Lalkarze i marionetki [Anglia]

200 21 10
                                    

Ciężki karabin spoczywał na jego ramieniu, kiedy wyczekiwał ruszenia do bitwy, sygnału od dowódcy, który obserwował uważnie całą okolicę, patrzył z góry na polanę, która teraz stała się drewnianą sceną.

Czekał niczym marionetka na ruch lalkarza, który już szykował się do krwawego przedstawienia, z satysfakcją obserwującego jak mechaniczne ruchy odbierają głowy innym pacynkom.

Czuł napięcie swoich ludzi, słyszał jak przeładowywali broń, jak zapewniali o złych intencjach wroga, z którym mieli walczyć, jak wyzywali, jak chcieli zabijać, jak przeklinali. Ta wściekłość, wola walki napędzana przekonaniem, że tak będzie lepiej. Dla ich ojczyzny. Dla Anglii.

Zamknął oczy, wziął głęboki wdech. Zacisnął usta w wąską linię, dłonie zwinął w pięści dopóki nie zaczął ranić swoich własnych dłoni, a krew nie poczęła skapywać na zakurzoną ziemię.

Uchyl powieki, rusz do przodu, wystrzel i przynieś chwałę swojemu krajowi... Nie okaż słabości, nie daj po sobie poznać, że kłamiesz. Że oszukujesz wszystkich dookoła. Nie masz prawa. Nie możesz pokazać prawdy.

Potem wszystko było tylko przepełnione szarym dymem, krzykami i smrodem krwi, która lepiła mu się na dłoniach, barwiła ubrania, zostawiając paskudny ślad kolejnych zbrodni, grzesznego tańca z bronią.

Walczył jak mu nakazali, zabijał, jak go pokierowali.

Robił wszystko żeby nie widzieć, żeby nie myśleć... Po prostu wykonywać swoje zadanie jako personifikacja. Jako Anglia. Jako Wielkie Imperium Brytyjskie. Które nie mogło się poddać, musiało zyskiwać na sile, musiało walczyć o władzę nad światem, wziąć wszystkich w garść i nie puszczać. Trzymać pod żelazną ręką wszystkich, bez wyjątku... Nawet tych, których kocha, tych którzy są dla niego jedynymi na tym cholernym świecie...

Przyszpilił kogoś do ziemi, trzymał ostrze przy jego szyi i obserwował jak odbiera kolejne życie. Czuł jak na jego twarzy cały czas maluje się uśmiech obłędu, który widział każdy. Każdy, kto nazywał go potworem, chciwą bestią bez serca... A on zwijał się z bólu, ledwo co oddychał, ledwo co utrzymywał broń, ociekającą ciepłą krwią.

Jedynie jego wzrok był tym, co ukazywało prawdę... Rozszerzone źrenice, przekrwione od płaczu białka i kryształowe łzy tańczące na rzęsach, odbijające szkarłatną barwę krwi. Były czystą prawdą subtelną, bolesną, przesiąkniętą desperacją.

Dlatego starał się je ukrywać, nie spoglądał w oczy, udawał, że każdym gardzi, stając do wszystkich plecami. Żeby tylko nie zobaczyli prawdy, żeby jego ludzie się nie zawiedli, żeby sam nie zepsuł działania tej okrutnej maszyny...

A potem były wieczory w swoim domu. Kiedy żegnał się z łagodnym uśmiechem z przełożonymi, kiedy kłaniał się albo dumnie prostował sylwetkę, podkreślając wyższość Brytanii...

Znikał w swoim domu, odpinając sznurki ze swoich kończyn. I powtarzał słowa swoich braci, innych krajów, różnych ludzi których spotkał. Widział ich nienawistny wzrok, obrzydzenie, strach...

Upadał na kolana, wypuszczony z uwięzi, nawet nie potrafił chodzić. Uderzał w ziemię, krzyczał, zdzierając głos i miał ochotę nigdy nie znaleźć się na tym świecie. Wyklinał swój los, wyklinał przeklęty system, w którym utknął na wieki.

Nigdy, przenigdy nie chciał stać się tą nędzną kukiełką, którą teraz był.

Łzy, łzy, łzy... Gorzkie, gorące, wypalające na jego twarzy nowe ściegi. Spływały po jego policzkach, moczyły drogą pościel, zostawiając na niej oczywisty zapis jego prawdziwych uczuć. Zaraz potem jednak znikał, na nowo stając się tym idealnym wytworem sprawnej władzy...

A potem musiał się podnieść, witając nowy dzień. Uśmiechając się, szydząc, nienawidząc, w środku pękając coraz bardziej, upadając i mając świadomość, że nikt nigdy się nad nim nie pochyli, nie odnajdzie tego skulonego Arthura w środku ciała potwora.

Bo jesteś tylko potworem... Bestią, odbierającą wolność, szczęście i miłość. Bestią, która zasługuje tylko na cierpienie... Tym jesteś, pusta kukło. Tym będziesz i skończysz jako marionetka, umierając w samotności, a potem jeszcze długo twoje imie rozbrzmiewać będzie na ustach ludzi.

Jako Anglia. Wielkie Imperium Brytyjskie. Symbol potęgi i władzy.

Nie Arthur Kirkland.

Bo przecież nie jesteś człowiekiem...

***

Cześć kochani!

To jest krótkie... Coś, co napisałam pod wpływem emocji jakiś czas temu na pewnym serwerze. Wprowadziłam tutaj trochę zmian i postanowiłam wypuścić, bo dawno niczego nie było... Przepraszam, że znowu Anglia, ale mam na niego taką nadzieję fazę, że... xD

Oraz... Na nic dłuższego mnie nie stać, bo po ostatnim shocie na 4 lipca mam cholernie dość pisania xD

W każdym razie... Mam nadzieję, że było w porządku!

Do zobaczenia!

☕︎ Oneshoty z Hetalii ☕︎ ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz