Część 5

82 9 0
                                    

            Siedzę na wózku, trzymając laptopa na kolanach. Drzwi pokoju są uchylone i widzę, jak Niall krząta się po domu. Uśmiecham się lekko, a potem spoglądam na okno przeglądarki, gdzie wyświetlają się kolejne tweety. Czytam je, muzyka z głośników sączy się, wypełniając pokój, a ja pozwalam, by łzy spływały po mojej twarzy z każdym przeczytanym słowem.
Nie potrafię zrozumieć, skąd tyle wiary w innych ludziach. Skąd tyle w nich miłości skierowanej właśnie do mnie. Nie zasługuję na to wszystko. Nie zasługuję na tyle dobroci. Ucisk w klatce piersiowej przypomina o tym, że powinienem oddychać. Zjeżdżam w dół, przeglądając niekończące się tweety; wszystkie podobne do siebie, a jednak każdy inny. Przepełnione miłością, wiarą, nadzieją i siłą, czyli wszystkim tym, czego mi już brakuje.
Słyszę, jak żwir zgrzyta pod oponami samochodu, który właśnie podjeżdża pod dom Nialla. Silnik chodzi jeszcze przez kilka sekund, a potem gaśnie i rozlegają się trzy trzaski, gdy osoby, które właśnie przyjechały, wysiadają z auta. Widzę, jak Niall zerka na mnie przez ramię, a potem otwiera drzwi i wita się cicho z chłopakami, zapraszając ich do środka. Słyszę ich głosy, po raz pierwszy od miesiąca tak wyraźne; po raz pierwszy od miesiąca chłopcy są tak blisko mnie, na wyciągnięcie ręki.
Przez chwilę wgapiam się bezmyślnie w ekran monitora, czując się cholernie źle przez fakt, iż tak długi czas ich od siebie odpychałem.
-Nie sądzę...
Głos Nialla jest cichy i trochę niewyraźny, i nie słyszę, jak kończy to zdanie. Być może dlatego, że wcale go nie kończy.
- Niall, to się robi chore! – Louis podnosi głos; brzmi na zdenerwowanego i choć go nie widzę, jestem pewien, że właśnie marszczy gniewnie brwi i stoi przed kanapą, z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. – To już kolejny miesiąc, a...
- Znowu myślisz tylko o sobie, Louis. – Niall przerywa mu. – A pomyślałeś o nim? Powinieneś...
- Daliśmy mu już czas, Niall.
Tym razem odzywa się Liam. Jest, jak zwykle, spokojny i opanowany, i moje wargi drgają lekko, gdy go słyszę – jest taki sam, jak wcześniej; ciepło rozlewa się po moim ciele na te znajome głosy.
- Potrzebuje go więcej!
- Miał go wystarczająco dużo! Nie możesz go cały czas chronić, Niall.
- Mogę spróbować.
Moje serce bije przez chwilę mocniej na te słowa. Nie wiem dlaczego – tak po prostu się dzieje i wydaje mi się to całkiem naturalne. Ponieważ świadomość, że ktoś – że Niall – rzeczywiście chce się o mnie zatroszczyć jest jednocześnie przytłaczająca, jak i uskrzydlająca. W pokoju obok zapada długa cisza. Słyszę mocne bicie swojego serca, a w głowie, niczym echo, pojawiają się słowa Nialla. Mogę spróbować. Mogę spróbować. Mogę. Spróbować. Mogę...
- On nie jest gotowy... – Głos Nialla nie jest głośniejszy od szeptu. – To wszystko wciąż go przerasta i...
Moje oczy zachodzą łzami i przełykam ciężko, powolnym, niezdarnym ruchem odkładając laptopa na łóżko. Mam wrażenie, że palce robią się sztywne, gdy zaciskam je na kołach wózka i pcham mocno, przejeżdżając przez pokój. Drzwi otwierają się bez hałasu i wjeżdżam do salonu, gdzie znajdują się chłopcy.
Liam i Louis zajmują kanapę. Siedzą do mnie tyłem i nie zauważają mojej obecności. Niall siedzi na brzegu jednego z dwóch foteli, z twarzą schowaną w dłoniach. Jedyną osobą, która od razu mnie dostrzega, jest Harry. Opiera się o poręcz drugiego fotela, z rękoma założonymi na piersi. Jego twarz jest blada, w ten niezdrowy sposób, czekoladowe loki wydają się być dziwnie oklapnięte, a zielone oczy straciły swój dawny blask. Nie uśmiecha się, kiedy mnie widzi; jego wargi drgają lekko, jakby zaraz miał się rozpłakać.
- ... i chcę go chronić, chcę mu pomóc, chcę...
Odchrząkuję cicho, przerywając mu. Niall podrywa głowę i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami; niebieskie tęczówki lśnią i widzę w nich tyle uczucia, że zapiera mi dech w piersiach. Jestem w niego tak bardzo wpatrzony, że nawet nie dostrzegam, iż Louis i Liam także się obracają, by na mnie spojrzeć. W pokoju znów panuje cisza; pełna skrępowania i niepewności.
- Cześć... – mówię cicho.
- Mój Boże, Zayn...
Kręcę głową, ponieważ w głosie Liama jest tyle współczucia, którego nie chcę, nie potrzebuję. Nie są w stanie nic zmienić, nikt nie jest i wiem o tym dobrze. To powoduje, że jestem wściekły, ale od tego wszystkiego o wiele gorsze jest współczucie.
Widzę, jak ich oczy lśnią, gdy patrzą na mnie. Widzę, jak są niepewni, jak bardzo są wystraszeni i zdaję sobie sprawę, że – choć wiedzieli – nie tego się spodziewali. Nie wiem, może liczyli na cud, może liczyli na to, że to wszystko wcale nie jest prawdą.
- Cieszę się, że do nas dołączyłeś.
Ciszę przerywa głos Nialla; uśmiecham się, ponieważ brzmi tak jak zawsze. Choć zdaję sobie sprawę, że są chwilę, gdy wypełnia go troska i chęć chronienia mnie – mimo, iż nie mam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłem – wiem, że Niall wciąż jest taki sam. Wciąż traktuje mnie tak samo, jak wcześniej i w jego oczach nie widzę litości, żalu czy bólu. Jestem mu za to cholernie wdzięczny, bo gdyby nie to, prawdopodobnie załamałbym się już dawno.
Zmuszam się do uśmiechu, co w ostatnich dniach wcale nie jest takie trudne, a wszystko to zawdzięczam Niallowi. Popycham koła wózka, podjeżdżając nieco bliżej i zatrzymuję się przy fotelu, na którym siedzi blondyn, oddychając z ulgą, gdy tym razem o nic nie zahaczam i nic nie strącam. Manewrowanie wózkiem przychodzi mi coraz łatwiej. Czuję na sobie ich spojrzenia, więc oddycham głęboko i unoszę podbródek, mierząc się z nimi. Przez chwilę nikt nic nie mówi, po prostu patrzymy na siebie w przeciągającym się milczeniu.
- Dobrze cię widzieć, stary – odzywa się Louis.
W jego głosie słychać tę nutkę rozbawienia; jest łagodny i miękki jak zwykle, takim, jakim go zapamiętałem. Brzmi dobrze. Uśmiecham się, przeczesując palcami włosy.
- Was też – odpowiadam cicho.
Jest niezręcznie i to się czuje. Być może właśnie dlatego Niall sięga ponad poręczą i obejmuje nadgarstek mojej dłoni, która spoczywa sztywno na kolanach. Kiedy spoglądam na niego, on nie patrzy na mnie; widzę jedynie jego profil i kącik ust subtelnie unoszący się ku górze. Moje serce trzepocze mocno w piersi i zagryzam wargi, by powstrzymać uśmiech, który chce rozlać się na mojej twarzy. Chłopcy przyglądają się nam, unosząc lekko brwi, ale nie komentują naszego zachowania.
Chwila skrępowania powoli mija i zaczynamy rozmawiać. Liam opowiada o Danielle – jest, jak zwykle, gdy o niej mówi, niezmiernie podekscytowany, a słowa wychodzą z jego ust z taką prędkością, że ledwo jestem w stanie za nim nadążyć. Potem Louis wspomina o tym, że był w odwiedzinach u swojej rodziny i siostry zmusiły go do urządzenia przyjęcia z herbatką. Śmieję się, wyobrażając go sobie w smokingu i cylindrem na głowie, trzymającego w palcach ucho różowej, plastikowej filiżanki; śmieję się jeszcze głośniej, gdy Niall wybucha gromkim śmiechem, odrzucając głowę do tyłu i rumieniąc się wściekle.
Siedzimy tak wspólnie i mijające minuty zamieniają się w godziny; i wszystko wydaje się być takie, jak dawniej. Rozmawiamy i śmiejemy się, i mam wrażenie, że wszyscy zapomnieli o tym, że siedzę na wózku – włącznie ze mną. Mimo wszystko, odczuwam różnicę. Harry jest tym, który odzywa się sporadycznie, a żaden z chłopców nie wspomina o wypadku, o fanach, występach czy w ogóle o naszej karierze. Tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Nie mam nic przeciwko – nie jestem w stanie o tym myśleć, o przeszłości, która już nigdy nie będzie moją przyszłością.
W końcu jednak nasza rozmowa zostaje przerwana przez głośny dźwięk wydobywający się z brzucha Nialla. Chłopak rumieni się i dopiero, gdy puszcza moją rękę, aby przeczesać palcami włosy, uświadamiam sobie, że przez cały ten czas nasze palce były ze sobą splecione. Patrzę na niego w milczeniu, z lekkim uśmiechem na ustach, czując dziwną pustkę i tęsknotę za jego dotykiem.
- Zrobiło się późno – rzuca Liam.
Powoli odwracam wzrok od Nialla; rzeczywiście, słońce chowa się za koronami drzew, zalewając świat ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Liam wstaje powoli, krzywiąc się na dźwięk strzykających kolan i zerka na pozostałych chłopaków.
- Więc chyba będziemy się zbierać i... – zaczyna, ale przerywam mu natychmiast.
- Możecie zostać na kolacji – mówię pewnym głosem.
Czuję na sobie ich zaskoczony, ale wdzięczny wzrok. Usta Harry'ego drgają lekko, a oczy Louisa świecą i mam wrażenie, że wszystko jest tak, jak dawniej.
- Jesteś pewny? – pyta Liam.
Zanim mam okazję odpowiedzieć, wyprzedza mnie Niall, który śmieje się, wstając ze swojego miejsca.
- Oczywiście, że jest pewien, skoro to nie on będzie tym, który musi przygotować jedzenie – mówi z szerokim uśmiechem na twarzy, przesuwając palcami przez moje włosy.
Nie jestem w stanie nic poradzić na przyjemne dreszcze przebiegające przez moje ciało na ten intymny dotyk. Pochylam głowę, świadom wzroku chłopców, a także rumieńców wpełzających na szyję i policzki; nie wiem, skąd to się bierze, ale tak właśnie się dzieje i wbrew wszystkiemu nie mam nic przeciwko. To miłe uczucie, dobre uczucie.
- Wszyscy mają ochotę na chińszczyznę? – woła Niall z kuchni.
- Pójdę zobaczyć, czy potrzebuje pomocy – mówi Liam, wstając z kanapy, a zaraz za nim podąża Louis, który mruczy coś o konieczności skorzystania z toalety.
Zostaję sam na sam z Harrym i zapada cisza, wyjątkowo niezręczna i krępująca po ostatnich godzinach wypełnionych rozmowami. Odchrząkuję, a moje myśli pędzą, chcąc jakoś wypełnić tę dziwną ciszę i pustkę, ale nic nie przychodzi mi do głowy, dlatego zagryzam w konsternacji wargę. Po chwili do moich uszu dobiega stłumiony szloch. Podrywam wzrok, patrząc na drżące ramiona Harry'ego i jego pochyloną głowę, i jestem w szoku. Widzę, jak chowa twarz w dłoniach i słyszę jego urywany oddech, i moje serce łamie się na ten widok. Tak było zawsze; zawsze bolało mnie patrzenie na cierpienie przyjaciół.
- Harry... – szepcę, podjeżdżając do niego.
Koła suną z łatwością po podłodze i po chwili układam dłoń na jego kolanie, gdy od kręci głową.
- Boże... Boże, Zayn, tak bardzo... Tak bardzo przepraszam... – Jego głos urywa się i załamuje po każdym słowie. – Boże, Zayn, przepraszam, przepraszam, przepraszam. – Powtarza coraz głośniej, zanosząc się płaczem.
Czuję suchość w ustach, a moje gardło zaciska się i nie jestem w stanie przełknąć śliny. Oczy zaczynają uporczywie szczypać, kiedy wciągam powietrze nosem, starając się uspokoić kołatanie serca, ponieważ nie chcę tego słuchać. Chcę zapomnieć o tym, co się stało, o tym, że siedzę na tym pieprzonym wózku. Chcę zapomnieć. Ale Harry płacze i nie mogę go tak zostawić, nawet jeśli jedyne, czego teraz pragnę, to uciec stąd jak najszybciej, jak najdalej. Gdzieś, gdzie nie będę musiał myśleć o tym, że już nigdy nie wstanę.
- Nie masz za co przepraszać, Harry – mówię łagodnym głosem.
Kiedy słowa wiszą w powietrzu, uświadamiam sobie, że naprawdę mam to na myśli. Harry naprawdę nie ma za co przepraszać, bo to naprawdę nie jest jego wina. Unoszę kąciki ust w uśmiechu, gdy Harry zerka na mnie spod długich rzęs, na których wiszą ciężko kropelki łez. Jego zielone oczy lśnią od łez i są nieco zaczerwienione, ale to nic w porównaniu z bólem, jaki w nich odnajduję. Zachłystuję się powietrzem, ponieważ to uczucie – jego ból – jest przytłaczające. W milczeniu rozdziera mnie od środka i nawet nie potrafię wyobrazić sobie tego, co on musi czuć. To ból człowieka, który wiele przeszedł, który nosi na barkach wielki ciężar, który znosi go w milczeniu i w pokorze. Ból, którego Harry nigdy nie powinien doznać.
Powoli zaciskam palce wokół jego nadgarstka i ciągnę jego dłoń w dół, odsłaniając bladą, zmęczoną twarz, mokrą od słonych łez. Uśmiecham się łagodnie, kciukiem zataczając kółka na wierzchu jego ręki.
- Tu nie ma twojej winy – mówię cicho, spokojnie.
Harry kręci głową, a w jego oczach lśnią kolejne łzy, ale nim ma okazję coś powiedzieć, ja kontynuuję.
- Nic z tego, co się stało, Harry, nie jest twoją winą – mówię stanowczo. – Tak, nie podoba mi się to, że siedzę na tym pieprzonym wózku, i tak, to mnie przerasta. Ale żyję, tak? Żyję i to ma znaczenie. Ty żyjesz, Harry. Obaj przeżyliśmy. Nie mogę znieść nawet myśli, że mógłbyś umrzeć, że to ty mógłbyś znaleźć się na moim miejscu, Harry.
Ściskam jego dłoń, by potwierdzić swoje słowa. Bo mówię prawdę, cholerną prawdę. Mogę użalać się nad sobą, mogę nienawidzić wszystko i wszystkich, ale gdyby coś się stało Harry'emu... Gdyby coś stało się któremukolwiek z chłopaków... Nie byłbym w stanie tego przeżyć.
- Przepraszam, Zayn... Nigdy nie chciałem, by coś ci się stało...
Kręcę w milczeniu głową, sięgając ręką, by zetrzeć wilgotne ślady z jego policzków.
- Wiem to, Harry. I nie spędzę całego życia na tym pieprzonym wózku. Wierzę w siebie i się nie poddam. I wiem, że są ludzie, którzy także we mnie wierzą. Ludzie tacy jak ty. Nie poddam się – mówię, nieświadomie powtarzając słowa Nialla.

Nie pozwól mi upaść - ✔ (Ziall) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz