Rozdział 5: Powtarzająca się historia

189 22 26
                                    

Kojiro stał oparty o obdartą, starą barierkę na opuszczonej stacji paliw. Był środek bezchmurnej nocy, a mimo to co jakiś czas mijały go pojedyncze samochody. Chociaż w porównaniu z nimi, to jego obecność w tak odludnym miejscu była bardziej zastanawiająca.

Jedynym źródłem światła jakie miał był blask księżyca. Swoją bielą okalał twarz mężczyzny, który z zamyśleniem wpatrywał się w toń morską, jego stojący niedaleko motor oraz ściany ozdobione starymi graffiti.

Ta opuszczona stacja mogła napawać niepokojem, jednak dla Joe była małym azylem - kojarzącym się z przeszłością, śmiechem oraz dawką siniaków. Miał nadzieję, że znajdzie tu chwilę dla siebie, ale szybko się przeliczył.

W końcu nie tylko on znał to miejsce.

- Czułem, że tu będziesz.

Znajomy głos zmącił ciszę panującą w ich starym miejscu spotkań. Zielonowłosy niechętnie oderwał wzrok od falującej wody i zwrócił go w kierunku stojącego za nim mężczyzny.

- Czym ty się tu dostałeś? – zapytał, rozglądając się za motorem Kaoru.

- Shadow mnie wysadził niedaleko stąd.

Podszedł do zielonowłosego i obok niego oparł się plecami o barierkę.

- Dzieciaki zaczęły się zastanawiać gdzie wybyłeś – dodał.

- Dzieciaki, znaczy ty? – odparł z lekkim uśmiechem, a Cherry przewrócił oczami.

- Obiecałeś im imprezę za wygraną Langi, zaczęli cię szukać.

- Ale nie powiedziałem kiedy będzie – stwierdził kąśliwie, na co jego towarzysz cicho parsknął.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza. Kaoru uważnie badał wzorkiem swojego towarzysza, który powrócił do przyglądania się toni morskiej. Był małomówny - co oznaczało tyle, że nad czymś głęboko się zastanawia, coś przeżywa. Nie dziwił mu się, sam był jeszcze poruszony po wyścigu Langi z Adamem. Jednak nie pasowało mu to, że jeszcze przed chwilą na „S" emanował radością, a teraz siedzi przygnębiony w miejscu, które ma dla nich szczególną wartość. Chociaż nie był najlepszy w odczytywaniu ludzkich uczuć, a co dopiero rozmawianiu o nich, dla tego jednego człowieka potrafił zrobić wyjątek. Było z nim o tyle łatwo, że gdy już się przed nim otwierał, to wyrzucał z siebie wszystko z dobitną szczerością. Dzięki temu Kaoru nie musiał się domyślać o co mu chodzi – wiedział, że sam mu to powie.

- Co to za mina? – przerwał ciszę, dalej świdrując złotymi oczami Kojiro.

- Jaka mina? – zapytał zmęczonym głosem.

- Twoja. – Uszczypnął go w policzek, na co ten jęknął niezadowolony. – Dalej przeżywasz dzisiejszy wyścig?

- Nie bardzo – mruknął niechętnie.

- No to?

Zielonowłosy zwrócił swój wzrok w kierunku Cherry'ego, który stał z założonym rękami. Zmierzył go uważnym spojrzeniem. W tym delikatnym świetle tajemnicza atmosfera, którą wokół siebie tworzył w stroju na „S" podwoiła się. Wyglądał pięknie – im dłużej na niego patrzył, tym większy stawał się uścisk w jego żołądku. W końcu wyrwał się z transu, w który wpadł i niepewnie się odezwał.

- Nie widzieliśmy się znowu parę dni.

- Ano... - odparł różowowłosy.

- To aż dziwne... Ostatnio jak cię widziałem to musiałem cię wszędzie dźwigać, a teraz chodzisz w najlepsze.

- Co, tęsknisz za noszeniem mnie? – prychnął Kaoru. – A może za narzekaniem na to?

- Chyba oba na raz – zaśmiał się niemrawo.

Ciężka sztuka prawidłowej komunikacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz