7. Włoskie Temperamenty

542 26 33
                                    

 7.


Wszyscy goście wstali od stołu, kiedy Damiano, w odpowiedzi na cios, zatoczył się i padł na trawę jak długi. Victoria przez moment nie mogła uwierzyć, że to się działo na prawdę. On taki nie był, nie upijał się. Był trochę drama qeen, odkąd pamiętała , ale nigdy nie urządził jeszcze, takiej awantury. W pośpiechu, nachyliła się, aby pomóc mu wstać, ale jego duma była większa. Jak zwykle, cały on. Odpechnał jej rękę że złością, a potem wstał, trzymając się za obolały policzek. Podnosił się jak po walce na ringu. Splunął gęsto w bok, przez ramię.

 
- Kocham cię! Przyjechałem tu dla ciebie, a ty ślinisz się na widok tego troglodyty! - wybełkotał wskazując ręka na idącego w ich stronę Gudmundura. - Czy ja nic dla ciebie nie znaczę? Staram się! Pożyczyłem samochód od marudzącego Thomasa, przejechałem szmat drogi, naprawiłem ciasto na makaron i nawet nie skomentowałem tego, że czytałaś moje prywatne wiadomości! A ty... a ty, nawet nie chcesz ze mną porozmawiać! W zamian za to, jak jakiś pierdolony przewodnik opowiadasz mi o tym zadupiu! - mamrotał rozkładając ręce na boki. Victoria słyszała ciche komentarze babci i Anny, które oglądały całe zajście z takim zaangażowaniem, jakby był to kolejny odcinek  Mody na sukces.

 
- Okej kolego, pakuj się do wozu - duńczyk chwycił Damiano za ramię i podprowadził do stojącego na uboczu terenowego, białego jeepa. Victoria wypuściła powoli z  płuc powietrze, obserwując szarpiącego się przyjaciela. Odwróciła się i spokojnym krokiem wróciła do stołu po torebkę. Słyszała z tyłu walkę Damiano, który próbował wyswobodzić się z niedziwiedziego  uścisku Gudmundura. Zgromadzeni goście, dopiero teraz zaczęli zajmować z powrotem miejsca przy stole, kiedy awanturnik został spacyfikowany.

 
- A taki porządny się zdawał, i ugotował i porozmawiał, a to jakiś alkoholik...- skomentowała babcia, kręcąc głową z dezaprobatą.

 
- To moja wina, gdybym nie wspomniała o tych wnukach... - bąknęła Anna odchylając się na krześle. Victoria sięgnęła po małą, czarną torebkę i włożyła do niej telefon. Nie miała zamiaru go bronić, sam sobie na to zapracował.

 
- Babciu chodź- powiedziała znużona, jedyne o czym marzyła teraz, to ukryć się pod kołdrą i zapomnieć.

 
-Ja tam nigdzie nie idę, nie mam przyjemności z takimi moczymordami. Czułam, że mu źle z oczu patrzy. Czułam - zaznaczyła unosząc palec w górę. - Albert to, by go pogonił!


- Marzia może zostać na noc u nas - odprał, jak zwykle spokojny Elvar, a potem wstał, przerzucił Victorii ramię na szyję i zaczął odprowadzać ją w stronę wozu.- No miło, że wpadłaś...


- Przepraszam za niego...


- A, no zdarza się i najlepszym, nie bądź dla niego za ostra. Zakochany facet zachowuje się jak idota...


- Wujku... - mruknęła lekko zirytowana, że próbował go jeszcze bronić. Elvar jednak miał złote serce, odkąd pamiętała.

 
- A, no dobrze, dobrze. Powiem Gudmundurowi, żeby go spakował, a w razie kłopotów... - tu uderzył pieścią w otwarą rękę. Victoria uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową.

 
- Nie trzeba, sama sobie z nim poradzę.


   *


  Gudmundur wyszedł z pokoju w którym ulokował Damiano i zamknął za sobą cicho drzwi. Victoria siedziała przy kuchennym stole, wysuwając w jego kierunku kubek z herbatą. W pomieszczeniu paliła się mała lampka, ulokowana nad stołem. Jej żółte światło, ciepło oblewało kuchenne meble i ich twarze. Znęcone poświatą ćmy i komary kręciły się przy gołej żarówce.

Włoskie pocałunki MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz