Rozdział 4. 009

95 10 4
                                    

   Dziewięć odwrócił się. Z jego rąk wystrzeliły kolejne płomienie, które dołączyły do tych trawiących już  budynek. Ciała lekarzy płonęły, a ci, którzy jeszcze żyli, krzyczeli w niebogłosy. Dziewięć jednak nie czuł wyrzutów sumienia. Zasługiwali na to. A tak przynajmniej sobie wmawiał.

Nagle usłyszał kroki, a po chwili zza ściany wybiegła czarnoskóra dziewczynka. Z nosa kapał jej krew.

- To ty. - wyszeptał. - O tobie mówił Dwa.

Dziewczynka jednak nie zwróciła na niego uwagi. Po prostu przeskoczyła przez płomienie i zniknęła. Dziewięć również ruszył do ucieczki. Wiedział, że nie da rady utrzymać pożaru zbyt długo.

Las Vegas. Las Vegas. Las Vegas. Ta nazwa tkwiła mu w głowie. Jeśli tylko się tam dostanie, będzie bezpieczny. 

Jego oczom ukazały się drzwi. Za nimi widać było światło. To był jego bilet do wolności.

Przyśpieszył. Dotknął klamki. Wybiegł.

- Percy!

Percy obudził się, dysząc. Nad nim stał jego ojciec, Victor Jackson.

- Wszystko okej? - zapytał. - Krzyczałeś. Miałeś kolejny koszmar.

- To nic, tato. - powiedział Percy, wywracając oczami.

Po chwili milczenia Victor wyszedł, a Percy zabrał się do ubierania. 

Stanął przed lustrem. Ukazał mu się tam chudy osiemnastolatek o czarnych włosach, morskich oczach i niezwykle bladej skórze.

Podwinął rękaw i spojrzał na tatuaż z napisem 009. Jak zwykle poczuł mdłości.

Percy bowiem od drugiego do dziewiątego roku życia był wychowywany w laboratorium Hawkins. Jedynymi znanymi mu osobami był jego współlokator Dwa, Papa oraz lekarze i naukowcy. Dnie mijały mu na badaniach. A badano go z powodu jego nadprzyrodzonych zdolności.

Pewnego dnia Dwa opowiedział mu o czarnoskórej dziewczynce, którą widział na korytarzu. Wtedy Dziewięć odkrył, że w laboratorium jest więcej dzieci. Postanowił uciec.

Wywołał pożar i zbiegł. Jako że miał niezwykle dobrą pamięć, wiedział, że wcześniej mieszkał w Las Vegas. Po kilku przygodach dotarł tam i spotkał swojego biologicznego ojca, czyli właśnie Victora.

Westchnął, po czym zszedł na dół, ukrywając tatuaż pod rękawem. Nie chciał prowokować niepotrzebnych pytań, poza tym ktoś mógł tą informacje roznieść i dotarłaby do Papy.

Na dole jego mieszkanie znajdował się bar, który prowadził ojciec Dziewięć. Chłopak pomagał mu od czasu do czasu.

Usiadł za ladą i spojrzał na swojego pierwszego klienta. Natychmiast się uśmiechnął. Był to pan Andrew, stały klient.

- To co zwykle? - zapytał.

- Jasne. - odpowiedział pan Andrew. Dziewięć przygotował mu piwo z sokiem malinowym, po czym położył przed nim.

- Dzięki. - mężczyzna upił łyka. - A tak przy okazji, ktoś cię szuka.

- Serio? Kto?

- A, chyba jakiś lekarz. Chodzi i wypytuje o ciebie. Nazywa się chyba... Martin Brenner. To twój krewny?

Dziewięć zamarł. Nie słyszał nawet, że ktoś woła jego imię. W umyśle pojawił mu się obraz Papy. Był tu. Szukał go. Musiał uciec. Ale gdzie? Tu był najbezpieczniejszy... Tak przynajmniej myślał...

- Percy!

Podniósł głowę. Jego ojciec patrzył na niego z troską.

- Tato, to Brenner. Jest tu.

*************************************************

Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział o Dziewięć!

W kolejnym rozdziale:

Podróż do Las Vegas.

Stranger Things 5 (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz