Rozdział 4: Jutro będzie lepiej

342 8 0
                                    

Nie wiem co myśleć o tym wszystkim. Uratował resztę kierowców przed karambolem sam prawie ginąc. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego? Nie mogę tego pojąć. Piotrek teraz będzie walczył o życie a ja mam siedzieć i czekać? – myślałam.

– Martyna wiesz jaki jest Piotr. Nieraz już ryzykował własne życie... – pocieszał mnie Banach.

– Doktorze... – zaczęłam płakać i spojrzałam na niego. Przed oczami stanęły mi sceny, gdy to Banach był bohaterem. Piotr zawsze go podziwiał, ja również.

– Martynka musisz być silna! Dla niego. A on będzie silny dla Ciebie. Dalej płakałam. Wiedziałam jednak, że Banach mnie wspiera i nie tylko mnie, a także nie tylko on. Wtuliłam się jeszcze mocniej w jego ramiona, siedzieliśmy tak kilka minut.

Nagle odezwał się głos z radia - 21S zgłoś się. Banach szybkim ruchem wyjął radio z kieszeni i odpowiedział – 21S zgłaszam się.

- Podejrzenie zawału na Kwiatowej 5/23.

– Poczekaj chwilę – powiedział dyspozytorce i spojrzał na mnie – Martyna dasz radę? Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Spojrzał na mnie badawczo.

- 21S masz inny wolny zespół?

– Wiktor, mam tylko was...

– Dobra, przyjąłem jedziemy. Kucnął przed krzesłami – Martynka. Musimy pojechać, nie ma innego zespołu, słyszałaś. Weźmiemy Kubę jako kierowcę i jedziemy.

– Wiktor...

– Kubicka jedziemy.

– Dobra. Weź się w garść – pomyślałam sobie i poszłam do karetki. Pojechaliśmy do starszej pani, zrobiliśmy EKG, wykazywało stan przedzawałowy. Podaliśmy nitroglicerynę i pojechaliśmy do szpitala. Przejazd na szczęście odbył się bez komplikacji. Piotrek dalej był operowany.

– Martyna, wiem, że się martwisz. Ja też, uwierz mi.

– Jakoś po doktorze nie widać – powiedziałam i dopiero potem zdałam sobie sprawę co właśnie powiedziałam.

- Znasz mnie nie od dziś. Wiesz co przeszedłem. Wiesz, że pod tą skorupą jest wrażliwy mężczyzna... – zrobił smutne oczy.

– Przepraszam doktorze... Nie wiem co we mnie wstąpiło.

– Martyna... Ta praca zmienia wszystkich. Nie przepraszaj, martwisz się o Piotra.

– Zdecydowanie doktorze...

- Chodź, pójdziemy się przebrać, zaraz koniec dyżuru.

– Dobrze...

Prowadziłem Martynę za rękę. Bałem się, że zemdleje. W końcu była przemęczona. Stres bardzo źle na nią wpływał. Kiedy doszliśmy do bazy, Martyna poszła się przebrać a ja postanowiłem zadzwonić.

– Cześć Zosiu... Wrócę dzisiaj później. Piotrek jest w szpitalu, muszę przy nim posiedzieć. Możesz Zosiu... Do zobaczenia... Odłożyłem telefon. Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy Piotrowi nic nie będzie. Starałem się jednak nie okazywać obaw ratowniczce. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Martyny.

– Doktorze idziemy?

– Tak Martynko, dołączy też do nas moja córka. Martyna na tę wieść wymusiła uśmiech. Wątpię, żeby był szczery. Nie w tych okolicznościach.

–Doktorze... Możemy porozmawiać...– spytała niepewnie Martyna kiedy mieliśmy wychodzić.

– Jasne, chodź do gabinetu – zaprosiłem ją ruchem dłoni a gdy weszła zamknąłem drzwi. Kubicka podeszła do okna i spojrzała przez nie.

- Martyna co się dzieje? Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.

– Martyna? Podszedłem do niej i stanąłem za nią. – Martyna? – ponownie wymówiłem jej imię. Dalej nie odpowiadała. Położyłem moje ręce na jej ramionach. – Martynka...

– Boję się – powiedziała w końcu.

– Nawet jeśli nie jest teraz przytomny nie oznacza, że jest bardzo źle. Mogę go zbadać, jeśli chcesz.

– Nigdy nie wiedziałam, że to takie trudne.

– Co?

– Gdy dzieje się coś złego komuś bliskiemu. Twojemu przyjacielowi.

– Martyna... Spokojnie...

– Doktorze! Tyle razy mówimy komuś o tym, że musi czekać a teraz wiem jak taki ktoś się czuje.

– Kubicka ogarnij się! Idziemy do Piotrka, zobaczymy co u niego. Przy okazji osobiście sprawdzę jego stan, może to cię uspokoi.

– Nie dam rady...

 – Dasz! Chodź... – złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą. Niechętnie i bardzo ociężale ruszyła za mną. Wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy do szpitala. Weszliśmy do sali, gdzie obok Piotrka była już Zosia.

– Hej Zosiu – powiedziała Martyna.

– Cześć słoneczko – powiedziałem.

– Cześć wam – odpowiedziała, po czym ze smutkiem spojrzała na Piotrka. Martyna usiadła na brzegu łóżka i chwyciła Piotrka za rękę.

– Piotruś... co ty nawywijałeś...

– Jest nieprzytomny Martynka, ale mów do niego. Pomoże mu to – powiedziałem do ratowniczki. Dziewczyna spojrzała na mnie ze strachem, ale jednocześnie ufnością. Tak jakby wierzyła. Jakby zaufała w końcu moim słowom. – Pójdę się czegoś dowiedzieć. Zaraz wracam – poinformowałem i pogłaskałem Martynę po ramieniu. Pospiesznym krokiem poszedłem do dyżurki. Zastałem tam Michała, pisał coś w papierach.

– Ulubiona część pracy, co? – zażartowałem.

– Papierologia i tyle... – odpowiedział zrezygnowany. – Co tam? – spytał.

– Przychodzę w sprawie Piotrka...

– Jasne, więc nadal jest nieprzytomny, ale mam nadzieję , że się wybudzi, bo inaczej za długo to będzie trwać... Chociaż operacja też może mieć na to wpływ... Noga jest złożona na śruby, po odmie brak śladu, może odczuwać tylko objawy.

– To dobrze Michał... Ale karetka strasznie długo jechała, gdyby byli wcześniej... Boję się, że odma mogła wyrządzić jakieś szkody...

– Wiktor... Nie obwiniaj się. Możemy gdybać, ale teraz nic to nam nie da. Obserwujemy go, jest stabilny.

– Masz rację Michał. Jednak ja udzielałem mu pierwszej pomocy...

– Wiktor... – wstał i podszedł do mnie po czym położył mi rękę na ramieniu – nie miałeś sprzętu. Zrobiłeś co mogłeś.

– Niby tak, ale jednak nie odbieram tak tego. To jest jeden z moich najlepszych ratowników. On jest dla mnie jak syn...

– Cały Wiktor Banach... – zaczął się śmiać.

 – No co? – spytałem oburzony, bo śmiał się z dość poważnej sytuacji.

– Nic, po prostu zastanawiam się, co najzdolniejszy facet na naszym roku robi w karetce... I ta twoja empatia... Ty to nawet wskoczyłbyś w ogień za pacjentem...

– Michał... Dobrze wiesz czemu nie operuję.

– Wiem. Jednak nadal Cię podziwiam. W całej tej tragedii, w bólu, w którym tkwisz potrafisz odnaleźć empatię dla innych.

– Ela... Michał, to ona mnie tego nauczyła. Jej śmierć zmieniła moje życie, życie Zosi. Wiesz co chciałem zrobić. A teraz staram się być dobrym człowiekiem dla Zośki.

– Przepraszam Wiktor... Nie chciałem cię urazić. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i po prostu się o ciebie martwię – powiedział skruszony.

– Nic nie szkodzi. Dobra, idę do Martyny przekazać jej wiadomości, ciężko to znosi... Zależy jej na Piotrku. W sumie jak każdemu ze stacji. Chyba łączy ich już coś więcej niż tylko przyjaźń.

– Zajmiesz się nią?

– Oczywiście Michał, w końcu to moje dzieciaki – zacząłem się śmiać.

Wir życia - Na SygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz