Louis pov:
Siedziałem właśnie z moją mamą u pani doktor, mówiła coś o tym że mój stan się nie poprawia i muszę brać jeszcze silniejsze leki żeby przeżyć kolejny dzień, kosztują one 80 dolarów za paczkę w której jest 30 tabletek. Czy już mówiłem o tym że jestem ciężarem dla mojej rodziny?
Gdy wychodziliśmy z gabinetu pani Evans, moja mama powiedziała to co mi już mówiła od jakiś kilku miesięcy zawsze jak przyjeżdżała.
-Lou, pamiętaj że nie jesteś i nigdy nie byłeś dla mnie problemem, kocham cię i wiem że choroba to nie jest twoja wina. Jeśli chodzi o pieniądze to jakoś sobie poradzimy, ojciec pracuje ja z resztą też, damy radę.- Powiedziała uśmiechając się do mnie nikle.
-Ja wiem mamo, ale i tak czuję się z tym strasznie, Lottie i Fizzy potrzebują pieniędzy na nowe ubrania i kosmetyki, bliźniaczki potrzebują pieniędzy na nowe zabawki a ja im to wszystko zabieram bo jestem chory, czuję się jakby one mnie nienawidziły, jakbym był jakimś potworem, chciałbym po prostu ich szczęścia i tyle mamo.- Powiedziałem i westchnąłem z ulgą, potrzebowałem się komuś wygadać.
-Lottie i Fizzy są już duże i rozumieją to że jesteś chory, poza tym dostają co miesiąc kieszonkowe i na nic nie narzekają a bliźniaczki bawią się wszyskim i niczym no i mają bardzo dużo zabawek którymi się bawią, one cię kochają Lou rozumiesz?- Westchnęła uśmiechając się.
-Rozumiem.- Skinąłem głową i nagle przyszła mi wiadomość.
Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i tak jak myślałem to był Harry.
-A kto to tak do ciebie pisze co?- Zapytała mama uśmiechając się od ucha do ucha.- Jakaś dziewczyna?- Poruszyła brwiami.
Tak, jeszcze nie powiedziałem jej o mojej orientacji, nie chcę jej jeszcze bardziej rozczarować.
-Nie mamo, to Harry, mój...- Kurde czym on dla mnie jest?
-Twój?
-Kolega?- Bardziej zapytałem niż stwierdziłem.-Tak, właśnie tak, tylko kolega, oczywiście.
-No dobrze Louis, muszę już lecieć odebrać bliźniaczki z przedszkola, miłego dnia kochanie.
-Pa.- Powiedziałem patrząc na oddalającą się mamę.
Wszedłem do mojej sali i odetchnąłem z ulgą, prawie się dowiedziała.
Wreszcie mogę zobaczyć co napisał do mnie Harry.
Harrystyles: Jak tam wizyta u lekarza?
Czy on się o mnie martwi? Nie Louis, on po prostu jest ciekawy, spokojnie, oddychaj.
Louist91: Wszystko jest tak samo jak było, nie ma poprawy. :((
Harrystyles: Jak to? Przepisali ci jakieś inne tabletki cokolwiek?
Louist91: Tak, niestety bardzo drogie, powiedzieli że to ostatni ratunek.
Harrystyles: Jeżeli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy powiedz mi a ja ci pomogę, nie chcę znowu kogoś stracić...
Louist91: Co? Jak to znowu?
Harrystyles: Moja siostra zmarła rok temu...
Harrystyles: Ugh nie chcę o tym mówić.
Louist91: Spokojnie, jeżeli nie chcesz, nie musimy.
Harrystyles: Aww, kochany jesteś.
Harrystyles: Taki słodki boo bear ^_^.
Louist91: Przestań Hazza.
Louist91: Grabisz sobie.
Harrystyles: I tak kiedyś umrzemy.
Harrystyles: Tylko cytuję słowa mojego przyszłego chłopaka ;).
Louist91: Czekaj co?
Louist91: Przecież ja to powiedziałem.
Harrystyles: No właśnie Lou.
O mój Boże.
***
Taki krótki rozdział na dzisiaj.
A może zrobię jakiś maraton? Kto wie?
CZYTASZ
Five feet apart (l.s)
FanfictionHarry zmaga się na co dzień z mukowiscydozą nieuleczalną chorobą płuc przez co musi jechać do szpitala na co najmniej pół roku, w tym czasie będzie miał operację przeszczepu płuc (którą osoby z tą chorobą muszą mieć mniej więcej co pięć lat zależy o...