Zadyszana biegła prawie na ślepo, przepychając się dosyć niekulturalnie przez tłum. Za sobą słyszała oburzone okrzyki, ochy i achy wymieszane z mruknięciami, których nie dosłuchiwała. Sporadycznie rzucała „przepraszam", bardziej zajęta rozglądaniem się dookoła za przyjaciółką, którą zagubiła.
Bura kotka, którą trzymała w ramionach, Mistie, wyrywała się, co utrudniało dziewczynie bieg. Bez przerwy zmuszona była ją poprawiać, kiedy zdziczała Mistie wbijała swoje ostre pazurki w ramię właścicielki, próbując podciągnąć się w górę, aby następnie zeskoczyć i uciec.
— Niewdzięczne stworzenie — syknęła właścicielka kota, mocniej dociskając do siebie kotkę, kiedy gwałtownie skręciła.
Jej nieschludny kucyk podskakiwał przy każdym szybkim ruchu, a rękaw bluzki na krótki rękaw nieco opadł z ramienia. Zbliżała się już do Esów i Floresów, kiedy Mistie wyłapała swoim kocim wzrokiem sowę, którą jakiś chłopak niósł w klatce. Wtedy rozpętało się piekło, którego nie byłby w stanie opisać nawet Dante.
Mistie z sykiem wbiła swe pazury tak głęboko w skórę właścicielki, że ta nie była w stanie wytrzymać z bólu. Krzyknęła, łapiąc się za ramię, a kotka skorzystała ze sprzyjającej okazji i rzuciła się w stronę idącego spokojnie chłopaka z sową.
— Ty wyrodna...! — Nie dokończyła, gdyż zerwała się do biegu, ale było już za późno. Mistie skoczyła ze swoimi pazurami jak jakaś rozdrażniona lwica na plecy chłopaka, który z zaskoczenia upuścił klatkę z sową.
Kot natychmiast doskoczył do uwięzionego ptaka i zaczął wpychać swoje łapki pomiędzy pręty. Próbował dopaść pohukującą przeraźliwie sowę, która panicznie latała w kółko. W pewnej chwili tak wpadła na pręty, że jej skrzydło się pomiędzy jednym z nich zaklinowało.
Mistie próbowała to wykorzystać. Już zamachała się swoją łapą w stronę ptaka, gdy właścicielka kota rzuciła się przed klatkę. Nie zważając na to, że wpadła z deszczu pod rynnę, bowiem pazury kotki przejechały zamiast przez skrzydło sowy, to po jej całej prawej ręce, złapała mocno kota. Odetchnęła z ulgą, która jednak nie trwała zbyt długo.
— Pilnuj tego przebrzydłego kota! — usłyszała zirytowany krzyk.
Zapominając już o istnieniu właściciela sowy, na którego także rzucił się jej kot, uniosła wzrok. Naprzeciwko niej, po drugiej stronie klatki, stał i patrzył na nią z góry wysoki ciemnoskóry chłopak. Miał krótko przystrzyżone czarne włosy i także ciemne, skośne oczy, w których czaił się wyrzut. Zdecydowanie był od niej starszy, od razu zauważyła to po jego rysach twarzy i budowie ciała. W pierwszej chwili nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa.
— Prawie zamordował mi sowę! — krzyknął ponownie i złapał klatkę ze swoją spanikowaną sową, piorunując spojrzeniem wciąż klęczącą przed nim dziewczynę z kotem.
Gwałtownie wstała, prawie się przy tym wywracając. Dostrzegając na twarzy starszego chłopaka rozbawiony uśmieszek, zaczerwieniła się. Pragnąc wyjść jakimś cudem z tej sytuacji z ostatnimi resztkami godności i honoru, powiedziała pewnym głosem, pokazując swoją zadrapaną rękę:
— A ja ci ją uratowałam.
Prychnął pogardliwie.
— Gdybyś lepiej go pilnowała, to nie musiałabyś nikogo ratować!
— Słuchaj, no, ty... — Cokolwiek chciała powiedzieć, zostało to przerwane nawoływaniem:
— Zabini! Zabini, tutaj!
Ciemnoskóry chłopak jeszcze raz zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, a następnie odszedł w kierunku wołającego go dziewczęcego głosu. Dziewczyna pokręciła do siebie głową i udała się w przeciwną stronę, w stronę księgarni Esy i Floresy.
CZYTASZ
Źródło kłopotów • Blaise Zabini
FanfictionIch pierwsze spotkanie bynajmniej nie należało do udanych. Jej kot omal nie zamordował jego sowę, a jego wzrok omal nie rozpruł jej kota. I na tym historia powinna się skończyć, ale chcąc czy nie chcąc zmuszeni są ze sobą się widywać na spotkaniach...