Promienie słońca, które przeciskały się przez szparę między ścianą a zasłoną, nieszczęśliwie postanowiły padać wprost na oczy Kaoru. Pod ich wpływem otworzył je niechętnie i zaraz z powrotem je zmrużył, oślepiony przez nieznośne promyki. Niezadowolony podniósł się do siadu, przecierając je lekko. W końcu rozejrzał się dookoła, badając rozmazany pokój, w którym spał. Spojrzał na drugą stronę łóżka, która gdy zasypiał była zajęta. Teraz była pusta i chłodna, jakby nieużywana. Delikatnie ją pogładził, poczym wyciągną rękę w kierunku półki nocnej. Założył swoje okulary i odblokował telefon.
Nie spodziewał się żadnej konkretnej wiadomości. Raczej chciał zobaczyć, która była godzina i ewentualnie zajrzeć na maila. Dlatego zdziwił się, gdy zobaczył wiadomość od Joe, mówiącą aby do niego zadzwonił jak wstanie.
Tak się wcześniej nie zdarzyło, dlatego z lekkim zmieszaniem odczytał to powiadomienie. „O co mu tym razem chodzi" zapytał się w myślach, ale zaraz dotarło do niego w jakim jest stanie. Niechętnie przyznał, że sam z łóżka nie wstanie. A nawet jak podejmie tego próbę, to daleko nie zajdzie.
Z niesmakiem wybrał numer do zielonowłosego, który po chwili odebrał.
- Gdzie Carla? – zaczął Kaoru, nie siląc się na uprzejmości.
- Witaj czterooka mumio, dzień dobry tobie również – odparł drwiąco jego rozmówca. - Jak mi się spało? Nie za dobrze, ale dzięki, że pytasz.
- Pytam poważnie – warknął, marszcząc brwi.
- Jest na dole – odpowiedział niechętnie.
- Przynieś ją tutaj.
- Nie zmieścisz się z tym wózkiem w korytarzu, nie ma sensu.
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
- Zaraz do ciebie przyjdę, poczekaj chwilę.
Rozłączył się, a Kaoru prychnął zirytowany. Ze złością spojrzał najpierw na swoje ręce, a potem na nogi, które okrywały opatrunki. „Co teraz?" zapytał się w duchu. Nienawidził być zależny od Kojiro, zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało. Jednak obecnie był w sytuacji bez wyjścia. Napawała go ona gniewem, który stał się przykrywką dla wstydu.
Zaraz usłyszał ciężkie kroki, które w szybkim tempie zbliżały się do drzwi. Zestresowało go to w pewien niezrozumiały sposób, przez co aż drgnął gdy drzwi skrzypnęły, a do pokoju weszła znajoma mu osoba.
- Co ci jest? – zapytał Joe, gdy zobaczył siedzącego jak na szpilkach różowowłosego.
- Nie wiem... - wydukał. Zaraz po tym wziął głęboki oddech, aby przywrócić się do porządku. – Chyba przedawkowałem twoje towarzystwo i mam jakieś skutki uboczne.
- Oh, jak mi przykro – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem. – Wygląda na to, że będę musiał sobie pójść, żeby ci się poprawiło.
To powiedziawszy odwrócił się na pięcie i postawił krok w stronę drzwi.
- Hej! – warknął Cherry, ze złością patrząc na drwiącego z niego Kojiro. – Muszę być w szpitalu na jedenastą.
- To jeszcze dużo czasu. – Odwrócił się tanecznym krokiem z powrotem do rozmówcy. – Masz nareszcie czas, żeby tu spędzić poranek – dodał z uśmiechem, który zdaniem Kaoru nie zwiastował niczego dobrego.
- Ty nie masz pracy przypadkiem? – zapytał pretensjonalnie.
- Serwujemy głównie dania obiadowe, więc otwieramy w porze lunchowej – odparł niewzruszony.
CZYTASZ
Ciężka sztuka prawidłowej komunikacji
Fanfic"Krzyki, wyzwiska, niedopowiedzenia, a jednak dalej trzymamy się razem. Tylko że nie tak blisko, jak byśmy tego chcieli." Opowiadanie o tym co się wydarzyło, gdzie popełnili błędy i jak powoli zaczęli je naprawiać. Podróż przez burzliwą przeszłość d...