Rozdział 1

425 42 21
                                    

Czerwona ciecz spływała po jego ustach, lądując na drewnianych panelach na samym środku kantorka wraz ze złotymi płatkami słonecznika i fioletowymi płatkami hiacynta. Gdy pierwszy raz wykaszlał coś takiego, to zbyt bardzo się tym nie przejął. Myślał, że mu to przejdzie, ale z każdym dniem było coraz gorzej. Poczuł ostre ukłucie w klatce piersiowej, a w ustach miał posmak krwi, od której od razu się skrzywił.

Nie chciał, by ktokolwiek się o tym dowiedział, więc szybko pozbierał płatki kwiatów i wrzucił je do swojej torby z książkami. Nie zdążył jednak wytrzeć czerwonej plamy, bo do pomieszczenia wszedł czarnowłosy chłopak. Oczy Hinaty zabłyszczały iskierkami radości, a zarazem niepokojem. Próbował uspokoić swoje trzęsące się ciało, które odmawiało mu posłuszeństwa. Gdy przyjaciel zobaczył, w jakim stanie jest niższy, natychmiast do niego podszedł i pomógł mu wstać na równe nogi.

- Wszystko w porządku? - zapytał, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Widział, jak jego partner nierównomiernie oddycha, a po czole spływały krople potu.

Hinata sam nie był pewny, czy bardziej stresuje się wykaszlanymi kwiatami, czy samą obecnością Tobio, który otoczył go delikatnie rękami wokół talii, aby się nie wywrócił. Jego przyjemne ciepło otuliło go, przez co poczuł się bezpiecznie i tak jakby na swoim miejscu. Usiłował ukryć twarz swoimi drobnymi dłońmi, na której widniały czerwone chmurki zawstydzenia, gdy jego serce przyspieszyło, a w podbrzuszu poczuł łaskotanie, które ludzie nazywali „stadem motyli". Było to dla niego całkiem nowe doznanie, którego jeszcze nie rozumiał zbyt dobrze. Nie wiedział, czy czuje szczęście spowodowane bliskością i zmartwieniem Kageyamy, czy ból, że tak naprawdę nie może bezkarnie wtulić się w jego klatkę piersiową i wsłuchać w spokojne bicie serca. Ich sytuacja była skomplikowana i miał tego pełną świadomość.

Długie milczenie Hinaty jeszcze bardziej wywołało w nim niepokój, co rudowłosy zauważył i jak najszybciej posłał mu mały wymuszony uśmiech. Przekonało to w małym stopniu wyższego, bo odetchnął z ulgą i wypuścił go z uścisku, lecz nadal trzymał mocno za rękę, jakby bał się, że może mu się coś stać.

- Nic mi nie jest. Naprawdę - odparł uspokajającym głosem, po czym pokazał Tobio kciuka w górę. - Po prostu trochę gorzej się poczułem, ale już mi przeszło.

- Yhm... Może idź do pielęgniarki - mruknął od niechcenia, drapiąc przy tym tył głowy. - Powiem trenerowi, że musiałeś do niej iść czy coś.

W oczach rudowłosego pojawiły się małe iskierki, a cała twarz aż się rozpromieniła.

- Kageyama!!!

- Nie ekscytuj się tak, debilu! Wcale się o Ciebie nie martwię, a teraz znikaj mi sprzed oczu! - wskazał palcem na wyjście ewakuacyjne, przez które z szerokim uśmiechem wyszedł Shoyo. Czarnowłosy westchnął i skierował się w stronę ćwiczących chłopaków na boisku. - Głupi Hinata - bąknął niewyraźnie pod nosem.

***

Z niespokojnie bijącym sercem nastolatek czekał na korytarzu przed gabinetem pielęgniarki. Nie lubił lekarzy, ani ich pomocników. Zawsze najpierw byli dla Ciebie mili, by zachwiać twoją czujność, a potem bez ostrzeżenia wbijają w delikatną skórę ogromną igłę, przez którą ręka będzie Cię boleć cały dzień. Do tego bał się diagnozy, która wyjaśni mu, dlaczego kaszle ulubionymi kwiatami pokrytymi czerwoną cieczą.

Nagle drzwi od gabinetu otwarły się i w progu stanęła niska staruszka z promiennym uśmiechem. Miała na sobie biały kitel oraz stetoskop przewieszony przez szyję. Pomimo wielu zmarszczek na twarzy, nadal emanowała przyjazną aurą, która uspokajała niejednego dzieciaka w tej szkole.

𝐖𝐇𝐎 𝐀𝐑𝐄 𝐘𝐎𝐔; kagehina hanahaki✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz