Do ostatniego momentu [HetaOni/ACE]

569 29 123
                                    

UWAGA!
Opisowe sceny odnoszenia obrażeń, opisy ran, dużo cierpienia bohaterów, angst, ogólnie takie do płakania, ale to w końcu HetaOni :'))

jessicarabbit098 cieszysz się? :'D

✧*.✧*.✧

- Ameryko zaczekaj! Nie oddalaj się ode mnie, słyszysz?! - szybkie kroki Anglii odbijały się od ścian mrocznej posiadłości, kiedy próbował dogonić niemal biegnącego Alfreda kierując się jedynie za dźwiękiem jego stóp.

We dwójkę chodzili po ciemnych korytarzach, usiłując znaleźć Kanadę czy chociażby kogokolwiek ze swoich towarzyszy. Na ich nieszczęście nie potrafili odszukać żadnej z personifikacji...

- Ameryko! Słuchaj mnie wreszcie! - Anglik złapał go za rękę i pociągnął do tyłu.

Oczy Alfreda bez celu wpatrzone były w pustą ścianę przed nimi. Jego okulary były przekrzywione, a ich szkła porysowane. Usta zaciśnięte miał w cienką kreskę, a wargi bielały mu od zbyt mocnego przymykania ich. W błękitnych oczach błyszczały łzy, ale Arthur nie mógł tego zobaczyć... Już nigdy nie będzie mógł go zobaczyć.

- Wiem, że się o niego martwisz, ale prędzej czy później go znajdziemy...

Ameryka otarł łzy zimną dłonią po czym spróbował wrócić do swojego zwyczajnego uśmiechu. Szkoda, że już nie był w stanie tego zrobić, ale i tym nie za bardzo się przejął, skoro jedyna osoba dla której się starał i tak nie będzie w stanie docenić jego wysiłku.

Bez słowa ruszył dalej przed siebie, a Arthurowi nie pozostało nic innego jak pójść za nim, zagłębiając się w gęstej czerni nieprzyjaznych pomieszczeń, przyciskając się do ręki Alfreda.

Bardzo martwił go stan Amerykanina, bo już od kilku dni całkowicie nie przypominał dawnego siebie. Rzadko się odzywał, nie udzielał się przy żadnych zadaniach, a przede wszystkim dziwnie się od niego dystansował co było bardzo raniące.

Arthur obawiał się, że to przez to, że stracił wzrok... Bał się, że przez to nie traktuje go już na równi z sobą, że zaczął się go po prostu wstydzić. Takie myślenie bardzo bolało, ale Anglik nie potrafił go zatrzymać.

Nie miał też odwagi się go o to spytać, bo i tak każda próba podjęcia jakiejkolwiek konwersacji kończyła się zupełnie niepotrzebną kłótnią, po której panowało dziwne milczenie.

A Arthur nawet nie potrafił już rozszyfrować go tak jak dawniej... Bo już nie mógł na niego spojrzeć.

Jego oczy często pulsowały tępym bólem, który potrafił pozostawać przy nim przez długie godziny, a podczas snu wyrywał go z łóżka, doprowadzając nawet do płaczu. W nocy zawsze bolało najgorzej, ale wtedy, gdy tylko Ameryka słyszał jego pełen bólu szloch, sam wstawał z łóżka i w milczeniu siadał na materacu Arthura, przytulając go do siebie i głaszcząc po plecach. Ani razu się nie odzywał, jednak Anglia często potrafił stwierdzić, że ten płacze... Nie miał tylko pojęcia dlaczego, a za każdym razem kiedy chciał spytać, niepewność przejmowała nad nim kontrolę.

Wyczuł, że chodzą teraz po dywanie w jakimś małym pomieszczeniu, bo przy prawej dłoni wyczuwał chłód bijący od ściany. Drugą dłoń zacisnął mocnej na ręce Alfreda, bo uderzył stopą o jakiś przedmiot, najprawdopodobniej jakąś szafkę. Jednak i tym razem Alfred się nie odezwał, tylko przyciągnął Arthura do siebie.

- Jest tu ktoś?

- Nie.

I wyszli, zatrzaskując za sobą drzwi.

☕︎ Oneshoty z Hetalii ☕︎ ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz