3. Partnerzy W Zbrodni

657 27 2
                                    


3.



Słońce zajrzało jasnym, palącym strumieniem przez hotelowe okno, rzucając jasny snob na parapet, kawałek drewnianego parkietu w jodełkę i czerwony, miękki dywan, na którym leżała Victoria. Na wpół odkryta z ciepłej kołdry, walczyła o ostatnie sekundy snu, z którego wybudzała ją letnia gorączka. Otworzyła oczy, przetarła je dłonią i rozejrzała się po pokoju, nieco bardziej trzeźwym wzrokiem. Widziała złoty żyrandol, sufit ze starymi malowidłami, które były teraz na wpół wyblakłe i ciężko było jej określić, co też przedstawiały. Zza okna wyglądał na nich kasztanowiec, który wczoraj, przy akompaniamencie burzy, stukał raz po raz w szyby. Dalej, malowała się panorama Paryża. Oblane słońcem miasto, już żyło, słychać było klaksony, piski opon, rozmowy ludzi. Było cudownie. Chwilę wsłuchiwała się w dźwięki miasta, w którym była po raz pierwszy. Brzmiało inaczej niż Włochy. Spokojniej. Zerknęła w bok. Przy jej ramieniu zwisała bezwładnie ręka Damiano. Pamiętała, że trzymała ją bardzo długo zanim zasnęła, i nawet było jej trochę wstyd teraz, gdy o tym myślała. Jednak, strach w niej, był silniejszy. Do dziś pamiętała, jako mała dziewczynka bawiła się na wsi, u dziadków, zbłądziła w winogronowym gąszczu i zaszła za daleko. Nie widziała już ani znajomych drzew, blisko piaszczystej drogi, ani gospodarstwa. Powietrze było duszne i gęste, a nad głową kłębiły się burzowe chmurzyska. Wiedziała, że musiała dotrzeć do domu nim drobne krople zmieniają się w ulewę z wyładowaniami. Jednak nie udało się, chodziła w kółko, a pole zdawało się nie kończyć. Krzyczała, nawoływała, ale nikt jej nie słyszał. Dźwięki burzy zagłuszały wszelkie inne, szturmowały małą wioseczkę i okoliczne pola rolne. Pamiętała wciąż ten strach, jak skuliła się w końcu w jednych z grzęd, łkając cicho. Miała może pięć lat, ale od tego czasu musiała mieć pewność, że taka sytuacja jej więcej nie zaskoczy. Wiedziała, że to głupie, że to irracjonalne, bo już nie miała tych pięciu lat, a była dorosłą kobietą, ale to siedziało w niej tak głęboko, że nie umiała się tego wyzbyć.
   I tylko Damiano o tym wiedział. Powiedziała mu, gdy kilka lat temu, kiedy, z robawieniem przyglądał się temu jak pędziła do domu z wycieczki rowerowej na którą się wybrali. Historia nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, ale przynajmniej, już drugi raz nie pytał.

Dziewczyna wstała, przeciągnęła się, odgarnęła skołtunione włosy z twarzy. Powolnym krokiem podeszła do barku, a tam nastawiła elektryczny czajnik z wodą na kawę. Zerknęła przez okno. Mogłaby tak żyć. Nawet tu, w Paryżu. Budzić się w pięknych pokojach, z cudowną pogodą, z Damiano przy boku.

Zerknęła za siebie, dalej spał. W głowie miała swoje wczorajsze wygibasy, żałosne próby ukrycia tego, jak czuła się zdruzgotana wieścią o jego zaręczynach. Wieczorem, twarz ją bolała od ciągłego uśmiechu, a z każdym kolejnym słowem rzuconym pod adresem Damiano i Giorgii, czuła się, coraz to, bardziej beznadziejnie. Z resztą, co innego miałaby zrobić? Wyznać mu miłość? Rozbić jego związek i przy okazji zespół?

  Woda się zagotowała, a Victoria dopiero teraz uświadomiala sobie, że nie wsypała kawy do filiżanek. W pośpiechu rozgryzła saszetki, jak na prawdziwą damę w luksusach przystało, i niechlujnie, lekko ją rozsypując  po bokach filiżanki, wsypała ją do biało-niebieskich, porcelanowych kubeczków. 

Wyglądało to elegancko, a zapach, który się uniósł, najwyraźniej zbudził Damiano, który ziewając, uniósł się na wyprostowanych rękach, i wyjrzał zza oparcia sofy, z zaciekawieniem. Zabawnie wyglądał z tymi sterczącymi włosami w każdym kierunku, lecz nie jej to było oceniać. W końcu miała na sobie piżamę z Kubusiem Puchatkiem, jedyną jaką udalo jej się znaleźć przed wyjazdem.

Włoskie pocałunki MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz