Ciepło w jesienny dzień [UsUk]

512 28 111
                                    

No tak... Meliska po raz kolejny pisze coś z UsUka...

Przepraszam, że tak wam tego walę, ale po prostu potrzebowałam napisać coś właśnie w tym stylu. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ^^"

Taki jesienny nastrój tutaj macie~

✧*.✧*.✧

Krople deszczu spływały w dół gładkiej powierzchni zimnej szyby, skapując na niewielki parapet żeby potem wchłonąć się w już bardzo namoczoną od wody ziemię. Padało nieustannie od kilku dni, a prognozy pogody nie zapowiadały rychłej poprawy. Mieszkańcy Londynu absolutnie nie byli z tego faktu zadowoleni...

Niebo zaszyte było szarymi chmurami, których barwa czasami przeistaczała się w ciemny, nie wróżący niczego dobrego grafit. Ludzie poubierani w cieplejsze kurtki czy płaszcze biegali po ulicach, chcąc jak najszybciej skryć się w cieple nagrzanych, suchych domów lub budynków pracy, które zapewniały mieszkańcom kilkugodzinne schronienie przed zimnem i bezlitosnymi strugami deszczu... A potem ponownie musieli wystawiać się jako ofiara dla kapryśnej matki natury.

Auta rozpryskiwały rozległe kałuże na boki czasami chlapiąc na wściekłych pieszych, którzy wygrażali pięścią nieostrożnym kierowcom. Czasami po drodze toczyły się samotne parasole popychane lodowatym, mokrym wiatrem.

Szczęśliwy był ten, kto przez te dni mógł siedzieć w zaciszu domu i w spokoju popijać gorącą herbatę. Jedną z tych osób był właśnie Arthur Kirkland...

Anglia siedział w pobliżu dużego okna, w dłoniach ściskając gorący kubek herbaty, z oczami wpatrzonymi w widok za powierzchnią szyby. Przyciągnął koc pod szyję i otoczył się jego miękką, puszystą strukturą. Po raz kolejny został w ogromnym domu sam, bo jego bracia gdzieś wyjechali nawet nie tłumacząc powodu opuszczenia Londyńskiego domostwa Kirklandów. Arthurowi w te szare dni najbardziej właśnie brakowało towarzystwa...

Dopadała go melancholia i wiele wspomnień z przeszłości, o których z całego serca pragnął zapomnieć. Niestety każda personifikacja posiadała wręcz doskonałą pamięć... Niekoniecznie była to przydatna cecha.

Najboleśniej zawsze wspominał czasy Rewolucji Amerykańskiej, w której to stracił osobę najdroższą jego sercu. Zwykła myśl o tych wydarzeniach przysparzała go o ból głowy i mdłości, a jeszcze bardziej dobijało go zdjęcie, które nadal wisiało na jednym z korytarzy. Jednak nie potrafił go zdjąć, bo za każdym razem kiedy próbował to zrobić jego dłonie odmawiały posłuszeństwa, a on z rozdartym sercem musiał zostawić go na ścianie.

Arthur obwiniał się za to, że Alfred odszedł. Obwiniał się za stratę tych wszystkich pięknych chwil, które przeleciały mu przez palce. Winił się za to, że teraz nie może normalnie na niego spojrzeć, bo każda taka chwila, każde spojrzenie w te czysto niebieskie, jeszcze tak młode tęczówki wywoływała kłucie w sercu. Ból odczuwany jakoby kilkaset igieł wbijało się w serce, boleśnie raniąc i trafiając w miejsca, które normalnie ukryte były przed wszystkimi. Do nich dostęp miał tylko ten niedojrzały Amerykanin. Dawniej jego cudowny Amerykanin.

Zacisnął powieki, bo już czuł jak w oczach zbierają się niechciane łzy, wyraz śmiesznej słabości. Chciał być w końcu silny, ale nie potrafił. Zwłaszcza teraz, kiedy całe miasto płakało razem z nim. Blizny wyryte były w nim głęboko, a każde wspomnienie rozcinało je na nowo niczym ostre ostrze noża.

I znowu widział przed sobą błotniste kałuże... Znowu czuł w rękach ciężar broni, a w uszach dzwonił mu ten głos. Głos zagłuszany częściowo przez strugi ulewnego deszczu...

☕︎ Oneshoty z Hetalii ☕︎ ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz