Rozdział 5

369 48 349
                                    

Z racji, że ten rok był pierwszym w Hogwarcie dla Ambroise'a, Belle zgodziła się, aby pomóc Aimee oprowadzić jej brata. Nie widziała w tym zresztą żadnego problemu. Uwielbiała pomagać innym, czuła wtedy, że robiła coś dobrego dla świata, choć może i tak małego, wręcz nieistotnego.

Ambroise'a Belle także, zupełnie jak Aimee, znała od dzieciństwa. Rodzice Belle i rodzice Aimee przyjaźnili się ze sobą od czasów Hogwartu, wobec czego właściwie wychowywali swoje dzieci razem. Belle dorastała bawiąc się lalkami z Aimee, zaś Aimee z Belle. Początkowo, jak pojawił się na świecie Ambroise, dziewczynki patrzyły na chłopca spode łba, a kiedy dorósł — nie chciały się z nim bawić, ale z biegiem czasu ta chłodna relacja przeistoczyła się w nieco bardziej ciepłą. 

Cichy i nieśmiały Krukon Ambroise szedł nieco zgarbiony za starszymi Gryfonkami i z żywym zainteresowaniem chłonął otoczenie. Kilka miejsc już miał sposobność poznać dzięki prefektom swojego domu, którzy w pierwszy dzień oprowadzili pierwszorocznych Krukonów. Widocznie był przestraszony wielkością zamku, zmieniającymi swoje położenie ot tak, z kaprysu, schodami oraz pułapkami, które się na niektórych stopniach znajdowały. 

— Grunt to zapamiętać, gdzie nie trzeba stawać, a nie gdzie trzeba — tłumaczyła spokojnie i wesoło Belle. — Widzisz tamten schodek? Ten przed nim jest na rogu zniszczony, możesz w ten sposób zapamiętać, że niżej znajduje się pułapka. 

— Albo kilka razy w nią wpaść i się nauczyć na własnych błędach... — mruknęła doświadczona Aimee, omijając ów schodek szerokim łukiem.

— A co — zaczął nieśmiało chłopiec, odzywając się po raz pierwszy — jak się zgubię? 

— Wtedy pożre cię smok. — Aimee uwielbiała perfidnie straszyć młodszego brata.

Na twarzy Krukona pojawił się szok.

— Nie — sprostowała pewnie Belle, posyłając przyjaciółce miażdżące spojrzenie. — Nie ma tutaj żadnych smoków, czupakabr, sfinksów czy innych jakichś żyraf. Jeżeli się zgubisz, to zapytaj kogoś o drogę. Na pewno natkniesz się na jakiegoś ucznia, nauczyciela czy ducha. Oni ci pomogą.

— Chyba że będzie to Irytek. Wtedy nie licz na nic innego, jak ewentualnego kopa w zadek czy rozbite jajko na głowie.

— I zwiewaj jak najdalej — dodała Belle. — Ale na pewno nie będzie to konieczne, zobaczysz, że sobie poradzisz. Początkowo Hogwart wydaje się potrójnie większy niż jest w rzeczywistości, naprawdę. Sam się przekonasz, Ross.

Choć Belle ze wszystkich sił próbowała choćby w minimalny sposób wesprzeć Ambroise'a na duchu, to średnio przyniosło to oczekiwany efekt. 

Przypomniała sobie swoje własne początki w Hogwarcie, które również nie były za kolorowe — Belle trudno było oswoić się z nowym otoczeniem i była bardzo nieśmiała oraz skryta na pierwszym roku. Wstydziła się każdego spojrzenia, uwagi, nie potrafiła się bronić ani postawić na swoim. Widziała odbicie dawnej siebie w Ambroisie. 

 — Pamiętasz, gdzie jest pokój wspólny Gryffindoru? — zapytała nagle Belle, czując olśnienie.

Skinął głową.

— W razie czego, jeśli będziesz gdzieś w pobliżu i będziesz czegoś potrzebował, to przyjdź do nas. Hasła się co prawda zmieniają, ale to żaden problem, będziemy ci regularnie podawać w czasie śniadania czy coś. Na ten moment hasło to: czekoladowe różdżki.

Wcześniej cały zestresowany i spięty Ambroise odetchnął z ulgą, widocznie pocieszony myślą, że w razie wu może zaglądać.

— Dzięki, Belle.

Źródło kłopotów	 • Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz