Zostałam przy Piotrku. Trzymałam go cały czas za rękę. Była przy mnie Zosia, która się przyglądała. Ja sama już nie wiedziałam co myśleć. Niby przyjaźnię się z Piotrem, jednak czy to nie jest już coś więcej? A może coś mniej... Sama nie wiem co do niego czuję... Dlaczego życie jest takie skomplikowane...
– Martyna, wszystko będzie z nim dobrze? – spytała mnie młoda Banachówna.
– Mam nadzieję – odpowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam.
– Piotruś... Obudź się... – zaczęłam mówić słodkim głosem. Wtedy wszedł Wiktor.
– Złożyli mu nogę na śruby, po odmie nie ma już śladu. Oddechowo jest wydolny, ma tylko lekki wstrząs mózgu. Oczywiście musi się oszczędzać z powodu urazów, ale tego pewnie przypilnujemy. Najgorsze już za nim.
– Dziękuję doktorze, gdyby nie pan, jeśliby pan tam nie przejeżdżał… – kobieta rzuciła mi się na szyję.
– No już Martynka, wiesz, że dla was zrobię wszystko – przytuliłem ją.
– Patrzcie – powiedziała nagle Zosia.
Odwróciliśmy się w kierunku Piotrka. Ten powoli zaczął otwierać oczy. Patrzyliśmy tak na niego przez kilka chwil.
***
Obudziły mnie jasne snopy światła. Byłem obolały. Ktoś trzymał mnie za rękę. Słyszałem jakieś głosy, ale nie mogłem połączyć ich z osobami, które znam. Powoli otworzyłem oczy. Zobaczyłem trzy osoby stojące nad moim łóżkiem. Rozpoznałem ich.
– Doktor? Martynka... Zosia... – szeptałem, bo czułem ból w klatce, który nie pozwalał mi głośno mówić.
– Piotrek... – powiedziała Martyna, która trzymała mnie za rękę.
– No i co nawywijałeś? – spytał doktor patrząc na mnie z troską.
– Zosiu, pójdziesz po doktora Sambora? – poprosił córkę Banach a ta odpowiedziała skinieniem głowy i wyszła.
– Boli Cię coś? – spytał, gdy wyszła. Może nie chciał jej dodatkowo niepokoić.
– Coś w piersiach mnie kłuje... Trochę głowa i lewa noga. Tak to chyba w porządku – dalej szeptałem.
– Pamiętasz co się stało? – spytał.
– Wjechałem do rowu, bo jakiś wariat wjechał na zły pas i bez zastanowienia chciałem ratować sytuację. Potem pan się pojawił.
– Tak, czyli dziur w pamięci nie masz, to dobrze. Potem zemdlałeś, bo miałeś odmę, lewą nogę masz złożoną na śruby. Skutki, są ci pewnie znane, ale masz odpoczywać.
– Tak... – odparłem znowu szeptem.
– Zaraz pewnie przyjdzie Michał, to sprawdzimy co z tobą Piotrek – dodał i uśmiechnął się.
Przez cały ten czas Martyna trzymała mnie za rękę i patrzyła takim słodkim wzrokiem, o ile wzrok może być słodki.
–Piotruś, zrobię ci urazówkę, bo widzę, że coś się Samborowi nie spieszy.
– Proszę doktorze – odpowiedziałem.
Martyna wtedy odkryła częściowo kołdrę i podciągnęła moją bluzkę. Delikatnie musnęła palcami po mojej skórze, przeszył mnie wtedy dreszcz zadowolenia. Banach przystąpił do uciskania mojej klatki, potem brzucha.
– Klatka jest dalej wiotka… Coś mi się tu nie podoba… Brzuch miękki, to dobrze – powiedział i przyłożył mi rękę do czoła, wtedy wszedł doktor Sambor razem z Zosią.
CZYTASZ
Wir życia - Na Sygnale
FanfictionCodzienne życie lekarzy medycyny ratunkowej i ratowników medycznych nie jest łatwe. Ciągle w biegu, ich życie jest bardzo dynamiczne. Dyżury to większość ich życia, jednak potrafią też wplątać w to coś innego. Czy do ich szalonego życia można dorzuc...