Louis pov:
Umówiłem się dzisiaj z Harrym na FaceTime, więc musiałem się ogarnąć,on wygląda cudownie bez żadnego układania włosów, ubierania za dużych ubrań żeby nie było widać jego talii. A ja? No cóż jestem jaki jestem. A on mówi że nie jest przystojny. Oczywiście moja samoocena jest dość duża, bo jak się ogarnę to wyglądam już okej ale jak od razu wstanę to jest masakra.
Ułożyłem sobie jak zawsze włosy i ubrałem czarną bluzę z białym napisem love is love. Uwielbiam tego typu napisy bo tak, jestem gejem i się tego nie wstydzę.
Kiedy już się ogarnąłem dostałem tabletki które muszę oczywiście zażyć żeby nie być na tak zwanym tamtym świecie, chociaż w sumie to mógłbym już tam być. Muszę przestać myśleć o śmierci dla Harrego i tylko dla niego.
***
Już do niego dzwonię bo powiedział że jak dostanę tabletki to mam do niego od razu zadzwonić.
-Hej.- Powiedział trochę nie pewnie chłopak.
-Cześć.- Odpowiedziałem mu.- Co tam u ciebie?
- W sumie to nic ciekawego się u mnie nie dzieje, no może oprócz tego że za 4 dni będę miał zmianę rurki a jak wszystko pójdzie dobrze miesiąc później operacje płuc. A co tam u ciebie?- Uśmiechnął się lekko.
-O kurde, w takim razie życzę ci powodzenia, u mnie wszystko tak jak było, nadal robię te same problemy mojej rodzinie i mam tego dość ale cóż, jest jak jest.
-Ty nie robisz żadnych problemów, to nie twoja ani niczyja wina że jesteś chory, musisz się do tego przyzwyczaić, to niestety będzie zawsze w twoim życiu aż do jego końca. Będzie dobrze zobaczysz Lou.- Powiedział zielonooki.
-A co jeżeli chce żeby był jego koniec?- Zapytałem.
-Nie mów tak nawet, twoja rodzina cię kocha i na pewno nie chce żebyś umierał. Oni wiedzą że to nie twoja wina i na pewno nie uważają cię za problem.
-Dobra nie chce już o tym mówić, dostałem tabletki tylko boję się ich połykać masz na to jakiś sposób?- Szybko zmieniłem temat, nie chce już o tym rozmawiać.
- Umm...- Myślał przez chwilę.- W sumie to tak, zawsze to robiłem jak byłem mały. Dostałeś dzisiaj budyń?- Nie wiem co jedno i drugie ma ze sobą wspólnego ale pokiwałem głową na tak.
-Więc go weź i dosyp sobie te tabletki do niego i wymieszaj.- Powiedział
Zrobiłem jak kazał ale dalej nie wiedziałem o co mu chodzi.
-I teraz to zjedz. Pokazała mi to pielęgniarka gdy miałem może z pięć lat.
-Dobra ale ty to zrobisz ze mną żebym wiedział że to na sto procent bezpieczne.- Zaśmiałem się lekko.
Pokiwał głową rozbawiony ale wziął swój budyń i wymieszał z nim tabletki.
-A teraz do buzi.- Powiedział uśmiechając się od ucha do ucha. Zjadłem trochę tej mieszanki i powiem że to na prawdę zadziałało, może i było trochę głupie ale działało.- Jak coś jest głupie ale działa to to nie jest głupie.- Powiedziałem śmiejąc się.
-No właśnie Louis, dobre spostrzeżenie.
Nagle napisała do mnie moja mama że zaraz przyjedzie do mnie i żeby pogadać z panią doktor. Serio? Musiała akurat teraz?
Gdy już zjadłem mój budyń przeprosiłem Harry'ego i powiedziałem mu że moja mama tu zaraz przyjedzie.
-Serio już musisz kończyć?
-Niestety tak, muszę z mamą iść do gabinetu pani doktor żeby nam powiedziała czy mój stan się polepsza czy pogorsza czy może jest na takim samym poziomie jak był, chyba wiesz o co chodzi?- Bardziej zapytałem niż stwierdziłem.
-Oczywiście że tak to do zobaczenia?- Zapytał się mnie nieco zmieszany.
-Do zobaczenia.- Odpowiedziałem mu i się rozlączyłem. Muszę przyznać że ten chłopak jakoś inaczej na mnie działa.
***
Co jak na razie myślicie o tym fanfiction?
Ps. Wiem że ten rozdział jest trochę nudny ale obiecuję że w następnych będzie się już działo więcej.
CZYTASZ
Five feet apart (l.s)
FanficHarry zmaga się na co dzień z mukowiscydozą nieuleczalną chorobą płuc przez co musi jechać do szpitala na co najmniej pół roku, w tym czasie będzie miał operację przeszczepu płuc (którą osoby z tą chorobą muszą mieć mniej więcej co pięć lat zależy o...