Rozdział 3

285 35 20
                                    

Nowy poranek dla Hinaty wcale nie zaczął się dobrze, a to wszystko przez to, że od razu po przebudzeniu musiał pobiec do łazienki. Ból przenoszący się z brzucha aż do jego klatki piersiowej był nie do wytrzymania. Czuł, jakby zaraz miał zostać rozerwany od środka przez piękne, kwitnące słoneczniki, które oplatały się wokół jego organów. 

Chłopak z trzęsącymi się nogami podszedł do umywalki i już nie powstrzymując ohydnego odruchu, zwymiotował krwią. W kącikach oczu pojawiły mu się łzy, które zaczęły spływać po policzkach. W dodatku ledwo mógł ustać, gdy z jego jamy ustnej wyleciały już nie tylko fioletowe i białe płatki, a złociste kwiaty, pokryte ciemnoczerwoną cieczą. Był to naprawdę okropny widok.

Kiedy w końcu poczuł się lepiej, kucnął, próbując uspokoić swój oddech. Jego ręce drżały, tak samo, jak całe ciało. Swoim nienaturalnym głosem prawdopodobnie obudził mamę i młodszą siostrę, które z małym zmartwieniem zapukały w drzwi od łazienki. Miał tego wszystkiego naprawdę  dość. Nieodwzajemniona miłość to jedno, ale ból fizyczny, który niszczył go od wewnątrz, to było dla niego za wiele. 

Nadal ciężko oddychając, wyciągnął z szuflady kosmetyczkę, w której znajdował się ostry metalowy przedmiot z pięknym purpurowym uchwytem i przyłożył go sobie do żyły. Wzrok mu się zamazywał, tworząc białe plamki, a serce przyspieszyło, powodując nieprzyjemne pieczenie w okolicach klatki piersiowej.

Jedna część półkuli mózgu mówiła mu, że to najlepsze wyjście z tej nieprzyjemnej sytuacji. Ponieważ nie ma dla niego już ratunku, umiera przez swoją pierwszą miłość. Nadal będzie cierpieć, dopóki nie udusi się ulubionymi złotymi kwiatami, które owiną się wokół serca, pozbawiając go potrzebnego tlenu do życia.

Jednak jego druga półkula mówiła mu, aby się nie poddawał, bo ma dla kogo żyć. Gdyby teraz popełnił samobójstwo, to na pewno sprawiłby przykrość swojej siostrze i mamie. Jego przyjaciele byliby smutni, a zarazem wściekli, że nic nie zauważyli. W dodatku zostawiłby Kageyamę, którego bardzo, bardzo kochał. Chciał wiedzieć, co osiągnie w przyszłości, gdy będzie już dorosły i nawet jeśli zostanie tylko jego najlepszym przyjacielem, to i tak pragnie stać zawsze przy jego boku. Aby wspierać go w tych ciężkich, a także wesołych chwilach.

Co ja wyprawiam? Nie mogę jeszcze przecież umrzeć! – rzucił żyletkę w kąt pokoju i odetchnął głęboko. Jego oczy się zaszkliły, zamazując widok otwieranych drzwi. 

Do pomieszczenia weszły dwie roztrzęsione kobiety, które od razu rzuciły się na Hinatę. Ich policzka były mokre od łez, a włosy poplątane. Wyglądały jak Bellatrix Lestrange i Sybilla Trelawney żywcem wyciągnięte z filmu Harrego Pottera.

– S-shoyo co się dzieje? Dlaczego chciałeś t-to zrobić? P-proszę powiedz mi. – jego mama jąkała się, przy każdym wypowiedzianym zdaniu, po czym przeczesała rude kłaki syna, zakładając niesforne pasemka za jego ucho. 

– Ja naprawdę… chodzi o to, że… ja… – westchnął, uspokajając chociaż trochę buzujące w nim emocje i kontynuował. – przepraszam cię mamo. Nie wiem, co mi odbiło.

– Shoyo coś musiało się stać, skoro siedzisz na ziemi z zakrwawionymi ustami i żyl- niebezpiecznym przyrządem tuż przy swojej ręce!

– Naprawdę już wszystko dobrze.

– Nie okłamuj mnie! Nie jestem ślepa! – nastolatek wzdrygnął się przez podniosły ton głosu kobiety. Była bardzo zdenerwowana i nadal przestraszona widokiem, który przed chwilą zobaczyła. 

Sytuacja trochę się uspokoiła, gdy usłyszeli głośny szloch dziewczynki wtulonej w klatkę piersiową Hinaty. Oboje zaczęli delikatnie głaskać ją po plecach i roztrzepanych włosach. 

𝐖𝐇𝐎 𝐀𝐑𝐄 𝐘𝐎𝐔; kagehina hanahaki✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz