"Ci najmniej doceniani bohaterowie, mają największe serce"

1.5K 124 152
                                    

Parker od zawsze uważał się za najgorszego. Zawsze powtarzał sobie, że coś mógł zrobić lepiej. Że mógł się bardziej postarać.

Że po prostu jest beznadziejny.

Niektórzy próbowali mu udowadniać, że wcale tak nie jest. Ale już jako dziecko, sam siebie krytykował. Uważał siebie za gorszego od innych. Kogoś innego. Kogoś nie wartościowego.

- To nie twoja wina, Peter - kobieta próbowała zetrzeć łzy z policzków chłopaka. Jego prawe oko było podbite, a dolna warga drżała.

- To moja wina, Ciociu. Jestem głupi! Jestem beznadziejny! - po jego policzkach ponownie popłynęły łzy. Znowu w szkole został pobity jedynie przez to, że pomógł jakiejś dziewczynce. Jego koledzy z klasy się z niej wyśmiewali, a on po prostu chciał ją obronić.

- Starałeś się pomóc. To nie twoja wina, mały... - szeptała mu do ucha, przytulając go. W jej oczach również pojawiły się łzy. Nienawidziła kiedy jej podopieczny płakał. Nienawidziła kiedy on źle się czuł.

- Dlaczego zostałem pobity, skoro chciałem tylko pomóc?... - pociągnął nosem.

- Ci najmniej doceniani bohaterowie, mają największe serce, Peter... - lekko się uśmiechnęła, próbując go pocieszyć.

Ale Peter nigdy w to nie wierzył. Wciąż siebie krytykował, nawet gdy osiągał jakiekolwiek sukcesy.

- Masz wielkie serce, chłopcze... - odezwała się staruszka, gdy Peter w stroju spidermana, oddał jej torebkę, skradzioną przez złodzieja.

- Nieprawda. To zwykła pomoc. Mógł dokonać tego każdy... - kręcił głową. Nigdy nie mógł uwierzyć w żadne dobre słowo, kierowane w jego stronę.

- Więc dlaczego nikt inny nie rzucił mi się na pomoc? Jedynie ty to zrobiłeś - uśmiechnęła się.

- Może po prostu... - chciał to sobie jakoś wytłumaczyć, lecz kobieta mu przerwała.

- Zacznij doceniać również i siebie. Znajdź w sobie wszystkie wartości - podeszła do niego, łapiąc go za rękę. - Uwierz w siebie, chłopcze - ścisnęła jego dłoń.

Czasami wiara w siebie, potrafi być potężniejsza, niż wiara w jakiekolwiek inne bóstwo.

~~~

Piętnastolatek wpatrywał się w rudowłosą kobietę, która odkąd weszła do pomieszczenia, nic jeszcze nie powiedziała, a jedynie wpatrywała się wprost w niego. Z jej miny nie można było nic wywnioskować i Peter nawet nie wiedział czy kobieta miała, wciąż mu za złe za to, że jeszcze niedawno postrzelił ją w ramię. Chłopak również się nie odzywał. Z zaciśniętymi ustami w cienką linię, wpatrywał się w Czarną Wdowę.

- Jesteś mordercą - odparła nagle kobieta. Swoje słowa prawie, że wypluła. Jej głos był przerośnięty pogardą.

Peter lekko uchylił usta, słysząc od niej takie słowa. Nie spodziewał się tego. Przekręcił lekko głowę, nie chcąc ich słuchać.

- Mordercą bez krzty sumienia - mówiła powoli. Peter z każdym usłyszanym słowem, coraz mocniej zaciskał oczy, mając nadzieję, że chociaż to przyniesie jakiś skutek. Słysząc to wszystko, czuł się okropnie. Jak ostatni wyrzutek.

Czuł się, jakby faktycznie odpowiadał za te wszystkie morderstwa.

- Mordercą, który zabija niewinne osoby - nastolatek zagryzł zęby. Nie mógł patrzeć na kobietę, dlatego starał się jak najbardziej obrócić głowę.

Hope | Spiderman Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz