Rozdział 7: Paryskie fantazje

184 20 31
                                    

Kaoru grzebał niemrawo w talerzu z ledwo ruszonym obiadem. Bardziej niż jedzeniem był poruszony sytuacją, towarzystwem i miejscem w jakim się znajdował. Z delikatnym uśmiechałem pochłaniał otaczającą go woń jedzenia, świec oraz wina roznoszącą się po restauracji, w której razem z Kojiro i trójką znajomych spędzał czas. Samo pomieszczenie oprócz przyjemnej mieszanki zapachów, miało jeszcze do zaoferowania atrakcyjny wygląd. Przeważający brąz oraz pastelowe odcienie niebieskiego nadawały mu spokojną aurę, a wszechobecne drobne ozdoby ze szkła oraz świeże kwiaty dodawały mu ciepła, czegoś kojarzącego się z domem.

W tej chwili i w tym miejscu różowowłosy czuł się naprawdę dobrze. Zapatrzony w obrazy na ścianach czy widoki za oknem, odpływał w głąb swoich myśli. Zaraz jednak z nich wracał, aby nie stracić wątku rozmowy, którą prowadzili jego towarzysze.

Tak jak się tego spodziewał, przez całe ich wspólne wyjście to Kojiro był liderem w grupie. Bez niego większość rozmów szybko by umarła, a grobowa, niezręczna cisza zapanowałaby między zgromadzonymi. Był wdzięczny za to, że mógł go mieć przy sobie w takich sytuacjach. Pewność, że on sam z natury przejmie zajmowanie się towarzystwem na siebie, była dla niego sporym odciążeniem. To nie tak, że nie umiał rozmawiać ze znajomymi, po prostu zawsze musiał zakładać do tego jakąś maskę. Ciężko przychodziło mu bycie naturalnym wśród ludzi, których nie znał najlepiej i nie wiedział na ile może sobie pozwolić.

Manie przy sobie kogoś przy kim mógł być sobą, czuć się pewnie i nie być pozostawionym w tyle, było dla niego prawdziwym błogosławieństwem - najcieplejszym i najmilszym aspektem ich przyjaźni. Po ośmiu miesiącach rozłąki doceniał go jeszcze bardziej, a duża dłoń co chwilę lądująca na jego ramieniu w trakcie żywej gestykulacji, budziła na jego twarzy delikatny uśmiech.

- Zaraz mu wyrwiesz to ramie – zaśmiał się opalony blondyn, wskazując placem na rękę Kojiro, która po raz tysięczny z impetem wylądowała na barku Cherry'ego.

- Spokojnie, szło przywyknąć – parsknął cicho różowowłosy znad kieliszka czerwonego wina.

- Ma jeszcze drugie – powiedział prześmiewczo Joe, zerkając za plecy Kaoru.

- Wracając do tematu rozmowy – odezwała się, siedząca naprzeciwko dziewczyna. – Kojiro, jakie masz plany po skończeniu szkolenia?

Wywołany westchnął głęboko i zwrócił swój wzrok w kierunku złotookiego, który rzucił mu pytające spojrzenie. Z lekkim uśmiechem zsunął swoją dłoń z ramienia przyjaciela, delikatnie gładząc ciągnący się wzdłuż jego pleców warkocz. Biła od niego coraz większa ekscytacja, udzieliła się ona jego towarzyszom, którzy ze zniecierpliwieniem oczekiwali odpowiedzi.

- Uwaga, będą poważne ogłoszenia! Proszę się mocno trzymać i słuchać uważnie – powiedział na tyle wyniosłym głosem, że wszyscy przy stole mimowolnie się spięli. – Za dwa miesiące wracam do Japonii i odświeżam rodzinny biznes. Pozwolili mi przejąć pod dowodzenie restaurację!

Po lokalu rozległy się okrzyki gratulacji i oklaski. Zgromadzeni w restauracji goście, nie wiedząc co się dzieje, dołączyli się do owacji. Kojiro zaśmiał się dźwięcznie, ciesząc się uwagą oraz uznaniem towarzyszy. Jednak jeden z nich siedział cicho, wlepiając w niego swoje szeroko otwarte oczy.

- Naprawdę wracasz za dwa miesiące? – zapytał z niedowierzaniem różowowłosy, na co Joe ponownie się zaśmiał.

- Naprawdę – powiedział z uśmiechem i zamaszyście objął Kaoru, przyciągając zdezorientowanego mężczyznę do swojej piersi. – A ty kończysz niedługo studia, nie? Nasze powroty do domu się zgrają.

- Wow... - wydusił z siebie dalej pełen emocji Cherry. - Dobrze będzie mieć cię znowu blisko...

- Czyżbyś cierpiał z tęsknoty za mną? – zapytał zgryźliwie, nieustannie błyszcząc białymi zębami.

Ciężka sztuka prawidłowej komunikacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz