Część 6

78 7 0
                                    

Popycham koła wózka, rozglądając się po pomieszczeniu. Jest tu zastraszająco czysto i sterylnie, i czuję się tak, jakbym znów wrócił do szpitala. Nie podoba mi się to uczucie, dlatego jestem wdzięczny Niallowi, który idzie obok mnie, również zerkając na boki. Moje serce bije w przyspieszonym tempie, a wnętrzności ściskają się boleśnie i mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Gdybym tylko mógł, uciekłbym stąd ile sił w nogach. Problem w tym, że to niemożliwe...

- Pan Malik!

Zatrzymuję się i nerwowo obracam głowę, przeklinając w duchu niemożność nagłego odwrócenia się tak, jak robi to Niall. Powoli, wciąż nieco niezdarnie popycham koła wózka, przesuwając się, by ujrzeć Elizabeth Monroe, kobietę, którą spotkałem nie tak dawno w szpitalu. Ma na sobie luźne, czarne dresy i białą koszulkę polo, a kręcone włosy spięte w wysoką kitkę. Jej wąskie usta układają się w uśmiech, gdy patrzy na mnie zza swoich okularów.

- Więc, zabierajmy się do roboty! – mówi radosnym, zdecydowanym głosem, idąc w naszym kierunku.

Podrzuca w dłoni klucz, a potem mija nas i nawet nie zwraca uwagi na to, czy za nią idziemy. Spoglądam niepewnie na Nialla, a on uśmiecha się łagodnie i kładzie dłoń na moim ramieniu, co natychmiast mnie uspokaja. Elizabeth chrząka niecierpliwie, otwierając przede mną białe drzwi.

- Panie Horan, może pan wyskoczyć na jakąś kawę czy coś. To trochę zajmie.

- Ale myślałem, że... – zaczyna, ale kobieta natychmiast mu przerywa.

- Nie sądzę, by był pan nam dziś potrzebny, panie Horan. Może innym razem.

Niall patrzy na mnie, a w jego niebieskich oczach połyskuje niezdecydowanie. Zagryza wargi i przenosi wzrok na kobietę, kiwając niepewnie głową.

- Wrócę za godzinę – mamrocze cicho, przesuwając palcami przez moje włosy, a potem się odwraca.

Patrzę za nim, gdy odchodzi, a moje serce ściska się boleśnie, co jest dziwne. Nie powinienem się tak czuć, to nie ma większego sensu. Niall odwraca się jeszcze, tuż przy drzwiach wyjściowych i posyła mi uśmiech, który natychmiast rozjaśnia pokój. Mam wrażenie, że moje policzki zaczynają robić się gorące, ale nie mam czasu, by się nad tym zastanawiać, ponieważ mój wózek rusza i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to Elizabeth go popycha.

- Sam umiem się poruszać – mruczę, gdy kobieta zamyka za nami drzwi od sali.

- Nie wątpię – odpowiada, chichocząc. – Ale gdybym miała czekać, aż przestaniesz gapić się za blondaskiem, minęłyby wieki.

Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami, a ona tylko chichocze, zapalając światło i okładając torebkę na niewielki stoliczek ustawiony w rogu pokoju.

- Ja... Ja nie... – jąkam się, nie wiedząc do końca co odpowiedzieć.

Elizabeth kręci głową, zakładając ręce na piersi i patrząc na mnie poważnym wzrokiem.

- Nie musisz mi się tłumaczyć, Zayn – mówi. – Nie jestem tu, by cię osądzać, ale żeby ci pomóc, okej? Więc może zabierzmy się do pracy.

Przytakuję jej w milczeniu i rozglądam się po pomieszczeniu; ściany pomalowane są na ohydny żółty kolor, a do jednej przymocowane są drewniane drabinki, takie jak w szkolnych salach gimnastycznych. Na podłodze rozłożone są materace i wszędzie porozrzucane leżą gumowe piłki różnej wielkości. Z boku dostrzegam dwie poręcze przymocowane do posadzki i zastanawiam się do czego służą, ale wtedy właśnie Elizabeth przyciąga moją uwagę, machając do mnie.

Nie pozwól mi upaść - ✔ (Ziall) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz