Rano obudził się na sporym kacu. Sporo czasu zajęło mu ogarnięcie, gdzie jest. Głowa ćmiła tępym bólem, a w gardle miał pustynię. Przez dłuższą chwilę próbował sobie przypomnieć, co sprawiło, że doprowadził się do takiego stanu. Najczęściej spity w trupa wracał ze swoich wypadów do przyziemnego baru.
Jednak nie tym razem. Wytężył umysł i wspomnienie z wieczora, wróciło do niego z pełną mocą. Poczuł się jeszcze bardziej chory.
Magnus!
Że też nikt go wcześniej nie uprzedził!
Wraz z tą myślą poczuł wszechogarniającą go złość. Miał ochotę coś zniszczyć, komuś przyłożyć, ale jedyne co był w stanie z siebie wykrzesać, to powolne wstanie z łóżka okupione zawrotami głowy i nasilającymi się mdłościami.
Powlekł się do łazienki. Czuł się, jakby miał ze sto lat. Wszytko go bolało, a na domiar tego cuchnął tak, że od własnego zapachu mógłby zwymiotować.
Odkręcił zimną wodę w nadziei, że pomoże mu trochę otrzeźwieć. W niesamowicie wolnym tempie pozbywał się ubrań, rzucając je na podłogę. Nie miał siły, by ulokować go w koszu na pranie.
Wszedł pod strumień wody i z trudem powstrzymał narastający w gardle wrzask. Woda była lodowata, ale zasłużył sobie na to, więc postanowił tę torturę znieść z godnością.
Zgodnie z planem zimny prysznic trochę mu pomógł. Teraz mógł z powodzeniem zająć się swoimi sprawami. Nie poczynił jeszcze żadnych kroków w kierunku swojego urlopu, więc musiał normalnie stawić się do pracy. Obiecał sobie, że dziś się za to weźmie. Potrzebował odpoczynku i spojrzenia na wszystko z daleka, najlepiej z bardzo daleka.
Niemrawo przeszedł do sypialni i ubrał się w sprane jeansy i jeden ze swoich ulubionych swetrów. Nie czuł się dziś wystarczająco dobrze by kisić się w ciasnych koszulach i reszcie swojego kostiumu. I tak nikt go nie rozliczał z wyglądu, a dzień po imprezie najprawdopodobniej wszyscy nie będą w formie, więc mógł trochę poluzować swoje wytarte standardy.
Przeszedł pustym korytarzem do gabinetu. Dopiero tam uświadomił sobie, że było po dziewiątej, a nie spotkał żywej duszy. Nie przejął się tym zbytnio. Wszystkim należał się reset.
Dopiero koło południa życie w Instytucie zaczęło odżywać. Krótko przed obiadem odwiedziła go siostra. Wyglądała tak, jak zwykle, chociaż najprawdopodobniej skutki bankietu ukryła pod makijażem.
Jej obecność była mu niezwykle na rękę. Dzięki temu mógł od razu rozwiać swoje wątpliwości.
— Wiedziałaś, że Bane będzie na przyjęciu? — zapytał bez ceregieli.
Dziewczyna chwilę milczała, a jej nerwowe ruchy zdradzały, że nie była to dla niej tajemnica.
— Wiedziałam, że wrócił do Nowego Jorku — wyznała — ale nie spodziewałam się, że pojawi się na bankiecie.
Jej odpowiedź nie usatysfakcjonowała Aleca.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — jego głos brzmiał spokojnie, skutecznie udało mu się ukryć wyrzut, który targał jego wnętrzem.
— Dowiedziałam się wczoraj, nie miałam kiedy ci powiedzieć.
Mężczyzna nie do końca ufał jej słowom, ale nie zamierzał drążyć tematu. Nie miał na to siły, a nie chciał niepotrzebnie tracić energii.
Machnął niedbale ręką, chcąc zakończyć ten temat.
— Idę na urlop — rzucił nagle bez zbędnych wyjaśnień.
CZYTASZ
Bezsenność (Malec)
FanfictionZastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby... Z takich właśnie rozmyślań, swój początek wzięło to krótkie opowiadanie. Wyobraźcie sobie Alexandra Lightwooda, ma trzydzieści lat, jest Szefem Instytutu. Odnosi sukcesy, jest powszechnie szanowany...