- Daj mi je.
Kojiro przechwycił pakunki trzymane przez różowowłosego i odszedł z nimi w głąb pokoju. Kaoru bez słowa obserwował sylwetkę, która zaraz zniknęła z jego pola widzenia. Niezgrabnie zamknął drzwi i z nadzwyczajną trudnością podjął się rozpinania guzików swojego płaszcza. Palce mu drżały i plątały się, a zmarszczki na czole z każdą sekundą robiły się coraz większe.
- Spierdolę się zaraz! – wrzasnął, a jego umysł przejęła chęć rozerwania biednego płaszcza.
Joe w odpowiedzi na krzyk, wrócił szybko do przyjaciela. Na widok rozwścieczonego, siłującego się z guzikami Kaoru głośno parsknął. Cherry rzucił mu nienawistne spojrzenie, a ten odpowiedział mu tym pobłażliwym.
- Aż tak ci wino weszło, że się rozpiąć nie umiesz? – zaśmiał się i ruszył mu na pomoc.
- Wino... Zimno... Przyjaciel, który wyznał mi przed chwilą miłość...- mocno podkreślił ostatnie zdanie, na co rozpinający guziki zielonowłosy prychnął pod nosem.
- No tak, zawsze moja wina.
- A czyja?
Joe teatralnie pokręcił głową, głośno przy tym wzdychając. Ściągnął z naburmuszonego Kaoru płaszcz, a on nie siląc się na żadne podziękowania przykucnął, aby zająć się swoimi butami.
Zielonowłosy obserwował go uważnie. Po raz tysięczny w swoim życiu zaczął się zastanawiać co właściwie pociąga go w tym gburowatym dupku, który z trybu wtulania się i pocałunków w ciągu sekundy potrafi przejść w tryb wściekłego, roszczeniowego pięciolatka.
- Dobrze wyglądasz w tym swetrze – wyrwało mu się, gdy Cherry nadal był skupiony na swoich sznurówkach.
Zaskoczony oderwał swój wzrok od butów i zwrócił swoją lekko zarumienioną twarz w stronę Kojiro.
- Dzięki... - rzucił szybko i speszony spuścił głowę.
Serce Joe mocniej zabiło, a przyjemne ciepło ogarnęło jego ciało. Mimowolny, delikatny uśmiech wdarł się na jego usta. Ponownie przekonał się, że właśnie tym co go pociągało w Kaoru, było - o ironio – to, że jest gburowatym, zmiennym, ale kochanym dupkiem.
Bycie powodem zarówno jego (wielce według Kojiro zabawnych) wybuchów złości, jak i zarumienionych policzków, było słodkim, życiowym zwycięstwem Joe. Nie chciał się tą rolą dzielić z nikim, a dzisiejsze wyznanie przybliżyło go do tego stanu. Oczywiście było jeszcze wiele innych rzeczy, które podobały mu się w Kaoru, jednak z jakiegoś powodu właśnie to wzbudzało w nim największe i najcieplejsze uczucia.
Cherry podniósł się szybko i głośno odchrząknął.
- Rusz dupę – zażądał, po czym odwrócił Kojiro plecami do siebie i wypchnął go z mikroskopijnego przedpokoju w głąb pomieszczenia.
Joe zaśmiał się dźwięcznie, a Kaoru prychnął pod nosem. Wszystko wydawało być tak jak zwykle. Ich docinki, rozmowy, gesty wydawały się niezmienione – takie jak zwykle. Jednak w głowie Cherry'ego kiełkowała myśl, że to już nie było „tak jak zwykle". Doszło do zmian między nimi, a uścisk w jego żołądku mu o tym dobitnie przypominał.
Wyższy mężczyzna wydawał się nie podzielać problemu Kaoru. Nic sobie nie robiąc z humorków drugiego, wrócił do rozpakowywania zakupów. Zaczął opowiadać o winie, oglądał każdy zakupiony produkt bardzo dokładnie, wszystko towarzyszowi komentując, chociaż on o to nie prosił - tak jak zwykle.
Jednak dla Cherry'ego to już nie było „tak jak zwykle". Już nigdy nie będzie.
Nie patrzył, nie słuchał, nie czuł obecności swojego „tylko przyjaciela". Teraz Kojiro był kimś więcej. Przekroczyli granicę, z której nie ma odwrotu. Ich relacja przechodziła właśnie wielki przełom - do Kaoru zaczęło to docierać. Analiza tej sytuacji zajęła jego cały umysł. Każda myśl była głośniejsza od poprzedniej, bardziej irytująca, napawająca go nieracjonalnym strachem. Nadeszły zmiany. Cherry'ego zjadał przez nie niepokój, a Kojiro wydawał się nimi niewzruszony. We wszystkim co robił nadal był „taki jak zwykle".
CZYTASZ
Ciężka sztuka prawidłowej komunikacji
Fanfiction"Krzyki, wyzwiska, niedopowiedzenia, a jednak dalej trzymamy się razem. Tylko że nie tak blisko, jak byśmy tego chcieli." Opowiadanie o tym co się wydarzyło, gdzie popełnili błędy i jak powoli zaczęli je naprawiać. Podróż przez burzliwą przeszłość d...