14

428 20 6
                                    

– Za mną – warknął.

Poszli za nim schodami do oświetlonej pochodniami sali wejściowej, rozbrzmiewającej echem ich kroków. Można było wyczuć wspaniale pachnące potrawy z jednej z sal, ale Snape szybko wyprowadził ich od światła i ciepła, schodząc wąskimi schodkami z kamieni w dół, gdzie było dużo chłodniej. To  pewnie były lochy.

– Do środka! – rozkazał, otwierając jakieś drzwi w połowie korytarza.

Weszli do gabinetu. Grace trzęsła się nie tyle z zimna, ci ze strachu. Lepszego początku nauki w Hogwarcie nie mogła sobie wyobrazić.

Tłustowłosy zamknął drzwi, odwrócił się i zmierzył ich zimnym spojrzeniem.

– A więc – zaczął dziwnie łagodnie – słynny Harry Potter i jego wierny towarzysz Weasley gardzą czymś tak przyziemnym jak pociąg, co? A ty – spojrzał na Grace – to pewnie Grace Weasley. Stwierdziłaś, że będziesz brać przykład z bliźniaka? Chcieliście pojawić się tutaj z wielkim hukiem, tak?

– Nie panie profesorze, tylko ta barierka na King's Cross...

– Milczeć! Zdajesz sobie sprawę, że nie pojawiłaś się na własnej Ceremonii Przydziału?

– Panie profesorze, tak jak Harry już zaczął...

– Milcz! Co zrobiliście z samochodem?

Grace przełknęła ślinę. No to się wpakowali. Wiedziała, że z lotu samochodem nic dobrego nie wyniknie. Na domiar złego Snape potrząsnął im przed nosami „Prorokiem Wieczornym”. Czyli ich widziano.

– Widziano was – syknął, wskazując na wielki tytuł na pierwszej stronie: LATAJĄCY FORD ANGLIA BUDZI SENSACJĘ WŚRÓD MUGOLI.

I zaczął czytać na głos fragment gazety:

– Dwóch mugoli w Londynie utrzymuje, że widziało stary samochód przelatujący nad wieżą Poczty Głównej... w południe, w Norfolku, pani Hetty Bayliss, wieszając bieliznę... pan Angus Fleet z Peebles zgłosił policji... razem sześciu lub siedmiu mugoli. O ile dobrze pamiętam, wasz ojciec pracuje w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, tak? – zapytał patrząc na bliźnięta i uśmiechając się jeszcze bardziej jadowicie. – No, no, no... jego własne dzieci...

Grace pomyślała, że gorzej już być nie może.

– Przeszukując park, zauważyłem, że bardzo cenna wierzba bijąca została poważnie uszkodzona – ciągnął dalej Snape.

– To drzewo bardziej uszkodziło nas... – wymamrotał Ron.

– Milczeć! – warknął Snape. – Niestety, nie jesteście w moim domu i nie do mnie należy decyzja o wyrzuceniu was ze szkoły. Chociaż ty nie masz jeszcze przydziału, ale jestem pewien, że pójdziesz w ślady rodzeństwa, patrząc na to jak się tu dostałaś. Poczekajcie tu.

Grace, Ron i Harry spojrzeli po sobie. Cała trójka była blada jak papier. Grace poczuła się okropnie. A jeśli ją stąd wyrzucą? Już pierwszego dnia? Nawet nie chciała o tym myśleć. Czemu nie mogli przejść przez tą barierkę?

Około dziesięciu minut później wrócił Snape ze srogo wyglądającą kobietą z prostokątnymi okularami, a jej włosy były spięte w ciasny, bułeczkowaty kok. Grace podejrzewała, że to profesor McGonagall, o której opowiadało jej rodzeństwo. Wyglądała na bardzo rozgniewaną. Wchodząc uniosła różdżkę, którą wskazała na kominek, w którym natychmiast buchnął ogień.

– Siadajcie – powiedziała, a oni zapadli się w fotele przy kominku. – Czekam na wyjaśnienia.

Ron zaczął opowiadać, zaczynając od barierki, która nie chciała ich przepuścić.

– Dlaczego nie wysłaliście listu przez sowę? Ty chyba masz sowę, co? – zwróciła się do Harry'ego.

No jasne, mogli wysłać sowę. To jest tak oczywiste, a jednak o tym nie pomyśleli.

– Ja... ja nie pomyślałem...

– No właśnie – stwierdziła chłodno kobieta.

Grace zastanawiała się co z jej Ceremonią Przydziału. Skoro się spóźniła, czy mogą ją za to wyrzucić?

Jej rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Snape wyraźnie uradowany, podszedł, aby je otworzyć. Do gabinetu wszedł Dumbledore. Dumbledore, który wyciągnął ją ze sierocińca i zaprowadził ją do rodziny, powiedział jej o magii i o Hogwarcie. A ona prawie ujawniła świat czarodziejów i zniszczyła drzewo, które rosło na terenie szkoły, w której on jest dyrektorem. Poczuła się strasznie, a jego poważna mina i jego spojrzenie, które na nich rzucił.

– Proszę mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiliście. – powiedział Dumbledore po długim milczeniu.

W jego głosie wyraźnie było słychać nutę zawodu. Grace nie była wstanie spojrzeć mu w oczy, więc utkwiła wzrok w swoich butach, które wydawały się teraz bardzo ciekawe. Tym razem to Harry opowiedział, dlaczego zjawili się tutaj latającym samochodem, ale zataił do kogo należał zaczarowany samochód, dając do zrozumienia, że ich trójka znalazła  jakiś latający samochód zaparkowany w pobliżu dworca.

Dziewczynę zdziwiło, że dyrektor nie zapytał o samochód. Gdy opowieść Harry'ego dobiegła końca, profesor Dym przypatrywał im się długo przez swoje okulary.

– Pójdziemy zabrać swoje rzeczy – powiedział Ron bez cienia nadziei.

– O czym ty mówisz, Weasley? – warknęła McGonagall.

– No przecież wylatujemy ze szkoły, prawda?

– Nie dzisiaj, panie Weasley – powiedział Dumbledore, a Grace poczuła wielką ulgę. – Musi jednak do waszej trójki dotrzeć, że to, co zrobiliście, jest bardzo poważnym wykroczeniem. Jeszcze dziś napiszę do waszych rodzin. Muszę was również ostrzec, że jeśli coś takiego się powtórzy, nie będę miał wyboru. Wyrzucę was ze szkoły.

Snape nie wyglądał na zadowolonego. Odchrząknął i powiedział:

– Profesorze Dumbledore, te dzieci pogwałciły dekret o ograniczeniu używania czarów przez małoletnich czarodziejów, spowodowały poważne uszkodzenie bardzo starego i cennego drzewa... Z całą pewnością tego rodzaju zachowanie...

– Ukaranie tych chłopców należy do profesor McGonagall, Severusie – Są z jej domu i to ona ponosi za nich odpowiedzialność. A jeśli panna Weasley trafi do Slytherinu, wtedy to ty ją ukarzesz, bo to pierwszy raz jak łamie jakikolwiek przepis, więc nie byłoby można jej wyrzucić – po tych słowach zwrócił się do profesor McGonagall – Muszę wracać na ucztę, Minerwo, mam im jeszcze coś do powiedzenia. Chodź, Severusie, spróbujmy tego wspaniałego ciasta z kremem, wygląda naprawdę zachęcająco.

Snape obrzucił Harry'ego, Rona i Grace jadowitym spojrzeniem i pozwolił się wyprowadzić z gabinetu, pozostawiając ich sam na sam z profesor McGonagall, która im się przyglądała.

– Wciąż krwawisz, Weasley, powinieneś iść do skrzydła szpitalnego.

– To nic wielkiego – odpowiedział Ron, obcierając sobie rękawem czoło. – Pani profesor, czy mógłbym zobaczyć, jaki przydział dostanie moja siostra...

– Ceremonia Przydziału już się zakończyła. Twoja siostra też jest w Gryffindorze.

– Och, to wspaniale – wyjąkał Ron.

– A jeśli już mowa o Ceremonii Przydziału – zaczęła profesor McGonagall i spojrzała na Grace – Spóźnić się na własną Ceremonię Przydziału. Nigdy o tym nie słyszałam i nigdy nie myślałam, że to się wydarzy, ale przydzielić cię trzeba. Zaraz wrócę.

I wyszła. Grace chyba nigdy nie czuła takiej ulgi. Jednak nie wyleci. Już wcześniej nie chciała trafić do Slytherinu, ale teraz tym bardziej nie chciała. Mówili jej, że Snape traktuje ulgowo Ślizgonów, ale coś czuła, że ona byłaby wyjątkiem.

Kilka minut później wróciła profesor McGonagall niosąc Tiarę Przydziału.

Zaginiona SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz