▪ Rozdział 12 ▪

705 50 23
                                    

Pov. Raina

15 lipca || 3:59 a.m. ||
   Lato mijało, stosunkowo szybko. Następna godzina, dzień, tydzień i już połowa lipca. Ostatnie dni wydawały mi się piękniejsze i weselsze niż wcześniej.
   Popołudniami siedziałam wraz z Kirą w domu, piłam kakao i rozmawiałam a różnych rzeczach. Częste pytanie: „Opowiesz mi coś?" odbijało mi się echem w głowie. Codzienne opowiadałam historie o świecie umarłych, nieskończonej plaży, zachodzę słońca i różowym niebie.
   Codziennie dzwonił do mnie Max, w pracy go unikałam ale zdołał sobie wywalczyć godzinny rozmów przez telefon, głównie on mówił. Usłyszałam o pogrzebie Kiry w Polsce, przeprowadzę rodziców do USA i o życiu Max'a, głównie o jego spotkaniach z przyjaciółmi.
   Udało mi się też parę razy spotkać z George'm. Po pracy zawsze chodziliśmy na kawę lub do galerii. Zawsze uważnie słuchał moich opowieści o Kirze a ja w zamian słyszałam o jego spotkaniach z znajomymi, zostałam też na nie parę razy zaproszona ale nie mogłabym opuścić rozmowy z siostrą.
   Godzina 6 po południu, następna opowieść o plaży i świecie tych co umarli, tym razem opowiadałam o dziewczyni która popełniła samobójstwo pijąc niebezpieczne środki.
   - Raina - przerwała mi siostra.
   - Eee, tak? - zmieszałam się trochę.
   - Napisz książkę
   - Co?
   - Napisz książkę, napisz o tym co mi codzienne opowiadasz.
   - Czemu? To jest specjalnie dla ciebie, dla nikogo innego
   - Warto się nimi podzielić - wyjaśniła Kira.
   Upiłam łyk kakao zastanawiając się nad tym co usłyszałam. To raczej nie dla mnie.
   W nocy budziłam się parę razy. „Napisz książkę" polecenie zagnieździło się bezpowrotnie w mojej głowie.
   - Czemu miałabym pisać? - zapytałam na głos siebie. Podniosłam się z łóżka, nie wytrzymam. Przeszłam po zimnej podłodze.
   - Ał... - syknęłam raniąc się o rozbity kubek. Nie posprzątałam go, tak samo jak krwi z zasłon i podłogi, obrazów które upadły i pary talerzy które pospadały kiedy czułam, że czegoś mi brakuje.
   Podszedłem do swojego telefonu i wybrałam jeden z 4 zapisanych na nim numerów. Czekałam parę dobrych minut zanim usłyszałam zmęczony głos.
   - Tak?
   - Witaj George - przywitałam się uprzejmie. - Potrzebuję porady
   - Raina, dziewczyno, słuchaj, jest jebana 4 nad ranem - odrzekł tym samym głosem co wcześniej.
   - Myślisz że mogę napisać książkę? - zapytałam nie zwracając uwagi na to co wcześniej powiedział.
   - Rób co chcesz, a mi daj spać - ziewnął zakrywając mikrofon w telefonie. - Weź przyjdź do mnie jutro i się zapytaj jeszcze raz, okej?
   - Jasne, dobranoc - odrzekłam i odrazu się rozłączyłam. Następnie zaczęłam analizować to co powiedział. „Rób co chcesz" - czyli raczej oznacza, że się do tego nadaję.
   Wysypałam zawartość mojego plecaka na zawalony książkami stół, spośród góry niepotrzebnych rzeczy, wygrzebałam mój laptop i poszłam z nim do pokoju.
   Nie miałam pojęcia co napisać.
   Siedziałam, stałam, leżałam, siedziałam na szafie i na parapecie. Pomysł zaistniał w mojej głowie dopiero wtedy kiedy na niebo zaczęło powoli wkraczać pomarańczowe słońce. Zabrałam się za pisanie.

***

   Przyznam się z ręką na sercu, ja nie mam  poczucia czasu. Z moich palców już dawno odpłynęła krew a gardło zatchnęło do takich rozmiarów że nie mogłam nic powiedzieć, zresztą i tak nie miałam co. Jednak ciche poklikywanie nadal roznosiło się po pokoju. Księżycowy blask wpadał do pokoju przez niepełnie zasłonięte okno.
   Słyszałam odgłosy miasta, lecz moje głowa już dawno przerobiła je na szum fal. Właśnie, szum fal...
   Podeszłam do okna. Brak miasta, zamiast budynków widziałam plażę, morze, palmy i piasek.
   Otworzyłam okno na oścież. Przerzuciłam ostrożnie nogi przez krawędź parapetu i podparłam się rękami.
   Plaża dokładnie taka o jakiej pisałam, idealnie biała zalewana falami przejrzystymi jak szkło. Woda ciągnąca się po horyzont. Lekki wiatr, wprawiał w ruch moje nie związane kosmyki włosów oraz niedopraną koszulkę przyjaciela chłopaka który ocalił mi życie.
   Przymknęłam oczy. Cieszyłam się tą chwilą. Nie wiedziałam czy był to sen, już od dawna nie rozróżniam go od rzeczywistości. Wszystko jednak nie może trwać wiecznie.
   Pod moim domem zatrzymało się auto. Plaża zniknęła, pojawiła się moja dzielnica.
   - Proszę nie skakać! - zawołała osoba z dołu. Nie skakać? Zaraz, o co cho-
   Zauważyłam swoją pozycję, prawie spadałam z parapetu. Jak najszybciej wciągałam się do środka pomieszczenia i z głośnym trzaskiem upadłam na podłogę.
   - Następna rana do kolekcji - oceniłam dotykając zdartych kolan.
   Położyłam się na ziemi, podkuliłam kolana i zasnęłam. Znaczy, chyba zasnęłam, przecież wspominałam już, że nie potrafię odróżniać snu od rzeczywistości.

„One Second‟  ▪ Wilbur x OC ▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz