6. Arrivederci, Amore Mio!

593 30 31
                                    

  6.


Papieros w winnicy smakował jakoś inaczej, może sprawiało to czyste, wiejskie powietrze, a może najzwyczajniej wakacyjny urok tego miejsca. Damiano zaciągnął się porządnie, potem pociągnął łyk kawy, z ceramicznego, trochę wyszczerbionego niebieskiego kubka. Siedział na niskich, nieco wyślizganych już, kamiennych stopniach prowadzących do głównego obiektu winnicy- do domu. Był tu kiedyś, kilka lat wstecz, przejazdem, razem z chłopakami odebrać Victorię. Zawsze wracała stąd taka szczęśliwa. Tak jak wczoraj. Obserwował ją, to z jaką łagodnością obchodziła się z Marzią , to jak błyszczały jej oczy kiedy podziwiała miejsce, które kochała całym sercem. Chciał być tego częścią. Victoria była jak dom. Ciepły, kochający dom. Dom, którego nigdy nie miał. Z racji zawodu rodziców często podróżowali, a on bywał sam, z bartem. Samotne święta, samotne urodziny, życzenia przez telefon. Cóż, nawet do tego przywykł. Nie umiał inaczej. Jednak, kiedy stał się częścią Maneskin, ciężko mu było przywyknąć do tego, że był dla kogoś ważny. Szczególnie Victoria umiała sprawić, że czuł się bezpiecznie, że nie musiał się martwić, ani nikogo udawać.
Oderwał się od myśli, które natrętne wracały do niego jak bumerang. Strzepnął popił z papierosa i wziął telefon w rękę. Rzeczywiście, nie było zasięgu. Otworzył czat z Giorgią, mimo, że na górze ekranu pojawiła się informacja o braku połączenia sieciowego. Przeskrolował go bezmyślnie, nawet nie czytając treści.
  

Nagle usłyszał chrobot mosiężnej klamki, drzwi uchyliły się, a w nich, stanęła Victoria. Przez chwilę, dostrzegł  zmieszanie na jej twarzy, które szybko zamaskowała wesołym uśmiechem. Wstał, lekko oniemiały, dawno nie widział jej w sukience. Miała na sobie letnią, kolorową zwiewną kreację, z dekoltem w serek i rękawkami odsłaniajacymi część ramion. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka, a na twarzy próżno było szukać makijażu.

 
- Znalazłam na strychu... Babcia wspomniała, że zalega jej tam sporo starych ubrań. I co myślisz? Nada się? - zapytała łapiąc lekko  palcami dół sukienki.
- Tak, pięknie wyglądasz. Znaczy zawsze... - umilkł czując, że się pogrąża, a Victoria skryła uśmiech odwracając twarz w kierunku ogrodu. - Gdzie idziesz? - odchrypnął nerwowo, nie mogąc pozbyć się myśli, że miała z niego niezły ubaw.

 
- Do miasta, Marzia potrzebuje kilku produktów. Poza tym, dawno tam nie byłam.
- Mogę iść z tobą jak chcesz...- zerknęła na niego i zeszła ze schodów jakby chciała ugrać sobie trochę czasu na odpowiedź. Widział, że go unikała, nie umiała udawać ani kłamać. Lepiej niż łganie, wychodziło jej ciasto na makaron.


- To daleko...


- W porządku- zakończył tonem, który zdradzał, że nie zmierzał odpuścić. W końcu musieli porozmawiać. I choć bał się jak jasna cholera, to nie mógł pozwolić, żeby Victoria oddaliła się od niego.

                                  *

  Piaszczysta droga ciągnęła się zygzakiem przez winne pola, a przy niej z dwóch stron rzędami, odprowadzały ją do miasteczka oliwne drzewa. Było ono niewielkie, otoczone murem, zbudowane z piętrowo układających się, niskich, kolorowych domków. Wszędzie było pełno ciasnych, kolorowych uliczek, okna ozdabiały donice z bujnymi kwiatami, a w powietrzu unosił się zapach świeżego prania. Im wyżej się znajdowali, tym bardziej uwidaczniał się widok na morze, które wspaniałe mieniło się w promieniach słońca, przechodząc w najróżniejsze odcienie lazuru. Cudownie było znaleźć się w takim miejscu po zatłoczonym Rzymie.

  Victoria skierowała się na targ, w głównej części miasteczka. Był to bazar, dość niewielki. Na drewnianych belach na górze zawieszone były lniane pótna ochraniające towary i sprzedawców przed deszczem i słońcem, a handalrze stali w rzędach z wystawionymi produktami, które kusiły zapachem i kolorami. Damiano przyglądał się temu, z jaką pieczołowitością wybierała produkty i odetchnął z ulgą, bo w końcu zamilkła. Przez całą drogę nie dała mu dojść do słowa, gdy tylko weszli na piaszczystą drogę, niczym zawodowy przewodnik, z pasją zaczęła opowiadać mu o miasteczku i okolicznych terenach. W życiu tyle nie nasłuchał się o jednej wsi. Bał się o cokolwiek pytać, w obawie, że znów zaleje go kilkunastominutową paplaniną.

Włoskie pocałunki MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz