Nic dwa razy się nie zdarza... [SpaNyo!mano]

668 23 115
                                    

"Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy".

Włoszka leżała na łóżku w pogrążonym w ciemności pokoju, wlepiając oczy w jasny ekran telefonu i wciskając twarz w miękką strukturę poduszki.

Był późny, letni wieczór, a lekki, przyjemny chłód płynący z zewnątrz wpadywał do pomieszczenia poprzez lekko uchylone okno, delikatnie rozchylając połacie białych firanek i rozwiewając jej kasztanowe kosmyki włosów. Odpoczywała po ciężkim dniu pracy w kawiarni i cieszyła się ciszą, która towarzyszyła jej w odosobnieniu. Była to miła odmiana od gwaru panującego w centrum miasta i irytującej młodszej siostry, która na szczęście wyjechała na krótki urlop do Niemiec. Włoszki nie cieszył jedynie fakt do kogo tam pojechała... Jednak nie zamierzała psuć sobie chwili relaksu troską o Felicię.

Westchnęła, odkładając telefon na szafkę nocną i przymknęła swoje duże, bursztynowe oczy. Dawno nie była aż tak zmęczona. Nie miała siły ruszać się z miękkiego łóżka, więc pogrążyła się w swoich myślach.

Minął jej kolejny dzień. Kolejny dzień z jej spokojnego życia, które z każdą kolejną chwilą robiło się coraz krótsze, a momenty przelatywały jej przez palce niczym strumienie wody. Nie potrafiła ich złapać, zatrzymać przy sobie, a one były głuche i oporne na wszelkie prośby i sprzeciwy. Płynęły dalej, nie oglądając się za siebie.

Przewróciła się na plecy tym razem wzrok zawieszając na oknie sufitowym i gwiazdach świecących na nią z góry. Lubiła na nie patrzeć, bo były absolutną ozdobą granatowej połaci nieboskłonu. Uwielbiała szukać odkrytych wcześniej konstelacji lub sama dopatrywała się w jasnych punktach różnorakich kształtów. Kiedyś nawet udało jej się wypatrzeć pomidora...

Kiedy już po raz kolejny miała szykować się do zaśnięcia, gęstą ciszę przeciął dźwięk głośnego dzwonka do drzwi. Niezadowolona i zdenerwowana podniosła się z materaca, i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.

"Kogo, do cholery, niesie o tej porze? Jakby nie było można przyjść kilka godzin wcześniej, kurna!"

Leniwym krokiem pokonywała schody prowadzące na parter, a ucisk powodowany przez jej masę wywoływał całą litanię skrzypnięć drewnianych stopni.

Stanęła na przeciwko drzwi i szybkim ruchem otwarła zamek, szarpiąc za metalową, lekko poobdzieraną klamkę.

- Kimkolwiek byś nie był, natrętny gościu, masz mi stąd w tej chwili znikać, bo mam wieczór odpoczynku i...

Słowa uwięzły jej w gardle, kiedy bursztynowe oczy spotkały się ze szmaragdowymi ognikami jej gościa. Antonio uśmiechał się do niej szeroko, a złota, opalona skóra pięknie odbijała światło księżyca nadając jej chłodniejszej barwy. Jego brązowa czupryna także połyskiwała srebrnym blaskiem, a kilka kosmyków opadało na jego czoło, częściowo je przysłaniając.

- ¡Hola, Lovi! Chodź, chcę ci coś pokazać! - bez dalszych wyjaśnień pociągnął ją za sobą, ignorując wszelkie słowa sprzeciwu i wyrywania ręki ze strony Włoszki.

- Puszczaj mnie ty hiszpański draniu! Nie zamknęłam mieszkania, a ty ciągniesz mnie po nocy niewiadomo gdzie! - próbowała wyszarpnąć swoją dłoń, ale uścisk Antonia był zdecydowanie zbyt mocny.

- A przypomnisz mi od kiedy twój dom jest widoczny dla świata? Z tego co mi wiadomo mieszkasz z siostrą na całkowitym odludziu... I tak na marginesie... Już kilka razy mówiłem ci żebyś się stamtąd wyniosła, bo mieszkanie jedynie z siostrą raczej nie jest dla ciebie bezpieczne, Lovi...

- Za kogo ty mnie masz, draniu?! W razie co, sama potrafię się obronić, kurna!

Hiszpan tylko się zaśmiał i ruszył dalej przed siebie.

Lovina przestała się wyszarpywać, bo doszła do wniosku, że i tak nic jej to nie da...

Szli wąską, polną drogą, a wiatr hulał w ich włosach, przysłaniając oczy i dostając się do ust. Antonio cały czas coś mówił albo śpiewał, albo jeszcze nucił coś pod nosem, co Włoszka kwitowała kpiącym śmiechem. W rzeczywistości bardzo lubiła jak z nią rozmawiał czy śpiewał piosenki po hiszpańsku... Jednak wolała żeby nie doszło to do uszu chłopaka.

- Zobacz! To tutaj! - wskazał ręką na pustą, rozległą polanę, z której była niemal idealna widoczność na księżyc i gwiazdy.

Byli z daleka od wszelkich domostw, ulic czy też miejskiego gwaru. Stali pośród lekko pagórkowatych pół, łąk i kilku starych drzew. Blask księżyca oświetlał trawy przed nimi, a z daleka dostrzec można było światła dochodzące z rodzinnych mieszkań ludzi z pobliskiej wioski.

Antonio postawił kilka kroków przed siebie tak, że teraz znajdował się na obszarze największej polany, pośrodku której rósł wiekowy, rozrośnięty dąb.

Lovina bezwiednie ruszyła za nim, czując jak wyrośnięte źdźbła trawy łaskoczą ją po kostkach. Mijała kilka kępek chabrów, maków i rumianków, dotykając ich delikatnych płatków opuszkami palców i trącając opadnięte z czerwonych  makówki. Była już coraz bliżej drzewa tak, że teraz mogła dotrzeć rozłożony pod nim duży koc i kilka poduszek, które były na nim ułożone. Stanęła obok Hiszpana, który z wyraźnym zadowoleniem obserwował zapewne wcześniej przygotowane miejsce.

- Co to ma znaczyć, draniu? Po jaką cholerę mnie tu przywlokłeś?

Obserwowała jak powoli siadał na kocu i bez słowa dotknął dłonią miejsca obok siebie. Z podejrzliwym spojrzeniem usiadła we wskazanym położeniu, poprawiając włosy, które opadły jej na twarz.

- Chciałem po prostu spędzić z tobą kilka chwil, Lovi... Za niedługo...- westchnął, przymykając swoje powieki - Za niedługo będę musiał wrócić do Hiszpanii. Moja mama zachorowała, a brat nie daje już rady sam się nią opiekować. Lot mam jutro rano...

Przed Loviną mogłaby w tej chwili wylądować gwiazda, a ona by nie zareagowała. Wszystko się dla niej zatrzymało, a ona przerażonym wzrokiem wpatrywała się to na swoje zimne dłonie, to na kwiatek stokrotki, który rósł zaraz przy jej stopie.

- Na jak długo jedziesz? - próbowała opanować drżenie swego głosu, ale robiło się to coraz trudniejsze.

- Może miesiąc, może rok, albo jeszcze więcej. Nie mam pojęcia, Lovi... Ale będę pisał, dzwonił do ciebie i nawet nie zauważysz, że mnie nie ma...

- Jak mam kurna nie zauważyć, że cię nie ma! Wewaliłeś się w moje życie, wywracając je zupełnie do góry nogami, a teraz mam spokojnie patrzeć jak wyjeżdżasz do Hiszpanii?! Jak kurna patrzysz na te wszystkie Hiszpanki, które lepią się do ciebie na każdym kroku! - czuła jak gorąca łza spływa w dół jej policzka - Już jutro cię tu nie będzie...

Antonio natychmiast chwycił jej dłoń w swoją i czule ucałował. Lovina odwróciła się gwałtownie w jego stronę, a kryształowe łzy błyszczały w jej dużych oczach.

- Ale teraz tu jestem... Nigdy nie wiemy co będzie jutro, ale czy nie uważasz, że najważniejsze jest to co dzisiaj? - splótł palce z tymi jej - Siedzimy teraz w określonym miejscu, nad nami świecą gwiazdy, które już nigdy nie zaświecą tak samo. Tylko dzisiaj, tylko teraz to miejsce będzie takie jakie widzimy. Tylko teraz będą takie uczucia...- przyciągnął jej dłoń do swojego serca.

- Tylko dzisiaj? - wyszeptała, nie do końca wiedząc co właśnie się dzieje.

Czuła jakby jej serce zaraz miało wyfrunąć z klatki piersiowej, a smutek i złość mieszały się z zaskoczeniem, i tym dziwnym uczuciem, które teraz przejmowało jej umysł.

A Antonio tylko się zaśmiał, czule głaszcząc jej policzek. Jego oczy błyszczały pośród nocy, a był w nich jakiś niezwykły blask...

- Tak, tylko dzisiaj, bo jutro... Jutro już będę kochał cię inaczej, ponieważ nic dwa razy nie może się zdarzyć...

I pocałował ją, a ona spróbowała odnaleźć pocieszenie w tej ulotnej chwili, która już nigdy nie będzie taka sama...













Kilka słów wyjaśnień!

Tekst specyficzny, ponieważ to moje opowiadanie na polski ^^" (nie wiem co mi odbiło, ale to wysłałam-)
Miał być krótszy... Pani chyba się załamie, widząc ile ma do sprawdzenia, ale no cóż... Trudno uwu

Do zobaczenia!

☕︎ Oneshoty z Hetalii ☕︎ ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz