve, można jechać do domu. Uwierz w to. — przemówiła ponownie, wyciągając w jego kierunku dłoń.

Gdy ją złapał sala opustoszała, a w niej został tylko on i Peggy, by mogli zatańczyć do wolnej piosenki i cieszyć się swoim towarzystwem. W momencie, w którym ich usta miały się zetknąć, kobieta zniknęła, a na jej miejscu pojawiły się drzwi, które po chwili namysłu otworzył. Wszedł do przestronnej jasnej sypialni, z łazienki wyszła brunetka w satynowym szlafroku ucieszona jego widokiem.

— Witaj w domu kapitanie, czekam na rozkazy. — Zaśmiała się uwodzicielsko, idąc w jego kierunku.

— Peggy — szepnął w jej usta, na co się odsunęła.

— Peggy? Mam na imię Livia.

Ostatnim co widział była jej zawiedziona twarz, następnie wszystko się rozpłynęło, a on znów stał na metalowej podłodze w starym zardzewiałym statku.

***

Biegła ile sił w nogach, by dostać się do Bannera. Wiedziała, że gdy wiedźma dopadnie go pierwsza, będą mieli duże kłopoty. Przeklinała siebie i wszystkich, że postanowili wylądować tak daleko.

Gdy już była blisko odrzutowca ujrzała rodzeństwo. Szatynka nie wyglądała zbyt dobrze, brat stał nad nią, przyglądając się jej opiekuńczo. Oni również ją zobaczyli.

— Tu was mam. — Uśmiechnęła się.

Nie do końca wiedziała, czy poradzi sobie z dwójką uzdolnionych dzieciaków, ale nie miała innego wyjścia, zgrywanie pewnej siebie to jedyne co jej pozostało po straceniu większości swoich mocy.

— Raczej to my mamy ciebie. — odbił piłeczkę siwowłosy.

— Nie byłabym tego taka pewna, pamiętasz mnie prawda? — zwróciła się do dziewczyny. — Ostatnio na mój widok zaparło ci dech w piersiach. — zrobiła kilka kroków w przód.

Goddess // Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz