Rozdział 5: Chwila załamania

344 10 0
                                    

Zostałam przy Piotrku. Trzymałam go cały czas za rękę. Była przy mnie Zosia, która się przyglądała. Ja sama już nie wiedziałam co myśleć. Niby przyjaźnię się z Piotrem, jednak czy to nie jest już coś więcej? A może coś mniej... Sama nie wiem co do niego czuję... Dlaczego życie jest takie skomplikowane...

– Martyna, wszystko będzie z nim dobrze? – spytała mnie młoda Banachówna.

– Mam nadzieję – odpowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam.

– Piotruś... Obudź się... – zaczęłam mówić słodkim głosem. Wtedy wszedł Wiktor.

– Złożyli mu nogę na śruby, po odmie nie ma już śladu. Oddechowo jest wydolny, ma tylko lekki wstrząs mózgu. Oczywiście musi się oszczędzać z powodu urazów, ale tego pewnie przypilnujemy. Najgorsze już za nim.

– Dziękuję doktorze, gdyby nie pan, jeśliby pan tam nie przejeżdżał… – kobieta rzuciła mi się na szyję.

– No już Martynka, wiesz, że dla was zrobię wszystko – przytuliłem ją.

– Patrzcie – powiedziała nagle Zosia.

Odwróciliśmy się w kierunku Piotrka. Ten powoli zaczął otwierać oczy. Patrzyliśmy tak na niego przez kilka chwil.

***

Obudziły mnie jasne snopy światła. Byłem obolały. Ktoś trzymał mnie za rękę. Słyszałem jakieś głosy, ale nie mogłem połączyć ich z osobami, które znam. Powoli otworzyłem oczy. Zobaczyłem trzy osoby stojące nad moim łóżkiem. Rozpoznałem ich.

– Doktor? Martynka... Zosia... – szeptałem, bo czułem ból w klatce, który nie pozwalał mi głośno mówić.

– Piotrek... – powiedziała Martyna, która trzymała mnie za rękę.

– No i co nawywijałeś? – spytał doktor patrząc na mnie z troską.

– Zosiu, pójdziesz po doktora Sambora? – poprosił córkę Banach a ta odpowiedziała skinieniem głowy i wyszła.

– Boli Cię coś? – spytał, gdy wyszła. Może nie chciał jej dodatkowo niepokoić.

– Coś w piersiach mnie kłuje... Trochę głowa i lewa noga. Tak to chyba w porządku – dalej szeptałem.

– Pamiętasz co się stało? – spytał.

– Wjechałem do rowu, bo jakiś wariat wjechał na zły pas i bez zastanowienia chciałem ratować sytuację. Potem pan się pojawił.

– Tak, czyli dziur w pamięci nie masz, to dobrze. Potem zemdlałeś, bo miałeś odmę, lewą nogę masz złożoną na śruby. Skutki, są ci pewnie znane, ale masz odpoczywać.

– Tak... – odparłem znowu szeptem.

– Zaraz pewnie przyjdzie Michał, to sprawdzimy co z tobą Piotrek – dodał i uśmiechnął się.

Przez cały ten czas Martyna trzymała mnie za rękę i patrzyła takim słodkim wzrokiem, o ile wzrok może być słodki.

–Piotruś, zrobię ci urazówkę, bo widzę, że coś się Samborowi nie spieszy.

– Proszę doktorze – odpowiedziałem.

Martyna wtedy odkryła częściowo kołdrę i podciągnęła moją bluzkę. Delikatnie musnęła palcami po mojej skórze, przeszył mnie wtedy dreszcz zadowolenia. Banach przystąpił do uciskania mojej klatki, potem brzucha.

– Klatka jest dalej wiotka… Coś mi się tu nie podoba… Brzuch miękki, to dobrze – powiedział i przyłożył mi rękę do czoła, wtedy wszedł doktor Sambor razem z Zosią.

Wir życia - Na SygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz