Rozdział 1

319 61 8
                                    

           Rose nie odezwała się do nikogo przez resztę dnia. Nie miała zamiaru brać udziału w tej farsie, jednak przez Scorpiusa nie miała wyboru. Nie dość, że dał jej ten przeklęty pierścionek, który miał świadczyć o ich pseudo zaręczynach, to dodatkowo zgodził się na coś takiego bez mrugnięcia okiem. Przerastało ją to. Nie mogła uwierzyć, że ich rodzice byli na tyle głupi, aby w dzisiejszych czasach doprowadzić do takiej sytuacji.

           — Rose, zbieramy się na pociąg. Zejdź proszę na dół.

           Hogwart, przez to wszystko zapomniała o szkole, do której wcale nie chciała w obecnej sytuacji wracać. Była upokorzona i wiedziała, że wszyscy uczniowie już o tym wiedzieli. Zgodnie z harmonogramem wysyłki Proroka Codziennego, aktualnie w każdym domu była wielka wrzawa na temat jej zamążpójścia. Wielka Minister Magii wydawała swoją córkę za mąż za syna Dracona Malfoya, który był spadkobiercą ogromnej fortuny. Było o czym plotkować, cały najbliższy rok miała być na językach. Nie wyobrażała sobie jak wiele to mogło zmienić już pierwszego dnia po powrocie z wakacji.

           — Rose, nie mamy czasu. Natychmiast zejdź.

           — Idę już, idę — westchnęła.

           Zeszła na dół po krętych schodach i stanęła przed kominkiem. Sieć Fiuu była już tak powszechna, że nie było domu, gdzie nie można było dotrzeć poprzez ten środek transportu. Jedynym ograniczeniem pozostał specjalny proszek do teleportacji, którego trzeba było mieć spory zapas.

           — Kufry są? — zapytała Hermiona.

           Pierwszy raz od dawna postanowiła odprowadzić swoje dzieci na dworzec. Nie chodziło tutaj już o Hugo, który raczej stronił od towarzystwa matki, tylko o jej pierworodną latorośl. Czuła się winna, bo nie zamierzała położyć całego tego ciężaru a musiała. Z jednej strony wiedziała, że popsuła wiele rzeczy, których nie dało się naprawić lecz w głębi serca chciała zobaczyć co z tego mogło być.

           — Proszek w garść, lecimy.

           Młoda kobieta weszła w płomienie wraz ze swoim bagażem i zniknęła zaraz potem. Przeniosła się na dworzec King Cross. Po wielu rozmowach z mugolskim ministrem udało się wreszcie wyizolować miejsce na terenie stacji, gdzie na spokojnie mogli teleportować się czarodzieje bez wzbudzania podejrzeć ze strony mugoli.

          Dziewczyna stała w niewielkim pomieszczeniu i czekała na resztę domowników, którzy pojawiali się jeden po drugim. Spojrzała na swojego młodszego brata, który rzucił się badawcze spojrzenie.

           — Czemu się gapisz? — syknęła.

           — Nie chciałbym być w twojej skórze — rzucił po cichu.

           Ona też nie chciała jednak nie miała żadnego wyboru. Wyszli na teren terminala i udali się między peron dziewiąty i dziesiąty, gdzie znajdowało się kultowe przejście na stację czarodziejów. Pierwsza przeszła Hermiona, za nią poszedł Ron wraz z Hugo, a Rose stała i patrzyła. Zacisnęła mocno ręce w pięści, wzięła głęboki oddech i przekroczyła mur dzielący ją od pociągu.

           Gdy tylko młoda dziewczyna pokazała się na horyzoncie, wszystkie rozmowy ucichły. Posłała matce mordercze spojrzenie i poszła w stronę kolejki bez pożegnania.

           — Zostaw ją, będzie chciała to do nas się sama odezwie. Na razie nic tutaj nie poradzisz a możesz jedynie bardziej zaszkodzić.

           Ron spojrzał na swoją żonę, która delikatnie pokiwała głową w geście zrozumienia. Nie była w stanie zrobić nic innego, zostało jej czekanie, które mogło się ciągnąć miesiącami.

Promise | ScoroseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz