Rozdział 10: Chwila

249 9 2
                                    

Martyna dość długo spała. Postanowiłem jednak jej nie budzić, wiedziałem, że jest zmęczona. Najpierw Piotrek, teraz Rafał. Łatwego życia to ona raczej nie ma.

- Adaś, ty nie masz dziś dyżuru? - z rozmyślań wyrwała mnie żona.
- Mam... Za godzinę.
- No dobra. Ja z nią zostanę, nie martw się.
- Basiu, ale jak coś jej się stało... - spojrzałem na nią z smutnym wyrazem twarzy.
- Nic jej nie było. Nawet jeśli jej coś jest, ale nie zakładajmy najgor...
W tym momencie jej przerwałem - chcę jej pomóc. Jestem ratownikiem!
- A ja przypominam, że jestem pielęgniarką po kursach i mam takie same uprawnienia jak ty. Zajmę się nią, obiecuję!
- Niech Ci będzie... - odparłem niepewnie, ale zaraz się uśmiechnąłem i pocałowałem ją w czoło.
- Nie martw się Adam. Wątpię, żeby Rafał ją uderzył.
- No dobra... Lecę, bo się spóźnię - odpowiedziałem bez większego przekonania.

Wyszedłem z domu i rozmyślałem. Dziś wychodzi Piotrek. A co jak Martyna go nie przywita? Będzie o nią pytał...

***
Obudziłam się w pokoju, który wyglądał na znajomy, ale nie wiedziałam co to za pokój, z pewnością nie była to moja sypialnia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i powoli zwlokłam z łóżka. Usiadłam na nim i zaczęłam myśleć. Wyszłam z domu, bo Rafał znowu pił i poszłam... Właśnie, gdzie ja poszłam?

*puk puk*
Rozległo się pukanie do drzwi i nim zdążyłam coś odpowiedzieć w drzwiach pojawiła się Basia z tacą pełną jedzenia.

- Już się obudziłaś? Martwimy się o ciebie. Zjedz coś Martyna, jak się czujesz?
- Eee... W porządku. Co się stało?
- Nie pamiętasz? - zrobiła przerażoną minę.
- No... niezbyt.
- Przyszłaś do nas po tym jak Raf...
- To wiem, co dalej?
- No to rozmawiałaś z Adamem, potem osunęłaś się przy ścianie i przynieśliśmy cię do łóżka.
- Dziękuję za to, że was mam... - wyszeptałam, gdyż wróciły wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia. Pamiętałam już wszystko.
- Odpocznij dzisiaj, nie idź do pracy.
- Która godzina?
- Dziesiąta.
- Przecież ja mam dzisiaj dyżur! Gdzie moje buty? - spytałam i zaczęłam plątać się w kołdrze.
- Martynka, spokojnie, Adam porozmawia z Banachem, pozwoli ci zostać.
- Na pewno? - niepewnie zapytałam.
- Na pewno. Odpocznij, możesz zostać ile chcesz.
- Dzięki Basiu... - rzuciłam - chwila, dzisiaj Piotrek wychodzi ze szpitala! Muszę przy nim być.
- Najpierw zjedz.
- Baśka, on będzie o mnie pytał, ja mu obiecałam... - urwałam uzmysławiając sobie że Piotrek, który jest przy mnie cały czas jest chyba kimś więcej niż zwykłym przyjacielem. Ale... On nie może. CO JA GADAM, JA NIE MOGĘ. Jest przecież Rafał, planujemy ślub... Ale... Czy ja tego chcę?
- Martyna, czym się martwisz?
- Nie, niczym. Muszę iść do Piotrka i do pracy.
- Dobra, jak nie chcesz to nie mów, ale ja tu jestem. Do pracy nie idziesz, ale do Piotrka to chyba siłą nawet bym cię nie zatrzymała.
- Mhm - mruknęłam, bo wiedziałam, że do pracy też pójdę. Złapałam dwie kanapki z tacy, swoje buty i wyszłam. Skierowałam swoje kroki do stacji.

Gdy doszłam na stację spojrzałam na karetki na podjeździe, ale wyglądało na to, że Adam i Banach są w stacji, gdyż karetka 21S stała na swoim miejscu. Powoli weszłam do budynku.
- Martyna co ty tutaj robisz? - spytał Adam - rozmawiałem z doktorem, masz dziś wolne.
- Ja... 
- Martyna, miałaś dziś odpocząć.
- Nie mów mi co mam robić, dobrze? - warknęłam, jednak po chwili, widząc minę Adama wybąknęłam - przepraszam...
- Ja przepraszam... Nie chcę cię urazić, martwimy się... - mówił niepewnie, ale było widać, że szczerze. 
- Gdzie doktor? - zadałam pytanie zbywając jego zamartwianie się o mnie.
- Tu jestem - za moimi plecami usłyszałam głos Banacha - cześć Martyna, co tu się dzieje dzieciaki? - spytał.
- Dzień dobry, już nic, chciałam z panem porozmawiać - szybko zmieniłam temat i zaczęłam się zastanawiać o czym ja mam z nim niby rozmawiać i dlaczego to powiedziałam, chyba po to, żeby uratować sytuację.
- Dobrze, chodźmy do gabinetu - zrobił ruch ręką, aby przepuścić mnie przed niego i poszliśmy po schodach na górę. Usiedliśmy po dwóch stronach biurka i nastała cisza.
- Adam mi powiedział, dziś masz wolne, Piotrek dziś wychodzi możesz iść do niego, ma mieć jeszcze kontrolne badania, ale nie powinienem cię do tego zachęcać skoro w nocy źle się czułaś. Nie powinnaś w ogóle przychodzić.

Ciekawe co mu powiedział... Jeśli mu powiedział o moim wczorajszym omdleniu to mnie pogrążył... Co ja mam zrobić... Piotrek czy Rafał, Piotrek czy Rafał...

- Martyna, co jest? - spytał i wstał zza biurka, następnie przykląkł obok mnie.
- Co? Nie nic, wszystko w porządku.
- Martwisz się o Piotra?
- Dlaczego?
- Zamyślona jesteś bardzo. Blada trochę też, ale to pewnie z powodu tego złego samopoczucia.

Chwila, czyli on tylko wie o złym samopoczuciu. Uf, Adam powiedział, że się źle czułam!

- Martyna, serio zaczynam się martwić.
- Niepotrzeb... au...
- Dobra dobra, tu mi tutaj nie czaruj, widzę, że coś jest nie tak. Wiem, że zadzwoniłaś do Adama i mu powiedziałaś, że się źle czujesz, ale co cię bolało? I nie ściemniaj, dobra? - spytał i spojrzał centralnie na mnie. Po chwili jego ręka była na moim nadgarstku, a wzrok powędrował na zegarek. 

Sprytnie to wymyśliłeś Adasiu.

- W głowie mi się zakręciło, ale już jest okej, ze stresu mnie brzuch bolał. 
- Tętno trochę przyspieszone, popatrz za palcem - wodziłam wzrokiem za jego palcem - dobra, tu jest dobrze, mogę ci zbadać brzuch?
- Skoro doktor musi...
- Nie musi, ale chcę. Martynko, zdrowie jest najważniejsze, jeszcze cię puszczę do Piotrka, tam zemdlejesz i co wtedy będzie? - spytał, uśmiechnął się i podwinął mi koszulkę, później zaczął uciskać i opukiwać mi brzuch.
- No dobra - też się uśmiechnęłam. Banach zazwyczaj poprawia humor.
- Miękki, bez obrony mięśniowej, może faktycznie to z powodu stresu.
- Mówiłam?
- Puszczę cię, jak mi obiecasz, że zrobisz badania.
- Obiecuję.
- No dobra, ale wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? 
- Wiem -  powiedziałam a w myślach miałam słowa: cały Wiktor Banach... Wyleczy ciebie, twoją matkę, babkę, psa, kota sąsiada i sąsiada.
- No więc? - spytał.
- Spróbuję poradzić sobie sama, ale jak nie dam rady przyjdę do pana.
- Trzymam za słowo. A teraz leć do Piotrka, bo zaraz on zwariuje, że cię nie ma - zaśmiał się.
- Dzięki, lecę!
- Tylko o badaniach nie zapomnij! - krzyknął za mną, ale ja tylko trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do szpitala, do sali, gdzie był Piotrek. Tam spotkało mnie kolejne zaskoczenie...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 08, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wir życia - Na SygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz