5.Tylko cytuję słowa mojego przyszłego chłopaka.

10 2 16
                                    

Louis pov:

Siedziałem właśnie z moją mamą u pani doktor, mówiła coś o tym że mój stan się nie poprawia i muszę brać jeszcze silniejsze leki żeby przeżyć kolejny dzień, kosztują one 80 dolarów za paczkę w której jest 30 tabletek. Czy już mówiłem o tym że jestem ciężarem dla mojej rodziny?

Gdy wychodziliśmy z gabinetu pani Evans, moja mama powiedziała to co mi już mówiła od jakiś kilku miesięcy zawsze jak przyjeżdżała.

-Lou, pamiętaj że nie jesteś i nigdy nie byłeś dla mnie problemem, kocham cię i wiem że choroba to nie jest twoja wina. Jeśli chodzi o pieniądze to jakoś sobie poradzimy, ojciec pracuje ja z resztą też, damy radę.- Powiedziała uśmiechając się do mnie nikle. 

-Ja wiem mamo, ale i tak czuję się z tym strasznie, Lottie i Fizzy potrzebują pieniędzy na nowe ubrania i kosmetyki, bliźniaczki potrzebują pieniędzy na nowe zabawki a ja im to wszystko zabieram bo jestem chory, czuję się jakby one mnie nienawidziły, jakbym był jakimś potworem, chciałbym po prostu ich szczęścia i tyle mamo.- Powiedziałem i westchnąłem z ulgą, potrzebowałem się komuś wygadać.

-Lottie i Fizzy są już duże i rozumieją to że jesteś chory, poza tym dostają co miesiąc kieszonkowe i na nic nie narzekają a bliźniaczki bawią się wszyskim i niczym no i mają bardzo dużo zabawek którymi się bawią, one cię kochają Lou rozumiesz?- Westchnęła uśmiechając się. 

-Rozumiem.- Skinąłem głową i nagle przyszła mi wiadomość. 

Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i tak jak myślałem to był Harry.

-A kto to tak do ciebie pisze co?- Zapytała mama uśmiechając się od ucha do ucha.- Jakaś dziewczyna?- Poruszyła brwiami.

Tak, jeszcze nie powiedziałem jej o mojej orientacji, nie chcę jej jeszcze bardziej rozczarować. 

-Nie mamo, to Harry, mój...- Kurde czym on dla mnie jest?

-Twój?

-Kolega?- Bardziej zapytałem niż stwierdziłem.-Tak, właśnie tak, tylko kolega, oczywiście. 

-No dobrze Louis, muszę już lecieć odebrać bliźniaczki z przedszkola, miłego dnia kochanie. 

-Pa.- Powiedziałem patrząc na oddalającą się mamę.

Wszedłem do mojej sali i odetchnąłem z ulgą, prawie się dowiedziała.

Wreszcie mogę zobaczyć co napisał do mnie Harry.

Harrystyles: Jak tam wizyta u lekarza?

Czy on się o mnie martwi? Nie Louis, on po prostu jest ciekawy, spokojnie, oddychaj. 

Louist91: Wszystko jest tak samo jak było, nie ma poprawy. :(( 

Harrystyles: Jak to? Przepisali ci jakieś inne tabletki cokolwiek? 

Louist91: Tak, niestety bardzo drogie, powiedzieli że to ostatni ratunek. 

Harrystyles: Jeżeli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy powiedz mi a ja ci pomogę, nie chcę znowu kogoś stracić... 

Louist91: Co? Jak to znowu? 

Harrystyles: Moja siostra zmarła rok temu... 

Harrystyles: Ugh nie chcę o tym mówić. 

Louist91: Spokojnie, jeżeli nie chcesz, nie musimy. 

Harrystyles: Aww, kochany jesteś.

Harrystyles: Taki słodki boo bear ^_^.

Louist91: Przestań Hazza. 

Louist91: Grabisz sobie. 

Harrystyles: I tak kiedyś umrzemy. 

Harrystyles: Tylko cytuję słowa mojego przyszłego chłopaka ;).

Louist91: Czekaj co? 

Louist91: Przecież ja to powiedziałem. 

Harrystyles: No właśnie Lou. 

O mój Boże.

***

Taki krótki rozdział na dzisiaj. 

A może zrobię jakiś maraton? Kto wie?

Five feet apart (l.s) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz