Rozdział 3: Schody na drodze do szczęścia i wolności Kaoru

200 24 13
                                    

Promienie słońca, które przeciskały się przez szparę między ścianą a zasłoną, nieszczęśliwie postanowiły padać wprost na oczy Kaoru. Pod ich wpływem otworzył je niechętnie i zaraz z powrotem je zmrużył, oślepiony przez nieznośne promyki. Niezadowolony podniósł się do siadu, przecierając je lekko. W końcu rozejrzał się dookoła, badając rozmazany pokój, w którym spał. Spojrzał na drugą stronę łóżka, która gdy zasypiał była zajęta. Teraz była pusta i chłodna, jakby nieużywana. Delikatnie ją pogładził, poczym wyciągną rękę w kierunku półki nocnej. Założył swoje okulary i odblokował telefon.

Nie spodziewał się żadnej konkretnej wiadomości. Raczej chciał zobaczyć, która była godzina i ewentualnie zajrzeć na maila. Dlatego zdziwił się, gdy zobaczył wiadomość od Joe, mówiącą aby do niego zadzwonił jak wstanie.

Tak się wcześniej nie zdarzyło, dlatego z lekkim zmieszaniem odczytał to powiadomienie. „O co mu tym razem chodzi" zapytał się w myślach, ale zaraz dotarło do niego w jakim jest stanie. Niechętnie przyznał, że sam z łóżka nie wstanie. A nawet jak podejmie tego próbę, to daleko nie zajdzie.

Z niesmakiem wybrał numer do zielonowłosego, który po chwili odebrał.

- Gdzie Carla? – zaczął Kaoru, nie siląc się na uprzejmości.

- Witaj czterooka mumio, dzień dobry tobie również – odparł drwiąco jego rozmówca. - Jak mi się spało? Nie za dobrze, ale dzięki, że pytasz.

- Pytam poważnie – warknął, marszcząc brwi.

- Jest na dole – odpowiedział niechętnie.

- Przynieś ją tutaj.

- Nie zmieścisz się z tym wózkiem w korytarzu, nie ma sensu.

- A skąd ty to możesz wiedzieć?

- Zaraz do ciebie przyjdę, poczekaj chwilę.

Rozłączył się, a Kaoru prychnął zirytowany. Ze złością spojrzał najpierw na swoje ręce, a potem na nogi, które okrywały opatrunki. „Co teraz?" zapytał się w duchu. Nienawidził być zależny od Kojiro, zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało. Jednak obecnie był w sytuacji bez wyjścia. Napawała go ona gniewem, który stał się przykrywką dla wstydu.

Zaraz usłyszał ciężkie kroki, które w szybkim tempie zbliżały się do drzwi. Zestresowało go to w pewien niezrozumiały sposób, przez co aż drgnął gdy drzwi skrzypnęły, a do pokoju weszła znajoma mu osoba.

- Co ci jest? – zapytał Joe, gdy zobaczył siedzącego jak na szpilkach różowowłosego.

- Nie wiem... - wydukał. Zaraz po tym wziął głęboki oddech, aby przywrócić się do porządku. – Chyba przedawkowałem twoje towarzystwo i mam jakieś skutki uboczne.

- Oh, jak mi przykro – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem. – Wygląda na to, że będę musiał sobie pójść, żeby ci się poprawiło.

To powiedziawszy odwrócił się na pięcie i postawił krok w stronę drzwi.

- Hej! – warknął Cherry, ze złością patrząc na drwiącego z niego Kojiro. – Muszę być w szpitalu na jedenastą.

- To jeszcze dużo czasu. – Odwrócił się tanecznym krokiem z powrotem do rozmówcy. – Masz nareszcie czas, żeby tu spędzić poranek – dodał z uśmiechem, który zdaniem Kaoru nie zwiastował niczego dobrego.

- Ty nie masz pracy przypadkiem? – zapytał pretensjonalnie.

- Serwujemy głównie dania obiadowe, więc otwieramy w porze lunchowej – odparł niewzruszony.

Ciężka sztuka prawidłowej komunikacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz